Zuza pilnuje serduszka

Monika Łącka

publikacja 06.06.2015 06:00

Jest niewielka – mieści się w dłoni, a waży tyle, co telefon komórkowy. Dzięki niej można ratować życie nienarodzonych jeszcze dzieci.

 – Przyrost naturalny w Polsce jest niski. Być może „Zuza” przyczyni się do tego, by choć trochę się on zwiększył – mówi Jadwiga Szymanowska Monika Łącka /Foto Gość – Przyrost naturalny w Polsce jest niski. Być może „Zuza” przyczyni się do tego, by choć trochę się on zwiększył – mówi Jadwiga Szymanowska

Sposób na to jest prosty i skomplikowany zarazem. Bo „Zuza” to małe urządzenie, które – dzięki oprogramowaniu na miarę XXI wieku – potrafi mierzyć różnicę potencjału elektrycznego i zapisywać pracę serca matki i dziecka. Jest całkowicie bezpieczne. Nazwę zawdzięcza imieniu pierwszego maleństwa, nad którym czuwało – dziewczynka szczęśliwie przyszła na świat.

Jak zegarek sportowca

– Tajemnicą powstania „Zuzy” jest moja historia. Mam troje dzieci, przy czym trzecie jest z tzw. późnej ciąży. Medycyna zawsze uważa takie ciąże za zagrożone – opowiada Jadwiga Szymanowska, krakowianka i współtwórczyni urządzenia, które w połowie maja weszło na polski rynek. To propozycja dla kobiet, które chcą mieć pewność, że ich dziecko jest bezpieczne.

– Oczekując narodzin syna, często bywałam w Akademii Medycznej, na patologii ciąży, gdzie lekarze wykonywali mi KTG – w sali, gdzie leżały kobiety po poronieniach... Moje dziecko urodziło się szczęśliwie, ale wysłuchałam wtedy ogromnej liczby tragicznych historii i lepiej zrozumiałam, co czują kobiety będące w zagrożonej ciąży i te, które dziecko utraciły. Bardzo mocno to zapamiętałam – wspomina. Będąc kobietą przedsiębiorczą (za innowacyjność „Zuzy” dostała nawet tytuł Przedsiębiorcy Roku 2014), z mnóstwem pomysłów w głowie, postanowiła zrobić coś, by choć trochę problemowi zaradzić. Do powstania „Zuzy” przyczynili się też synowie pani Jadwigi, którzy biegają w maratonach i opowiedzieli mamie, jak działa zegarek sportowca pokazujący ważne parametry organizmu. – Pomyślałam, że taki zegarek przydałby się kobietom w ciąży. A że jestem inżynierem, to sprawa była nieco prostsza – mówi J. Szymanowska.

Metoda przyszłości

Gdy pojawiła się możliwość zdobycia pieniędzy unijnych, zapytała Małopolską Agencję Rozwoju Regionalnego, czy projekt polegający na stworzeniu przenośnego urządzenia dla kobiet oczekujących dziecka, czuwającego nad tym, by z ciążą wszystko było w porządku, znajdzie uznanie w MARR. Wraz z Krzysztofem Rytlewskim, lekarzem patologiem ciąży, miała bowiem pomysł na prototyp takiego urządzenia. Odpowiedź była pozytywna, więc niebawem powstała firma Techprotekt, która miała tworzyć urządzenia służące opiece nad człowiekiem, także tym jeszcze nienarodzonym. – Zaproponowaliśmy, by w oparciu o fundusze unijne założyć firmę produkującą urządzenie. Utworzona została więc MoFeMa, której udziałowcem są Techprotekt i MARR. W ciągu 1,5 roku powstały urządzenia przedprodukcyjne, dostaliśmy wszystkie potrzebne certyfikaty, w tym certyfikat urządzenia medycznego – cieszy się pani Jadwiga.

