Brzuszny problem?

Agata Puścikowska

GN 25/2015 |

Jeśli z niechęcią patrzymy na kobietę w zaawansowanej ciąży, oznacza to brak jakiejś pierwotnej wrażliwości, która nakazuje chronić słabszych.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Co jakiś czas pojawiają się społeczne kampanie, których celem jest uwrażliwienie starszych i młodszych na potrzeby kobiet w ciąży. Potrzeby takie najprostsze: usiąść, nie męczyć się w autobusie, wejść bez kolejki do przychodni czy urzędu. Czy dzięki tym kampaniom zmienia się coś na lepsze? Czy więcej kobiet w ciąży czuje się bezpieczniej, czy są bardziej uszanowane przez otoczenie?

Może to nie zabrzmi optymistycznie, ale wątpię. Raczej nadal, i to coraz mocniej, kobieta w stanie odmiennym traktowana jest jak brzemię, jak ciężarny ciężar, który jest solą w oku młodzieńca w autobusie oraz całkiem sprawnej emerytki, która za nic w świecie nie przepuści przyszłej matki w kolejce do pobierania krwi. I chociaż same młode kobiety są może nieco bardziej świadome swoich praw, czyli część z nich prosi o ustąpienie miejsca w autobusie, to jednak problem jest poważny.

Dotyka on bowiem tak naprawdę sedna naszego człowieczeństwa, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli z niechęcią patrzymy na kobietę w zaawansowanej ciąży, oznacza to brak jakiejś pierwotnej wrażliwości, która nakazuje chronić słabszych. A nawet zupełnie małych, ukrytych w maminym brzuchu. I żenujące jest doprawdy zjawisko, podpatrzone niedawno w jednej z przychodni, gdy na mamę w bardzo zaawansowanej ciąży rzuca się z agresją kilka pań w średnim wieku, gdy ta prosi grzecznie o wejście poza kolejnością.

Dlaczego prosi? Bo gruba, bo upał, bo śniadania nie jadła i zaraz zemdleje. Dlaczego panie nie rozumieją? Przecież same kiedyś były w ciąży… Niechęć do matek w ciąży, do dzieci w ogóle, wydaje się mieć jakąś głębszą przyczynę. I to dopiero znalezienie tej przyczyny, nazwanie jej, być może pozwoli na przeciwdziałanie temu zjawisku. Bo przecież nie o samo „ustąpienie miejsca” tu chodzi. Raczej o sympatię dla kobiety, która nosi w sobie nowe życie.

Jeśli natomiast tej sympatii brak, jeśli mama z dzieckiem pod sercem wywołuje na ustach przechodniów nie uśmiech, ale grymas, znaczy to, że wszyscy mamy z mamami jakiś poważny problem. Społeczna kampania pro-ciężarna? Niekoniecznie. Ale może prywatne przemyślenie, dlaczego kobieta w ciąży mnie denerwuje, da jakiś pozytywny efekt. Brzuszny problem? Raczej nasz problem, z głową i emocjami. Nie ciężarnej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.