Góralki, co naszego nieba strzegą

Jan Głąbiński


publikacja 03.02.2015 06:00

Najpierw były szybowce. Teraz jest mundur wojskowy i pochwały od pilotów F16. – Dziewczyny, świetnie się spisałyście – mówią zza sterów koledzy. 


To niewątpliwie rzadki widok. Góralka na pokładzie 
samolotu F16 Archiwum Karoliny Charczuk To niewątpliwie rzadki widok. Góralka na pokładzie 
samolotu F16

Karolina, Angelika i Natalia – wszystkie w stopniu podporucznika – służą w Siłach Powietrznych Wojska Polskiego. 
– Od zawsze pragnęłam latać. Przez całe życie mieszkałam bliżej nieba i zawsze ciągnęło mnie, by być jeszcze wyżej. Rodzice z moim chłopakiem – teraz już mężem – zafundowali mi lot szybowcem na osiemnaste urodziny. I od tego się zaczęło – wspomina Karolina Charczuk z Bukowiny Tatrzańskiej. 
Cały czas towarzyszą jej słowa, które stały się mottem w pracy zawodowej: „Kiedy raz zaznasz lotu, będziesz chodził z oczami wpatrzonymi w niebo, pragnąc tam powrócić”. Sympatyczna góralka w awiację wciągnęła swoją koleżankę, Angelikę Chowaniec z Poronina. Obie skończyły Szkołę Orląt w Dęblinie. Angelika jest nawigatorem statku powietrznego, Karolina – nawigatorem naprowadzania. 
\

Patent oficerski


Angelika decyzję o swoich planach związanych z lotnictwem podjęła, gdy była w ostatniej klasie słynnego Liceum Plastycznego im. Antoniego Kenara w Zakopanem. Trafiła tam nieprzypadkowo, bo do dziś wyglądem bardziej przypomina artystkę niż kobietę, która współpracuje z pilotami F16. Angelika pracuje w bazie F16 w Krzesinach koło Poznania, a Karolina w bazie wojskowej na lotnisku w Krakowie-Balicach. 
– Kiedyś zabezpieczałam walki powietrzne. Po wykonanych przechwyceniach, usłyszałam od pilota słowa: „Dziewczyno, świetnie się spisałaś, było rewelacyjnie!”. To był najwspanialszy moment w mojej karierze, potwierdzenie, że warto było tyle poświęcić i tyle się uczyć! – cieszy się Karolina. To, że potrafi swoją pracę wykonać bardzo dobrze i inni to doceniają, dodaje jej skrzydeł. – Kierowanie samolotem F16, a dokładnie mężczyzną, pilotem, który siedzi za sterami, nie jest łatwe. Oni też nie są przekonani do tego, że kobieta nawigator potrafi dobrze naprowadzać. Dlatego pochwała od pilota jest bezcenna – zapewnia góralka. 
– Sama możliwość oderwania się od ziemi, a do tego samodzielne pilotowanie maszyny jest czymś wspaniałym, niepowtarzalnym. Każdy kolejny etap szkolenia dostarcza niezapomnianych przeżyć i emocji, które trudno opisać. Wsiadając do śmigłowca, wiem, że warto było się starać i dążyć do upragnionego celu – mówi z kolei Natalia Studencka z Kościeliska, absolwentka kierunku pilotaż śmigłowca w Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. 
Wszystkie dziewczyny wiele przeszły, zanim odebrały upragniony patent oficerski podpisany przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. 


Łzy rodziców 


Po liceum Angelika zrobiła sobie rok przerwy w nauce. Ten rok był jednak czasem wytężonej pracy, bo trzeba było nadrobić zaległości w przedmiotach ścisłych, głównie matematyce i fizyce. Bo na studiach lotniczych nauki ścisłe to podstawa. Angelika zrobiła też elementarny kurs przydatny przed przyjęciem do Dęblina, czyli około 10 godzin lotów samodzielnych na szybowcu. Nauka latania odbywała się na lotnisku w Nowym Targu, a skoki spadochronowe w aeroklubie w Krakowie. W weekendy jeździła też na kursy matematyki i fizyki. Potem były dobrze zdane egzaminy i testy sprawnościowe. Zadania były podobne jak na egzaminie na Akademię Wychowania Fizycznego. Dodatkowo dziewczyna musiała przejść badania stanu zdrowia w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. – A do tego wszystkiego należało jeszcze przedstawić zaświadczenie o niekaralności, bo bez tego ani rusz – uśmiecha się Angelika. 
– Uważam, że zaangażowanie, determinacja i upór w dążeniu do celu są niezbędne, aby realizować swoje plany. Potwierdza to fakt, że dopiero za trzecim razem udało mi się dostać na upragniony pilotaż śmigłowca. Moja zawziętość, jak przystało na góralkę, została jednak w końcu zauważona i nagrodzona – mówi z radością Natalia. 
Zarówno ona, jak i Angelika, z wielkim wzruszeniem wspominają promocję oficerską w Warszawie, która odbyła się pod koniec ubiegłego roku. – W tym ważnym momencie towarzyszyli mi najbliżsi i przyjaciele. Widziałam łzy w oczach taty, mamy, męża oraz to, że są ze mnie bardzo dumni. To było dla mnie wielką rekompensatą za cały wysiłek, który trzeba było włożyć, aby skończyć szkołę w Dęblinie – opowiada Karolina. 
Dumy i wzruszenia nie kryją też rodzice Angeliki, Zofia i Stanisław Chowańcowie z Poronina. – Córka podołała trudnościom i spełniła swe marzenia. Gdy na placu Defilad zobaczyliśmy z żoną córkę w mundurze, były łzy szczęścia – wspomina pan Stanisław. 
– Jestem pierwszym żołnierzem zawodowym w rodzinie. Najdumniejszy z tego jest mój dziadek, który chwali się swoją wnuczką każdemu. To bardzo miłe – przyznaje z kolei Karolina. 


Modlitwa zawsze pomaga


Dziewczyny chętnie dzielą się radami z młodszymi koleżankami (kolegami też), które marzą o karierze lotniczej. – Nie ma na co czekać, trzeba samemu postawić pierwszy krok. Im wcześniej, tym lepiej. Trzeba mieć dobre wyniki w nauce, być zdrowym. Z perspektywy lat wiem, jak ważna jest szkoła. Nie można odpuszczać nauki, bo potem braki bardzo trudno nadrobić, niezależnie od tego, co się będzie w życiu robiło – mówi Angelika. 
– W lotnictwie trzeba być zdecydowanym, opanowanym, a przede wszystkim odpowiedzialnym i zachowywać normy bezpieczeństwa – podkreśla. Trzeba też wciąż się kształcić, bo broń, technologie, oprogramowanie, uzbrojenie cały czas są unowocześniane. – W wojsku wymagania są takie same dla wszystkich. Dla kobiet nie ma taryfy ulgowej. W szkole w Dęblinie przekonałam się, że nawigacja to coś fajnego właśnie dla dziewczyn, które są skrupulatniejsze i dokładniejsze – dodaje.
Pani podporucznik nie wstydzi się też tego, że dba również o swojego ducha. Należy bowiem do Wspólnoty Mamre. – Przychodziły bardzo złe dni. Nie radziłam sobie z wyzwaniami. A modlitwa z braćmi ze wspólnoty bardzo mi pomogła – mówi Angelika, która niedawno uczestniczyła także w nowotarskim Sylwestrze z Jezusem. 
– Wiele razy przekonałam się, że ludzie z gór mają lepszą kondycję niż mieszkańcy innych rejonów Polski. Dzięki temu mamy dużo łatwiej. Ale z drugiej strony trzeba się poświęcić, nastawić na rozłąkę z Tatrami, z rodziną. Jeśli się naprawdę chce służyć w wojsku, to ważna jest wytrwałość. Nie można się zniechęcać – podsumowuje podporucznik Chowaniec, która po ukończeniu Szkoły Orląt była podejmowana z największymi honorami przez starostę tatrzańskiego Piotra Bąka, oraz księdza Stanisława Parzygnata, proboszcza z Poronina. 


Trzeba słuchać serca


Góralki, choć praca bardzo je pochłania, bardzo aktywnie spędzają wolny czas. Muszą bowiem cały czas dbać o formę. – Staram się chodzić na basen, grać w siatkówkę lub po prostu spacerować na świeżym powietrzu – mówi N. Studencka. – Nurkuję, chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, tańczę, jeżdżę na wycieczki, by zobaczyć jak najwięcej ciekawych miejsc. Gdy jestem zmęczona, bardzo lubię grać na gitarze i śpiewać. To mnie relaksuje, wycisza i uspokaja – dopowiada Karolina. 
A wszystko po to, by wytrwać w zawodzie, który stał się ich pasją. A co mają zrobić młodzi ludzie, by znaleźć swoją szansę na dorosłe życie?
– Trzeba zacząć od pomysłu na siebie. Wiedzieć, co lubimy robić, w czym czujemy się mocni lub po prostu, w czym chcemy się sprawdzić i o czym marzymy. Mając cel, trzeba się przygotować, a potem już tylko go realizować – radzi z kolei podporucznik Studencka. – Trzeba zawsze próbować i nigdy się nie poddawać. Najlepiej słuchać swego serca i za nim podążać. Zawsze znajdą się osoby, które realizację tych marzeń będą odradzać, ale i takie, które podadzą pomocną dłoń – to recepta na sukces według Karoliny. •