Po zbadaniu rynku okazało się też, że podobne urządzenia istnieją już na świecie i są produkowane przez dwie firmy. Od „Zuzy” są jednak droższe 20 i 50 razy. – „Zuzy” nie można więc nazwać wynalazkiem – podkreśla dr hab. med. K. Rytlewski, pracujący od 40 lat na patologii ciąży w Klinice Położnictwa i Perinatologii CM UJ. – Urządzenia rejestrujące pracę serca dziecka i matki udoskonalane są nie od dziś. Już w starożytności medyków interesowało to, co dzieje się z dzieckiem w brzuchu matki, ale dopiero w latach 80. XX wieku powstał kardiotopograf – urządzenie wielkości skrzynki, emitujące nieszkodliwe dla dziecka ultradźwięki – tłumaczy lekarz. Niedawno powstał natomiast elektrokardiotopograf. Można go kupić, ale kosztuje aż 24 tys. zł.

– Nasze urządzenie jest małe, sygnał pracy serca matki i dziecka potrafi sczytać ze skóry kobiety, a do jej ciała podpięty jest za pomocą 5 elektrod. I najważniejsze – „Zuza” nie emituje żadnych ultradźwięków, jest całkowicie bezpieczna. To bezinwazyjna metoda przyszłości medycyny prenatalnej – wyjaśnia dr Rytlewski.

Sen jest rzeczywistością

W Polsce rocznie rodzi się ok. 400 tys. dzieci, przy czym aż 25–30 proc. ciąż jest zagrożonych. Co 10. kończy się poronieniem – wczesnym lub śmiercią dziecka w okresie okołoporodowym. – Ciężarna kobieta wizyty kontrolne u lekarza ma średnio co 4 tygodnie. Jednak między wizytami często boi się, czy to, co robi, nie szkodzi dziecku, a w zagrożonej ciąży obawia się nawet iść do lekarza. Często też nie wie, że serce pracuje nieprawidłowo albo że zupełnie przestało bić. Zdarza się, że dowiaduje się o tym dopiero podczas porodu – tłumaczy dr Rytlewski. Jak dodaje, skutkiem nieprawidłowej pracy serca dziecka są nie tylko poronienia, ale także dziecięce porażenie mózgowe. Wczesna interwencja lekarza może pomóc temu zapobiegać.

„Zuza”, choć nie daje diagnozy lekarskiej, jest dla matki źródłem informacji, czy dziecko dobrze się czuje. Gdy urządzenie wyłapuje zaburzenia w pracy serca, włącza się alarm – dźwiękowy i świetlny. Wtedy kobieta powinna pilnie skonsultować się z lekarzem, a ten wykonać badanie na urządzeniu stacjonarnym. Dopiero wtedy można zdecydować, czy zagrożenie życia dziecka było chwilowe, czy trzeba je ratować. – „Zuzę” kobieta może nosić przez całą dobę, od 24. tygodnia ciąży, czyli odkąd można czytelnie zapisać sygnał pracy serca dziecka. Ten zapis można wgrać na komputer, wydrukować, a nawet wysłać lekarzowi poprzez e-mail.

Nasze urządzenie przeszło testy i wyniki są zachwycające – kobiety chcą je mieć, a lekarze mówią, że do tej pory mogli tylko śnić o tak skutecznej metodzie opieki nad nienarodzonym dzieckiem – cieszy się pani Jadwiga, dodając, że sukces był możliwy dzięki ciężkiej pracy całego jej zespołu. „Zuza” kosztuje 995 zł, lub – kupowana z bonem – 945 zł. Kobieta po urodzeniu dziecka może też z powrotem odsprzedać urządzenie MoFeMie, dostając za to 300 zł. Wtedy jego koszt spada do 650 zł. Jak zauważa J. Szymanowska, to niewiele w porównaniu z pieniędzmi, jakie rodzice wydają na wyprawkę, a potem przeżywają dramat, gdy dziecko się nie rodzi.

TAGI: