W jednym stoją domu…

Agata Puścikowska

GN 24/2015 |

Iksińscy i Igrekowscy w jednym stali domu. Konkretnie w bloku.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Iksińscy na dole, Igrekowscy na górze. Iksińscy wielodzietni, z siódemką dzieciaków na koncie. Igrekowscy – rodzice jedynaka. A chociaż mieszkali obok, chociaż mogli grilla razem robić, wspólnie poświętować długi weekend, woleli szerokim łukiem obchodzić jedni drugich. Dlaczego? Według Iksińskich, Igrekowscy to lenie i egocentrycy. I na egoistę wychowują swoje jedyne dziecko. Bo przecież nie można dobrze wychować jedynaka. W dodatku to nie po Bożemu decydować się tylko na jedno dziecko. Wyrośnie socjopata, który nawet nie zarobi na emerytury rodziców. Przecież ten jedenastolatek nawet sam do sklepu nie może pójść! Natomiast Igrekowscy wiedzieli swoje: siódemka dzieci to szaleństwo w dzisiejszych czasach. I te ciągłe krzyki i wrzaski z mieszkania to potwierdzają.

Jak można też dopuścić, by czterolatek spacerował sam z dwunastoletnią siostra po (zamkniętym) placu zabaw? I jak można nie uprasować koszulek dzieciakom? Takie czasem pomięte mają... I tak sobie żyli obok siebie Iksińscy z Igrekowskimi, patrząc na siebie spode łba, nie próbując ani się poznać, ani zrozumieć. A szkoda. Bo gdyby porzucić uprzedzenia i negatywne oceny wydane bez sensownej analizy, mogliby poznać prawdę o sobie i zyskać supersąsiadów. I mogliby nieco szerzej spojrzeć na świat, który dzieje się obok nich. Na świat innej, nieznanej rodziny. Bo gdyby tylko chcieli rozmawiać i podejść do siebie pozytywnie, Iksińscy dowiedzieliby się, że Igrekowscy mają jedno dziecko, bo więcej mieć nie mogą. Z przyczyn medycznych. I jest to ich wielki ból. Tym bardziej chuchają i dmuchają na jedynego syna. Trudno się dziwić.

Sami Igrekowscy natomiast, gdyby nieco szerzej otworzyli oczy, poznaliby specyfikę rodziny dużej, w której jest głośno zawsze (i to normalne). I w której starsze dziecko odpowiedzialnie opiekuje się młodszym. Co naprawdę nie oznacza patologii. A gdyby poznali funkcjonowanie dużej rodziny – przekonaliby się też, że nie da się wszystkich miliona koszulek idealnie wyprasować. Bo nie starcza doby. Ale ani Iksińscy, ani Igrekowscy wiedzieć nie chcą. Poznać nie chcą. Wolą żyć w swoich mieszkaniach, światach i (naj)lepszych rodzinach. Iksińscy i Igrekowscy w jednym stoją domu. I nadal okopują się we wzajemnych dąsach i nieznajomości. Szkoda. Dużo tracą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.