Wypływać marzenia

ks. Tomasz Lis

publikacja 14.05.2015 06:00

Gdy po raz pierwszy wkładał koszulkę z orłem na piersi, popłynęły łzy radości i wzruszenia. Można powiedzieć, że woda zmieniła jego życie. Najpierw był pech, teraz sportowe sukcesy osiągane na najważniejszych zawodach pływackich. Marzy, by posłuchać „Mazurka Dąbrowskiego” z najwyższego podium.

 Pływacka kadra Polski osób niepełnosprawnych Archiwum prywatne Pływacka kadra Polski osób niepełnosprawnych

Pływać uwielbiał od dziecka, choć przed laty nie myślał, że właśnie ta dyscyplina poprowadzi go do wielkich sukcesów. Trudno dziś zliczyć wszystkie medale, jakie Jacek Czech wypływał w swojej karierze. Są wśród nich krążki z mistrzostw Europy i świata, choć – jak sam podkreśla – brakuje tych najważniejszych, złotych, i tych wywalczonych na paraolimpiadzie.

Naprzeciw losowi

Nie było mu łatwo rozpocząć treningi. Gdzieś tam w głowie siedział ten pamiętny skok do wody, który odebrał mu sprawność. – Miałem wtedy 18 lat, byłem w klasie maturalnej, to był letni wypad nad wodę – wspomina Jacek Czech z Wielowsi. Podczas pechowego skoku do jeziora uszkodził kręgosłup w części szyjnej. Kilka dni później była operacja, długie miesiące w szpitalu, żmudna rehabilitacja i tylko jeden cel: chodzenie.

– Nie było łatwo, nie chciałem całe życie leżeć na łóżku i patrzeć w sufit. Wtedy pojawiały się pytania: jak dalej żyć? czy dam radę? Byłem sparaliżowany. Jednak dla mnie najważniejsze było to, aby chodzić. Rozpocząłem żmudną rehabilitację. Włożyłem wiele trudu i pracy, aby powoli wracać do podstawowych ruchów. Nie poddawałem się i przystosowałem organizm do ciężkiej pracy. Oczywiście, że były i kryzysy, ale determinacja i upór oraz wsparcie rodziców pomogły mi wychodzić z kolejnych dołków i osiągnąć wielkie cele – opowiada pan Jacek.

Najpierw wrócił do przerwanej nauki. Zdał maturę, potem zrobił policealne studium informatyczne i studia z informatyki na Politechnice Rzeszowskiej. – Niepełnosprawność nie przeszkadzała mi rozwijać się intelektualnie. Ukończyłem nawet drugi fakultet w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Interesuję się tematyką baz danych, najnowszymi technologiami, bezprzewodowym internetem oraz telefonią komórkową. Chciałbym dalej rozwijać się w sferze zarządzania przedsiębiorstwami. Nie ostygłem w swoich pasjach i chęci poznawania i kształcenia siebie. Jak każdy młody człowiek jestem ciekawy świata, który stawia wyzwania. Ja też chciałem je podjąć – opowiada.

Przygoda z pływaniem zaczęła się całkiem niewinnie. Początkowo była to forma rehabilitacji. – Ktoś może zapytać, czy łatwo po takim wypadku znów wrócić do wody. Nie było łatwo, coś tam w głowie siedziało, ale nie bałem się. Woda dawała mi wolność i poczucie niezależności. Kiedy pływam, nic mnie nie ogranicza. Oczywiście, że trzeba było się wszystkiego uczyć od początku. Najpierw pływałem w kole ratunkowym, potem w pasie pozwalającym mi utrzymać się na wodzie, a z czasem już sam – dodaje.

Szybko wyczuł, że pływanie daje mu wielką szansę nie tylko sportową. Dzięki pływaniu stawał się coraz bardziej sprawny, odważny i przekonany, że da radę sam podjąć większe życiowe wyzwania. Chciał żyć na własny rachunek, uniezależnić się od rodziny, podjąć pracę, samemu dawać sobie radę z codziennością.

Pokonać samego siebie

Sportowej kariery próbował też w szermierce, zdobywając brązowy medal we florecie podczas Pucharze Świata, ale była to raczej chwilowa przygoda i chęć doświadczenia walki z żywym przeciwnikiem, którego trzeba pokonać. Niestety brak pieniędzy na profesjonalne szkolenie wykluczył dalszą karierę sportową w tej dyscyplinie.. – W  pływaniu każdy walczy ze sobą, ze swoimi możliwościami, które trzeba doskonalić, wytrenować i nieustannie podnosić – wyjaśnia.

Na początku dla osoby niepełnosprawnej, jak opowiada, największym problemem była logistyka. Dogranie dojazdu na basen, przygotowanie, rozgrzewka. Dużo czasu zajmowało mu przebranie, wysuszenie, czyli czynności, które dla osób sprawnych są tylko formalnością. Ważną rzeczą było także opracowanie zasad treningu, by odpowiednio przygotować organizm na coraz większy wysiłek. – Pływanie to wymagająca dyscyplina, w której potrzeba idealnej współpracy ruchu i oddychania. Technika, oddech i przygotowanie fizyczne – te elementy dopiero dobrze połączone przynoszą efekty. Zawsze pływałem do mocnego zmęczenia – opowiada. I tak od pływania rehabilitacyjnego niemal z marszu wszedł do wyczynówki. – Zacząłem podchodzić do tego profesjonalnie. Trenuję całymi dniami, żeby mieć jak najlepsze wyniki. Teraz pływanie to wyzwanie i codzienna ciężka praca, ale lubię tę walkę ze sobą, z własnymi słabościami i tę sportową rywalizację. To pozwala mi realizować się w życiu. Każdego dnia udowadniam sobie, że chcieć to móc, bo przecież ograniczenia są tylko w naszej głowie – dodaje z uśmiechem.

Ze względu na typ niepełnosprawności jego koronną konkurencją jest styl grzbietowy. – Do tego stylu mam preferencje i w nim dobrze układa się moje ciało. Poza tym jest to dla mnie najszybszy styl w pływaniu ze względu na niedowład moich kończyn – wyjaśnia Jacek Czech. Do dziś wspomina pierwsze zawody. Były obawy, ale i pewność siebie. Był dobrze przygotowany. Na letnich mistrzostwach Polski w Gorzowie Wielkopolskim wystartował w grupie niepełnosprawności S2 i od razu osiągnął sukces. Zdetronizował mistrza paraolimpijskiego Mirosława Piesaka. Potem były kolejne starty i medale. Dziś ma ich całą masę. Są schowane w szafie, bo na domowych ścianach brakłoby miejsca.

Przeglądamy je razem, wspominając kolejne starty i bite rekordy. To historia drogi od tragedii do chwały, choć jak z żalem wyznaje pan Jacek, wśród trofeów brakuje najważniejszych sportowych krążków.

Trening czyni mistrza

Koszulkę z orłem na piersi włożył na zawodach w Rejkiawiku i przywiózł stamtąd dwa srebrne medale. – Był to jeden z piękniejszych momentów w życiu. Dla takich chwil warto trenować, warto ponosić trud. Choć jeszcze czekam na moment, by usłyszeć „Mazurka Dąbrowskiego” z najwyższego podium – wyznaje pan Jacek. Ma świadomość, że niełatwo zapracować na taki sukces. – Jako sportowiec niepełnosprawny poświęcam tyle samo czasu na trening, co moi pełnosprawni koledzy i koleżanki. Trud i wysiłek jest ten sam – podkreśla.

Cykle treningowe trwają od sześciu do ośmiu tygodni. Jak zaznacza, aby być w czołówce, trzeba pływać bardzo intensywnie, pięć razy w tygodniu przepływać dystans od 2 do 3 km, do tego kilka godzin na siłowni, rehabilitacja i odpowiednia dieta. – Konieczne są także spacery na świeżym powietrzu, aby dotlenić organizm – dodaje. Kolejny problem to połączenie pracy z tak intensywnym treningiem. Sport wyczynowy to ogromny wysiłek ale też duże pieniądze, które trzeba zainwestować aby osiągnąć dobre wyniki.

– Pływanie to nie komercyjna piłka nożna, a dodatkowo pływacy paraolimpijscy to nie gwiazdy, o które zabiegają sponsorzy. – Często musimy ich sami szukać pukając od drzwi do drzwi. Nie jest także łatwo o stypendia i pomoc ministerialną, a wielu sportowców jest ich pozbawionych przez kruczki prawne – dodaje z żalem pan Jacek. Dla porównania nakłady na przygotowanie sportowca pełnosprawnego do Igrzysk Olimpijskich są dziesięciokrotnie wyższe niż sportowca niepełnosprawnego.

Sportowca z Wielowsi wspiera rodzina i dobrzy ludzie. Po powrocie z igrzysk w Londynie został sportowym ambasadorem województwa podkarpackiego. Dzięki pomocy wielu ludzi może nadal trenować i osiągać dobre wyniki – Czasem boli to, że oddajemy zdrowie dla kraju, a potem trochę się o nas zapomina. – Czasem brakuje łatwego dostępu do obiektów sportowych, pieniędzy na treningi i wyjazdy na zawody, zaangażowania działaczy. To sprawia, że coraz mniej osób niepełnosprawnych uprawia sport – dodaje z nieukrywaną przykrością.

Sen o Mazurku

W kadrze Polski pływa już kilka lat, ale aby utrzymać w niej miejsce, nie można spocząć na laurach. – Do kadry trafiają najlepsi, ci, którzy osiągają wyniki i mają szanse na medal w dużych imprezach. Mamy swojego trenera, obozy odbywają się na pływalni w pobliskim Ostrowcu Świętokrzyskim, aby treningi były zbliżone do warunków startowych, czyli na długości 50 m. W kadrze wspólnie dopingujemy się, bo choć jest to sport indywidualny, to jednak stanowimy zgraną ekipę – opowiada pan Jacek. Spośród największych sukcesów wylicza dwa srebra na Mistrzostwach Europy w 2009 r. i trzy srebra z Mistrzostw Świata w 2010 r. W ubiegłorocznych Mistrzostwach Europy w Eindhoven w klasyfikacji medalowej Polska zajęła 11. miejsce na 37 ekip. Pływacki mistrz z Wielowsi zdobył brązowy medal, poprawiając rekord Polski i swoją życiówkę. Choć do rekordu świata jest jeszcze do nadrobienia 16 sekund, to jednak teraz najważniejsza jest nominacja paraolimpijska do Rio. 

Obecnie pan Jacek szlifuje formę na otwarte mistrzostwa Niemiec. Będzie to sprawdzian przed Mistrzostwami Świata w Glasgow w lipcu tego roku. – Tu trzeba będzie walczyć o bilet do Rio, choć będę pewny wyjazdu tylko wtedy, gdy będę już na pokładzie samolotu – mówi. Nie będzie łatwo ani w Glasgow, ani w przyszłości w Rio. – Rywale są mocni. W samej czołówce jest nas pięciu: Chińczyk, Grek, Rosjanin, Ukrainiec i ja, i każdy będzie walczył o medal. W przygotowaniach ważna jest praca całego zespołu: zawodnika, trenera, masażysty i niezastąpionego asystenta, brata Przemka, który jest gotów do pomocy w każdej chwili.

– Zasada jest prosta: pływać coraz lepiej, poznawać słabe strony, żeby być coraz lepszym.

TAGI: