Możemy zrobić rewolucję

Urszula Rogólska

publikacja 21.03.2015 06:00

– Nie jesteśmy towarzystwem narzekaczy. Jak każdy borykamy się z problemami. jednak nikt z nas nie patrzy, co mógłby dostać, ale co mógłby dać innym. Kiedy wszyscy dajemy, każdy będzie obdarowany – mówi Roman Bielicki, który wraz z żoną Małgosią zainicjował diecezjalne spotkania rodzin wielodzietnych.

W DRWaL-owym spotkaniu może wziąć udział każda rodzina otwarta na życie Urszula Rogólska /Foto Gość W DRWaL-owym spotkaniu może wziąć udział każda rodzina otwarta na życie

Co miesiąc spotykają się pod przewodnictwem ks. Tomasza Gorczyńskiego, diecezjalnego duszpasterza rodzin, w kościele św. Jana Chrzciciela w bielskich Komorowicach na niedzielnej Mszy św. o 10.30, a następnie w sali domu parafialnego. DRWaL – Duszpasterstwo Rodzin Wielodzietnych albo Licznych – spotka się po raz kolejny w niedzielę 22 marca. – Zapraszamy bardzo serdecznie rodziny z całej diecezji. Po Mszy św. gwarantujemy opiekę nad dziećmi – mówią Małgosia i Roman Bieliccy. Duszpasterstwo ma być płaszczyzną wielorakiego wsparcia dla rodzin wielodzietnych. – Nierzadko rodzice gromadki dzieci nie mają możliwości, żeby zaangażować się w życie grup przy parafii. Forma, jaką jest duszpasterstwo rodzin wielodzietnych, daje nam szansę bycia we wspólnocie – mówią Anna i Tomasz Willingerowie, rodzice piątki dzieci.

– Nikt nie zrozumie codzienności rodziny wielodzietnej lepiej niż inna taka rodzina. – Nasze spotkania zawsze rozpoczyna krótka konferencja. Ostatnią poświęciliśmy służbie – mówi Roman Bielicki. – Tak też zrodził się pomysł stworzenia bazy potencjału naszych rodzin. – Każdy ma w sobie potencjał, którym może się dzielić z innymi – podkreśla Tomasz Willinger. – W grupie jesteśmy mocniejsi. Trzeba tylko ten potencjał skoordynować. Czasem siedzimy obok siebie w kościele i nie mamy pojęcia, że moglibyśmy sobie pomóc. Oboje z żoną jesteśmy chemikami – bardzo chętnie zaproponujemy korepetycje dzieciom, które mają kłopoty z przedmiotami ścisłymi. Dysponujemy siedmioosobowym autem. Jeśli ktoś będzie potrzebował transportu – pomożemy. Prowadzę własną firmę – mogę zaoferować dorywczą pracę i zarobek. – O to chodzi! – mówi Roman Bielicki. – Od 20 lat gromadzę różnego rodzaju elektronarzędzia potrzebne w domu. Chętnie pożyczę, pomogę w ich obsłudze. – Potrzebna pomoc krawiecka, trzeba przeszyć coś, a nawet nauczyć kroju i szycia? Można się zgłosić do mnie – wtóruje Romkowi Małgosia.

Bieliccy sami odchowali ósemkę dzieci. W domu została trójka najmłodszych. Podkreślają, że to właśnie doświadczenie życiowe skłoniło ich do powołania duszpasterstwa. – Ktoś potrzebuje większego samochodu, inny pomocy w przeprowadzce, jeszcze inny – w plantowaniu ogródka. Kiedy mamy bazę chętnych do pomocy, po prostu zdzwaniamy się i w godzinę załatwiamy sprawę – mówi Roman i podkreśla, że w tej wzajemnej pomocy chodzi też o bezinteresowność. – Pieniądz nie może wszystkim rządzić. Jeśli będziemy potrafili tak się wspierać, możemy zrobić prawdziwą rewolucję. – Nasze duszpasterstwo ma być też świadectwem dla innych małżonków, żeby się nie bali dzieci – mówią Anna i Sebastian Gawędowie. – Wielu postrzega nas jako patologię. Tymczasem my zawierzyliśmy Panu Bogu i z nim idziemy przez życie. I na pewno się nie zawiedziemy. – W wychowywaniu ósemki dzieci najbardziej nam brakowało wyrozumiałości otoczenia – podkreśla Małgosia. – Dlatego też chcemy, żeby rodziny wielodzietne były razem, żeby dzieci wychowujące się w tych rodzinach widziały, że nie są marsjanami, że jest wiele domów, w których ich rówieśnicy mają kilkoro rodzeństwa.

TAGI: