Smakowite gadanie

Agata Puścikowska

publikacja 26.02.2015 06:00

O tym, jak doktorantka budownictwa wraz z ekonomistą kartę dań do małżeńskiego dialogu napisali.

Autorzy „Karty rozmowy małżeńskiej” z dziećmi Julką i Brunonem roman koszowski /foto gość Autorzy „Karty rozmowy małżeńskiej” z dziećmi Julką i Brunonem

Akademik we Wrocławiu. Małżeństwo z ponadczteroletnim stażem, Agata i Modest Aniszczykowie (W tle dzieci: 3-letnia Julka i maluszek Brunon). Ona, żona – doktorantka budownictwa, a przy tym instruktorka modelu Creightona, pomaga niepłodnym parom. On, mąż – ekonomista i teolog. Kiedyś zajmował się projektowaniem ogrodów czy zakładaniem okien, dziś pracuje w poradniach narzeczeńskiej i dla małżeństw. Z połączenia doświadczeń Agaty i Modesta powstała „Karta rozmowy małżeńskiej” – przedziwna książka, która może sporo namieszać w małżeńskim garnku. Ale efekt raczej będzie i zdrowy, i smaczny, i strawny.

Przygotowanie

– Prapoczątkiem tej książki były chyba… rozmowy z przeróżnymi ludźmi, narzeczonymi i małżonkami. I to, że potrafimy się wczuć w wiele sytuacji, wrażliwości, problemów – mówi Modest. Wcześniej jednak Aniszczykowie działali w duszpasterstwie akademickim. Tam się poznali. Potem, jako małżeństwo, związani byli krótko z Kościołem Domowym, w którym wiele wagi przykłada się do wypracowania tzw. dialogu małżeńskiego. Organizowali też spotkania ewangelizacyjno-formacyjne dla młodych ludzi.

– Właściwie wszędzie, gdzie pracowaliśmy i pomagaliśmy, widać było, że prawidłowy dialog nie przychodzi nam wszystkim łatwo – opowiada Modest. – I nawet gdy małżonkowie są we wspólnocie, która kładzie nacisk na konieczność dialogu, małżeńskie rozmowy sprawiają wielokrotnie trudność. Bywa, że są sztywne i zamiast cieszyć, powodują stres lub znużenie.

Niemniej w małżeństwie gadać trzeba. Ale tak gadać, by się mądrze porozumiewać, zbliżać tą rozmową, rozwiązywać trudności i szczerze mówić o swoich potrzebach, oczekiwaniach, uczuciach.

Aniszczykowie przed ślubem nie mieli z dialogiem problemu. Wiadomo – zero nieprzespanych nocy, dziecięcych kolek, kłopotów związanych z prowadzeniem domu, ze wszystkimi „sprawami niecierpiącymi zwłoki”, jak rachunki, zakupy, gotowanie i sprzątanie. Po ślubie jednak, mimo że w teorii o prawidłowym dialogu wiedzieli sporo, praktyka i ich zaskoczyła. – Okazało się, że brak czasu, codzienna gonitwa, zmęczenie, dość skutecznie zaburzyły nasze wizje dotyczące małżeńskiego dialogu. Dlatego sami musieliśmy zrobić duży wysiłek, by w realiach małżeńskich wypracować konkretne metody na rozmowę – opowiada Agata.

– Dotarło do nas, że nie da się pewnych rzeczy robić spontanicznie. Potrzeba wysiłku, skupienia i chęci. W przeciwnym razie – jeśli nie spełnimy pewnych warunków – zaplanowany dialog czy raczej jego prowadzenie zacznie nas drażnić. I zamiast wzmocnienia małżeńskiej więzi będziemy mieć spory i frustracje – opowiada Modest.

Teraz, by rozmowa małżeńska się udała, Aniszczykowie planują ją z wyprzedzeniem. Umawiają się na konkretny dzień, na godzinę (zawsze gdy dzieci śpią i nie przeszkadzają). Zawsze też planują temat rozmowy. By nie okazało się, że spotkanie zamieni się w rozprawianie o sprawach bieżących: o cieknącym zlewie czy problemach z dziećmi. – Na zwykłe rozmowy, takie spontaniczne i dotyczące wszystkiego, nie umawiamy się. Po prostu je wciąż toczymy – śmieją się Agata i Modest. – I te „zwyczajne” rozmowy zabierają nam 90 proc. wspólnie spędzonego czasu. Ale ważne jest, by najistotniejsze sprawy omawiać w sposób wyjątkowy, przemyślany i… skuteczny.

Praktyczne narzędzia

Aniszczykowie czytali wiele książek o sakramencie małżeństwa, relacjach męsko-damskich, pojawieniu się dzieci. I wielu innych tematach, które wszystkich interesują, lecz… często omawiane są w sposób niezrozumiały lub pozbawiony sensu. Nie dziwi więc, że po lekturze tego typu „podręczników” część par dochodzi do wniosku, że małżeństwa z książki się nie nauczysz. Gdyby jednak stworzyć narzędzie, które usprawni małżeński dialog? Gdyby napisać przewodnik czy poradnik praktycznie i nienachalnie uczący dobrej małżeńskiej rozmowy?

Na podstawie swoich doświadczeń dialogu małżeńskiego i doświadczenia znajomych par zaczęli Aniszczykowie spisywać zasady owocnej rozmowy. By powoli tworzyć cały przewodnik – kartę, w której krok po kroku małżonkowie znajdą pomoc w dialogowaniu. Pomysł, by poradnik przypominał… menu w restauracji pochodzi od o. Karola Meissnera. – Ojciec Karol powiedział kiedyś, że warunkiem dobrej rozmowy małżeńskiej jest wyjście z domu, na przykład do restauracji – opowiada Agata. – Modest wymyślił więc, że nasza książka, czyli narzędzie do małżeńskiego dialogu, mogłaby mieć właśnie formę menu, czyli… karty dań.

W menu, jak w każdej przyzwoitej restauracji, mamy więc do wyboru: przystawkę, danie główne i deser. Ale jak to jeść?

Smakowite, byle… strawne

„Karta rozmowy małżeńskiej” składa się z dwóch części. Pierwsza to książka z opisem wszystkich „potraw”, czyli tematów rozmowy, poruszanych wątków, spraw. Druga, równie istotna, to instrukcja dołączona do książki. Od niej należy zacząć małżeński dialog (a może ucztę?)… Z instrukcji dowiadujemy się, po co małżonkom „przystawka”, na czym powinna polegać, czemu służy, ile powinna mniej więcej trwać.

Przystawka to wstęp do dialogu, przywitanie się, wejście w głąb rozmowy. Małżonkowie wybierają jedną przystawkę – czyli temat. A jest z czego wybierać: co lubię z tobą robić, czym ostatnio cię zaskoczyłem/zaskoczyłam, co małżeństwo zmieniło we mnie na lepsze. Można też wybierać z przystawek – cytatów. Wtedy w krótki sposób małżonkowie rozważają przeczytany fragment dotyczący małżeństwa i miłości, np. z Karola Wojtyły czy dominikanina Mirosława Pilśniaka.

– Potem, jak podczas eleganckiej kolacji, przechodzimy do dania głównego – mówi Modest. – Wybieramy z czternastu kategorii temat dialogu. Może to być „danie” związane z dziećmi, relacjami, można rozmawiać o sakramencie małżeństwa, obowiązkach domowych czy też (bardzo istotne) o współżyciu małżeńskim. Ważne, by ściśle trzymać się tematu. Proponujemy, by przeznaczyć na to od 45 minut do 2 godzin. W zależności od potrzeb i apetytu.

– A następnie jest deser. Czyli podziękowanie sobie za rozmowę, w zasadzie w dowolny sposób: przez wypowiedź, przytulenie, krótką modlitwę. Lub… ciszę – dopowiada Agata. – Jeśli wcześniejsza rozmowa nie szła pomyślnie, jeśli danie główne spowodowało jakieś kwasy, to deser jest czasem, by emocje uspokoić i osłodzić – dodaje. Wtedy również małżonkowie powinni umówić się na kolejne spotkanie i rozmowę. Warto napisać na kartce, co można następnym razem zrobić, jak rozmawiać, by dialog był lepszy. Smaczniejszy. Te postanowienia proponujemy spisać, włożyć do karty, a przed kolejną rozmową je przeczytać.

Karta terapeutyczna?

„Karta rozmowy małżeńskiej” wydana jest bardzo estetycznie. Piękny papier, okładka przypominająca skórę… – Chcemy, by karta była jednocześnie kroniką małżeńską. By starczyła na lata. W książce jest miejsce na notatki, własne przemyślenia – opowiada Modest.

– Wydaliśmy książkę za własne oszczędności, teraz szukamy księgarń, które ją przyjmą i będą sprzedawać. Mamy też własną stronę internetową i prowadzimy sprzedaż online – opowiadają Aniszczykowie. – Mamy wielką nadzieję, że narzędzie, które opracowaliśmy, przyda się wielu parom. Może niejedno małżeństwo wyjdzie z kryzysu. A inne do kryzysu nie dopuszczą…

Ktoś spróbuje? Smacznego.

TAGI: