In vitro nie do przyjęcia

Bogumił Łoziński

publikacja 19.03.2015 06:00

Ministerstwo zdrowia przygotowało już trzecią wersję ustawy regulującej kwestie in vitro i po raz kolejny jest ona nie do przyjęcia.

Ze statystyk wynika, że aby urodziło się jedno dziecko z in vitro, trzeba poświęcić życie nawet kilkunastu embrionów jakub szymczuk /fotot gość Ze statystyk wynika, że aby urodziło się jedno dziecko z in vitro, trzeba poświęcić życie nawet kilkunastu embrionów

Rządowe Centrum Legislacyjne opublikowało na swoich stronach internetowych nowy projekt ustawy dotyczącej sztucznego zapłodnienia. Jest to już trzecia wersja tej regulacji i podobnie jak dwie poprzednie budzi zasadnicze zastrzeżenia.

Konieczność uchwalenia prawa dotyczącego in vitro wynika z faktu, że w Polsce nie ma ustawy regulującej kwestie z tym związane. Wprowadzone dwa lata temu rozporządzeniem przepisy, towarzyszące rządowemu programowi finansowania in vitro z budżetu państwa, są daleko niewystarczające. Wymóg uchwalenia prawa bioetycznego nakłada na nas także unijna dyrektywa dotycząca bezpieczeństwa tkanek i komórek ludzkich. W ubiegłym roku Komisja Europejska ostrzegła Polskę, że brak takiej regulacji spowoduje nałożenie na nasz kraj wysokich kar.

W tej sytuacji Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt „ustawy o leczeniu bezpłodności”. Pierwsza wersja została skierowana do konsultacji w lipcu ubiegłego roku. Opinie innych ministerstw były wobec niej tak krytyczne, że w październiku została odesłana do Ministerstwa Zdrowia do poprawy. Na początku tego roku do konsultacji trafiła druga wersja projektu. I znów spotkała się z negatywnymi uwagami niektórych ministerstw. Rozbieżności były na tyle poważne, że obradujący nad projektem na początku lutego Komitet Stały Rady Ministrów nie zdecydował się na skierowanie go pod obrady rządu i przekazał specjalnemu zespołowi roboczemu do dalszych prac. Zespół wprowadził zmiany w regulacji i teraz czeka ona na rozpatrzenie przez Komitet Stały. Rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska zapowiedziała, że projekt trafi pod obrady rządu jeszcze w marcu (tekst pochodzi z GN 8/2015 i powstał w połowie lutego). Warto zapoznać się z jego zapisami, gdyż są nie do przyjęcia.

Nie chroni zarodków

Główny sprzeciw oponentów in vitro wynika z faktu, że ta metoda prowadzi do zabijania ludzkich zarodków. Według statystyk, aby urodziło się jedno dziecko z in vitro, trzeba poświęcić życie nawet kilkunastu embrionów. Omawiany projekt nie chroni zarodków przed niszczeniem. Dopuszcza bowiem zapładnianie do ośmiu komórek jajowych, a w przypadku wskazań medycznych, wynikających z wieku matki czy nieskuteczności wcześniejszego zapłodnienia, nawet więcej. Z góry więc zakłada się, że część zarodków zostanie w wyniku tej procedury zniszczona.

Jeśli do zapłodnienia dojdzie za pierwszym razem, pozostanie kilka żyjących zarodków. Projekt przewiduje, że niewykorzystane będą „przechowywane w warunkach zapewniających im należytą ochronę do czasu przeniesienia ich do organizmu biorczyni”. Jednak ustawa nie określa, co oznaczają „warunki zapewniające im należytą ochronę”.

Regulacja zabrania niszczenia ludzkich zarodków, przewiduje nawet za to karę więzienia od sześciu miesięcy do pięciu lat. Jednak przepis ten jest tak skonstruowany, że w rzeczywistości umożliwia zabijanie ludzkich embrionów.

Zabić „niezdolne” do rozwoju

Zakaz niszczenia zarodków dotyczy tylko tych, które są „zdolne do prawidłowego rozwoju”. Takie sformułowanie nie jest jednoznaczne, bowiem można tu przyjmować różne kryteria. W rzeczywistości oznacza to przyzwolenie na zabijanie zarodków, które zostaną uznane za niezdolne do prawidłowego rozwoju, choć w rzeczywistości mogą rozwinąć się prawidłowo. Pod wpływem krytyki autorzy regulacji doprecyzowali pojęcie „zarodek zdolny do prawidłowego rozwoju”. Według nich jest to embrion, „u którego nie stwierdzono rozwoju nieprawidłowego w stopniu uniemożliwiającym jego zastosowanie w procedurze medycznie wspomaganej prokreacji”. Takie ujęcie nie rozwiewa zastrzeżeń, zawsze bowiem istnieje wątpliwość oceny stanu rozwoju zarodka. Przede wszystkim jednak odrzucanie embrionów podejrzewanych o nieprawidłowy rozwój jest po prostu selekcją, której celem jest wyeliminowanie embrionów zdiagnozowanych jako chore, co jest niedopuszczalne.

Ustawa otwiera też furtkę do wyboru płci dziecka. Zezwala na stosowanie diagnostyki genetycznej zarodka przed wszczepieniem do organizmu kobiety w celu wyboru m.in. płci dziecka, jeśli wybór taki pozwoli uniknąć ciężkiej i nieuleczalnej choroby dziedzicznej. Zapis taki może prowadzić do poważnych nadużyć, bowiem pod pretekstem wykrycia choroby dziedzicznej może dochodzić do procederu wyboru płci dziecka. Poza tym choroba dziedziczna nie powinna być powodem zabijania ludzkich zarodków. Takie praktyki to eugenika.

Nie chroni praw dziecka

Artykuł 4. projektu mówi o ochronie praw dziecka. „Leczenie niepłodności jest prowadzone z poszanowaniem godności człowieka, prawa do życia prywatnego i rodzinnego, ze szczególnym uwzględnieniem prawnej ochrony życia, zdrowia, dobra i praw dziecka”. Tymczasem procedura in vitro, jaką dopuszcza regulacja, łamie podstawowe prawo dziecka – do życia.

To nie jest jedyny zapis uderzający w dobro dziecka. Projekt przewiduje, że z in vitro mogą korzystać nie tylko małżeństwa, ale także nieformalne związki. Według ministerstwa niedopuszczalne jest ograniczenie w dostępie do świadczeń zdrowotnych ze względu na stan cywilny. W takim ujęciu art. 4. ma charakter wyłącznie deklaratywny. Autorzy projektu uważają, że dostęp do sztucznego zapłodnienia stoi ponad dobrem dziecka. Ministerstwo powołuje się tu na art. 68 konstytucji, według którego każdy ma prawo do ochrony zdrowia. To prawda, ale nie kosztem życia ludzkich zarodków ani kosztem dobra dziecka. Oceniając projekt w świetle konstytucji, trzeba stwierdzić, że jest on sprzeczny z art. 38, który mówi, że Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi ochronę życia, i z art. 72, który zapewnia ochronę praw dziecka.

Poczęcie po śmierci dawcy

Poważne zastrzeżenia natury etycznej budzi przepis zezwalający na przekazanie komórek rozrodczych do anonimowego dawstwa, gdy dawca umrze. Warunkiem jest wyrażenie przez niego pisemnej zgody na ich pośmiertne wykorzystanie. W efekcie mielibyśmy do czynienia ze świadomym działaniem, które prowadzi do urodzenia dziecka będącego półsierotą, co mogłoby się wiązać z jego gorszym położeniem materialnym i społecznym. Dziecko takie pozbawione będzie pełnej pieczy rodzicielskiej. Dopuszczenie in vitro po śmierci dawcy jest działaniem na szkodę poczętego dziecka. Stosowana w projekcie zasada, że in vitro będzie stosowane niezależnie od stanu cywilnego, i prawo do anonimowego dawstwa po śmierci dawcy oznaczają, że z tej metody będą mogły korzystać kobiety samotne, w tym także homoseksualne.

Nie leczy bezpłodności

Projekt nosi tytuł „ustawa o leczeniu bezpłodności”. Tymczasem w rzeczywistości regulacja odnosi się do sztucznego zapłodnienia i nie zajmuje się leczeniem niepłodności. Wbrew propagandowym stwierdzeniom, in vitro nie jest procedurą leczniczą, po jego zastosowaniu niepłodność pozostaje. Ze znajdujących się w projekcie nielicznych zapisów odnoszących się do leczenia niepłodności nie wynikają żadne obowiązki dla służby zdrowia. Projektodawca deklaruje, że jego celem jest stworzenie ram prawnych dla wykonywania świadczeń zdrowotnych. Problem w tym, że ramy te odnoszą się jedynie do sztucznego zapłodnienia.

Zarodek to nie komórka

Zasadniczy sprzeciw budzi również sposób definiowania w projekcie ludzkiego zarodka jako „grupy komórek”. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdził, że embrion ludzki to każda ludzka komórka jajowa od momentu jej zapłodnienia, ponieważ to zapłodnienie może rozpocząć proces rozwoju jednostki ludzkiej. Co więcej, Trybunał nakazuje respektować godność ludzkiego embrionu. Konsekwencją traktowania w polskiej ustawie zarodka jako „grupy komórek” jest niezapewnienie mu dostatecznej ochrony prawnej. Przedmiotowe traktowanie embrionu ujawnia też stosowane nazewnictwo, gdy na przykład jest mowa o „dystrybucji” zarodków, czyli ludzi przed urodzeniem.

Zgodnie z nauczaniem Kościoła metoda in vitro powinna zostać zakazana, bowiem do poczęcia dochodzi w sposób nienaturalny, a w czasie sztucznego zapłodnienia zabijane są ludzkie zarodki. Projekt Ministerstwa Zdrowia oczywiście nie zabrania in vitro, więc jest dla katolików nie do przyjęcia. Jednak w sytuacji gdy całkowite zakazanie tej metody może okazać się niemożliwe, należy dążyć do maksymalnego ograniczenia jej negatywnych skutków, czyli do całkowitej ochrony ludzkich zarodków powołanych do życia metodą sztucznego zapłodnienia. Można to osiągnąć na przykład przez poczęcie maksymalnie dwóch czy trzech zarodków i wszczepienie wszystkich do organizmu matki. Takie przepisy obowiązują np. w Niemczech. Projekt Ministerstwa Zdrowia takiego rozwiązania nie przewiduje. Jest on więc nie do zaakceptowania z powodu braku ochrony życia i praw dziecka.