Trauma małego giganta


Agata Puścikowska


GN 13/2015 |

Jest coś niepokojącego, gdy „mały gigant” staje się kopią dorosłego giganta w ruchach, dorosłych ciuchach i odzywkach.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Nawet celebryckie skakanie do wody i robienie wielkiego plum z niczego nie spowodowało takiej lawiny komentarzy i sprzecznych reakcji jak program dla dzieci. „Mali giganci”, bo o nim mowa, to program, w którym utalentowane dzieciaki rywalizują przed jury i milionową telewizyjną publicznością. Przeróżni spece od wychowywania i pedagogiki twierdzą, że uczy niezdrowej rywalizacji, że dzieci doświadczą traumy i będą miały nocne koszmary. Program wygląda jak kopia podobnych widowisk dla dorosłych. I jest coś niepokojącego, gdy „mały gigant” staje się kopią dorosłego giganta w ruchach, dorosłych ciuchach i odzywkach. Piotr Rubik, jeden z prowadzących, stwierdził jednak, że program krytykują wyłącznie dorośli, którzy nie znają istoty sprawy. A mianowicie nie znają dzieci utalentowanych, które od wczesnego dzieciństwa uczą się grać, śpiewać i tańczyć. Te „uczone” dzieci doskonale bowiem radzą sobie na scenie i z rywalizacją, a program jest kontynuacją codziennego życia i zmagań.

I tu się pan Rubik myli. Sama byłam tzw. złotym dzieckiem – tańczącym, grającym, śpiewającym. Występującym na scenach, w szkołach, na wyjazdach itd. Podobnie moje dzieci: uczą się gry na instrumentach, scena nie jest im obca. Mimo to nawet przez myśl mi nie przeszło, by  wysyłać je na castingi i eliminacje do dziecięcego show. Dlaczego? Bo czym innym jest zdrowa rywalizacja na scenie szkolnej, dostosowana do wieku i poziomu dziecięcych emocji, a czym innym występ na scenie telewizyjnej z milionową publicznością. Czym innym prężenie dziecięcych muskułów w bezpiecznym środowisku, a czym innym wyuczone uśmiechy przed „profesjonalnym jury”. Mimo to nie jest „winą” programu, że „szkodzi dzieciom”. Program jest pochodną pewnej tendencji, którą od lat można obserwować w wychowywaniu. Powstał z zapotrzebowania na chęć rodziców, by ich dzieci od samego dzieciństwa były... wielkie, świetne, błyszczące i doskonałe. I w „dorosły” sposób mierzyły się z rówieśnikami. To przecież rodzice prowadzą dzieci na casting do programu. Po co? Czy rzeczywiście po to, by „przeżyły fajną zabawę”?


Na pytanie, jak dużą traumę program wywoła w dzieciach, należy więc chyba odpowiedzieć: poziom traumy zależeć będzie od poziomu zdeterminowania rodziców na tzw. dziecięcy sukces.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.