Czasem czułam się jak Hiob

Katarzyna Buganik

publikacja 04.03.2015 06:00

– Uświadomiłam sobie, że moje dziecko to obietnica, Izaak, i że Bóg – tak jak Abrahama – wystawia nas na próbę. Wcześniej nie myślałam, że to, co Bóg daje, naznaczone jest również trudnym doświadczeniem – mówi Renata.

 Trudne doświadczenia życiowe wzmocniły rodzinę Sywulaków. Wzajemna miłość pozwala im przetrwać ciężkie chwile Katarzyna Buganik /Foto Gość Trudne doświadczenia życiowe wzmocniły rodzinę Sywulaków. Wzajemna miłość pozwala im przetrwać ciężkie chwile

Renata i Piotr Sywulakowie są małżeństwem od prawie dwóch lat i mają 10-miesięczną córkę Sarę. Żona z wykształcenia jest teologiem. Ukończyła studium nad małżeństwem i rodziną, a ponadto studiuje psychoterapię i uczy katechezy w gubińskim gimnazjum. Mąż ukończył pedagogikę ze specjalnością resocjalizacja. Oboje zaangażowani są we wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym pod nazwą „Tron Boga” przy parafii pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej w Gubinie i w ewangelizację w diecezji. Zanim zaczęli wspólne życie, każde z nich przeszło swoją osobistą, trudną drogę, która zakończyła się nawróceniem.

Bramki, ustawki i markowe rzeczy

Piotr ma 36 lat. Przez 25 lat był ministrantem, bo służył już od II klasy szkoły podstawowej. – Biegałem do kościoła kilka razy w tygodniu, by służyć, bo bardzo mi się to podobało. W IV klasie podstawówki po raz pierwszy obejrzałem film „Wejście smoka” z Bruce’em Lee i to mnie bardzo zafascynowało. Tata zapisał mnie na treningi sportów walki i im byłem starszy, tym te sporty bardziej mnie pochłaniały. W kościele służyłem już tylko w niedzielę – mówi. Jako 15-latek pierwszy raz stanął na bramce w dyskotece. Zaczął pracować na imprezach masowych. – Dzień swojego życia, zamiast od modlitwy, zaczynałem od rozpisania treningu i diety danego dnia. Trzymałem brudne pieniądze w swoich rękach, bo szybko i łatwo je zdobywałem. Potrafiłem wziąć taksówkę z Gubina i pojechać do Zielonej Góry na zakupy w markowym sklepie. Pieniądze miały dla mnie wtedy duże znaczenie – mówi Piotr.

– Pierwsze moje nawrócenie, do którego, jak dziś sądzę, nie dojrzałem, miało miejsce w szkole średniej, podczas spotkania modlitewnego, na które pojechałem razem z ks. Arturem Godnarskim. Wtedy też zetknąłem się po raz pierwszy ze szkołą nowej ewangelizacji. Przeżyłem Kurs Filip, później Kurs Paweł, gdzie spotkałem żywego Boga. W 1996 roku byłem też na spotkaniu z charyzmatykiem o. Tardifem. Wydawało mi się, że mam wszystko i jestem bardzo blisko Boga, ale wystarczył jeden moment, w którym wszystko się zmieniło – podjąłem pracę jako ochroniarz w agencji towarzyskiej. Zainteresował się też siłownią i sportem żużlowym. Założył w Gubinie fan club Falubazu. Niestety hobby przerodziło się w fanatyzm. Chodząc na siłownię, zaczął sięgać po nielegalne środki, bo chciał być „duży” jak koledzy.

– Kiedyś podczas pracy w dyskotece koledzy zauważyli, że lubię się bić. Trafiłem do grupy ludzi, którzy jeździli na tzw. ustawki. Mecze nie były już ważne, jeździłem tylko po to, żeby szukać rozróby – opowiada. – Rządziła mną adrenalina. Psychologia tłumu działa na takich meczach. Lubiłem się bić, nie odrzucał mnie widok krwi. Nie bałem się uderzyć i zostać uderzonym. Piotr zaczął również nadużywać alkoholu. Spożywał go często do utraty świadomości, bo nie miał umiaru. Problem z nałogiem trwał przez wiele lat.

Powrót przez miłość

Trwało również podwójne życie, które ciągle prowadził – bił się na stadionach i służył przy ołtarzu. – W 2011 roku na Mszy św. pojawiła się nowa schola w naszym kościele. Tam poznałem fajną dziewczynę, która dziś jest moją żoną. Renia na nowo zaczęła mi pokazywać Boga. On trafił do mnie właśnie przez miłość. Moje nawrócenie nie odbyło się jednak nagle. Miałem jeszcze momenty słabości. Znałem już Renię, ale mimo to pojechałem na derby do Gorzowa Wlkp. Po bijatyce trafiłem na 48 godzin do aresztu. Tam przed oczami przeleciało mi całe moje życie. Dostałem zakaz stadionowy i zrozumiałem, że muszę z tym skończyć – mówi Piotr. – Dziś wiem, że to było działanie Boga. Po tym wydarzeniu przeżyłem swój kolejny Kurs Filip i rekolekcje młodzieżowe, już jako prowadzący. Pojechaliśmy też z Renią na rekolekcje z Jamesem Manjackalem do Koszalina. To był przełomowy moment w moim życiu. Takie drugie, ale już pełne nawrócenie.

To była dobra decyzja

Życie Renaty – podobnie, jak Piotra – naznaczone zostało doświadczeniem. Chociaż pochodziła z rodziny bardzo wierzącej i od dziecka była w oazie, formowała się i wzrastała w Kościele oraz studiowała teologię, jej relacje z Panem Bogiem nie zawsze były dobre. – Na studiach poznałam chłopaka, zaangażowałam się emocjonalnie w związek, który nie powinien był się wydarzyć. Uczyłam już wtedy katechezy i ewangelizowałam na Przystanku Jezus, ale żyłam inaczej. Nie chciałam, by tak było, chciałam z tym zerwać, ale nie dawałam rady. Po dwóch latach Pan Bóg, posługując się moimi przyjaciółmi, pomógł mi zakończyć tę relację, wbrew samej sobie. Dzisiaj wiele osób wybrałoby miłość, a odrzuciło Boga. Gdybym zdecydowała się na pozostanie z tym chłopakiem, musiałabym odejść z Kościoła. Wybrałam Boga na nowo, bo wiedziałam, że bez Niego moje życie nie miałoby sensu. To pokazało mi, jak słabym jestem człowiekiem. Dziś wiem, że to była dobra decyzja – wyznaje Renata. – Mam męża i córkę, uczę religii w gimnazjum i uwielbiam swoją pracę. Gubin to specyficzny teren – m.in. ubóstwo i granica, które wpływają na poziom społeczny i religijny. Wielu nauczycieli boi się gimnazjum, ale ja się w tej szkole realizuję. Żeby dotrzeć do uczniów, trzeba być autentycznym, ale i posługiwać się takimi środkami, jak muzyka czy teatr. Młodzież wie, że może przyjść i ze mną porozmawiać. Cieszę się z tej pracy. To jest moje powołanie.

Miało być pięknie

W lipcu 2013 roku Renata i Piotr pobrali się. – Kiedy przygotowywaliśmy się do ślubu, zastanawialiśmy się, jakie wybrać czytania. Postanowiliśmy, że będzie to czytanie z danego dnia. Było akurat o Abrahamie i Sarze, którzy w podeszłym wieku otrzymali Izaaka, dziecko obietnicy, oraz o Marcie i Marii. Bardzo mocno się tego słowa trzymaliśmy i potraktowaliśmy je bardzo poważnie – mówi Renata. Na nowe, wspólne życie mieli wiele pomysłów i planów. – Zapowiadało się pięknie, jednak w październiku miałem wypadek: spadłem z 3. piętra – kiedy wchodziłem z rusztowania na dach, pośliznąłem się na dachówce. Dzień wcześniej dowiedzieliśmy się, że żona jest w ciąży – opowiada Piotr. Wypadek męża wpłynął na zdrowie Renaty i ich dziecka. Był moment, że cała rodzina leżała w szpitalu. – To był dla nas czas próby. Niejednokrotnie pytałam Jezusa, dlaczego dopuszcza do tego wszystkiego. Czasem czułam się jak cierpiący Hiob – Piotr po wypadku, ja z zagrożoną ciążą. Uświadomiłam sobie, że moje dziecko, Sara, to obietnica, Izaak, i że Bóg – tak jak Abrahama – wystawia nas na próbę. Wcześniej nie myślałam, że obietnica i to, co Bóg daje, naznaczone jest również trudnym doświadczeniem – mówi Renata.

Sara jest wcześniakiem. Kiedy się urodziła, nie wiadomo było, czy przeżyje. Prawie cztery miesiące leżała w szpitalu w Zielonej Górze. Później trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. – Ochrzciliśmy ją w szpitalu z wody, bo jej życie było zagrożone. Kiedy dotknęła nas choroba, mieliśmy pretensje do Pana Boga. Pomogły nam wiara i codzienna wspólna modlitwa nasza i naszych znajomych – mówią małżonkowie. – Miałem wklęśniętą kość policzkową i wielomiejscowe złamania obu rąk z przemieszczeniami. Przeszedłem już pięć operacji. Jestem na rencie i cały czas się rehabilituję, ale dzięki temu, że jestem blisko Boga, nie poddaję się – wyjaśnia Piotr. – Niedawno byliśmy na kursie Nowe Życie i po raz kolejny uznaliśmy Jezusa jako Pana. Na tym spotkaniu zdałam sobie sprawę, że nie oddałam Bogu swojej przeszłości, trzymałam się żalu i bólu. Kiedy to zrobiłam, poczułam pokój i wolność – dodaje Renata.

Dawać świadectwo

Trudne życiowe doświadczenia bardzo zmieniły zarówno Piotra, jak i Renatę. Małżeństwo umacnia się nie tylko wzajemną miłością, ale i słowem Bożym, które jest w ich domu i rodzinie obecne codziennie. – Podstawą jest modlitwa. Od niej zaczynamy każdy nasz dzień. Naszym zamierzeniem w tym roku jest przeczytanie całego Pisma Świętego – planują małżonkowie. Szczególnym czasem dla Renaty i Piotra jest Wielki Post. – To okres, który motywuje mnie do tego, by bardziej i na nowo zadbać o relację z Jezusem. To wyjątkowy czas rekolekcji, które przygotowują do wydarzeń zbawczych, ale i okres pracy nad sobą. Chcę w tym czasie być bardziej czuła wobec mojej rodziny, bo to moja słabość. Jezus przychodzi do nas ze swoją miłością i my też powinniśmy nieść ją innym – mówi Renata. – Dla mnie w Wielkim Poście szczególnie ważna jest Droga Krzyżowa. Próbuję się odnaleźć w tej modlitwie i pytać samego siebie i Boga, w jakim jestem teraz momencie życia i z którą z postaci się utożsamiam. Czy umywam ręce, czy opluwam i poniżam, czy jestem przymuszony do dźwigania krzyża? To dla mnie również czas nawrócenia – dodaje Piotr. Małżonkowie uczestniczą w różnych rekolekcjach i kursach ewangelizacyjnych. Często również sami prowadzą animacje czy konferencje.

– Pan Bóg stawia mi na drodze ludzi, którzy mają podobne doświadczenia jak ja i dzięki mojemu świadectwu wiedzą, że jest nadzieja. Ta droga, którą idę teraz, jest najlepsza. To życie dla Boga i w Bogu. On dał mi grupę modlitewną i posługę charyzmatu modlitwy wstawienniczej. To jest mój wybór – głoszenie Dobrej Nowiny i posługa dla potrzebujących – tłumaczy Piotr. – Z naszą grupą modlitewną raz w miesiącu prowadzimy wieczór uwielbienia. Posługujemy też na niedzielnej Mszy św. Za kilka dni ruszamy również z Seminarium Odnowy w Duchu Świętym w Anglii przez internet. Łączymy się przez Skype’a z ludźmi, którzy szukają Boga. Prowadzimy konferencje, świadectwa i modlitwy. Dla mnie to wielka łaska. Doceniam to, że mogę ewangelizować, będąc w domu. Modlimy się również za więźniów. W najbliższym czasie przygotowujemy dla nich akcję ewangelizacyjną. Chcemy pokazać, że można zmienić swoje życie pomimo błędów, które się popełniło, bo Bóg nikogo nie odrzuca – dodaje Renata.

TAGI: