Olo na Unieści

Katarzyna Matejek

publikacja 28.06.2015 06:00

Niesiony leniwym nurtem Unieści Aleksander Doba Ameryki nie odkrył, jedynie nadmorskie Łazy. Jednak pomógł odkryć miejscowym i gościom z Polski, że i u nas są warunki do uprawiania kajakarstwa.

Aleksander Doba w kinie Zorza Katarzyna Matejek /Foto Gość Aleksander Doba w kinie Zorza

To nie jest leniwe wiosłowanie. Najbliższy zakręt odsłania niski most, więc trzeba mocno przygiąć plecy. Kolejny – drzewo walczące z nurtem o prawo do koryta, więc trzeba je wziąć z prawej. Dalej są bystrzyny popychające raptownie kadłub. Tak w Maszkowie zaczyna się trasa kajakarska na rzece Unieść. Unieści daleko do górskich potoków, ale ponad 60 kajakarzy VII Ogólnopolskiego Spływu Kajakowego Szuwary 2015 nie narzeka. Zresztą nie sława rzeki ich tu przywiodła, lecz gościa, Aleksandra Doby, który choć morza dalekie oglądał, to i rzeczką, która za parę kilometrów będzie przypominała przydrożny kanał, nie pogardził. 

Podróżnik Roku

Z okazji 28. Dni Ziemi Sianowskiej odbył się w kinie Zorza wernisaż wystawy fotograficznej „Rzeka Unieść”. – Dzięki pracy wielu osób, wsparciu nadleśnictwa Karnieszewice ta nasza „rzeczka” wygrała w 2010 roku konkurs powiatu koszalińskiego, zdobywając tytuł Turystycznej Perły Pomorza Środkowego – tymi słowami zainaugurował wernisaż burmistrz Sianowa Maciej Berlicki. – Rok później znalazła się w gronie największych atrakcji województwa zachodniopomorskiego. Teraz mamy kolejny sukces, bo na jej wodach udało się zorganizować ogólnopolski spływ kajakowy.

Włodzimierzowi Zimnowłockiemu, pomysłodawcy wystawy, autorowi niektórych zdjęć i komandorowi spływu, leży na sercu krzewienie wiedzy o rzekach Pomorza Środkowego. Instruktor jest przekonany, że mogłyby usatysfakcjonować niejednego kajakarza. – Mamy trochę ładnych rzek, ale nie każdą da się spłynąć. Jednak pływać można by było na każdej, trzeba je tylko odpowiednio zagospodarować, zrobić wokół nich właściwą reklamę – powiedział, przyznając, że właśnie z tego powodu zaprosił Aleksandra Dobę do Sianowa.

Dlaczego Dobę? Bo jest to obecnie najbardziej rozpoznawalny kajakarz w Polsce i zarazem polski kajakarz na świecie. Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki z kontynentu na kontynent wyłącznie dzięki sile własnych mięśni. Po tym wyczynie został ogłoszony Podróżnikiem Roku 2015 przez internautów w plebiscycie magazynu „National Geographic”. Zanim otworzył sianowski wernisaż, opowiadał morskie przygody, dryfując po Unieści.

Ach te SMS-y

Unieść nie cała jest w zagadkowych meandrach. Z Sianowa do Osiek to grzeczna i przygotowana do wygodnej podróży rzeczka. Można tu wsiąść w kajak choćby pierwszy raz i zamknąwszy oczy, podróżować aż do jeziora Jamno, a nim aż do morza. Niektórzy uczestnicy spływu Szuwary właśnie tak robili, gdy zbici czółnami w jedną „tratwę” z odwróconym ku nim Aleksandrem Dobą słuchali jego morskich opowieści.

Jak to było z tym wydarzeniem, znanym większości Polaków z ekranu telewizora, gdy strateg atlantyckiej wyprawy Doby stracił kontakt z kajakarzem? – Zawiniłem ja sam – wspomina Doba. – Przegapiłem fakt, że w telefonie satelitarnym kończy mi się limit rozmów. Wysłałem szereg SMS-ów i nagle stop, nic nie idzie. Musiałem skorzystać ze specjalnej linii, z przycisku, który nieszczęśliwie nazywa się „help” – opowiada, wyjaśniając, że chodziło mu o zwykłą pomoc techniczną. – I jaką odpowiedź dostaję? „Olek, co się dzieje?! Powiadomiłem ratownictwo okrętowe!”. Siły ze mnie opadły: będą mnie szukać i ratować. A jaki powód? Nie mogę wysłać SMS-a!

– Moi poprzednicy w pokonaniu Atlantyku płynęli z wyspy na wyspę – kontynuował opowieść już przy wypełnionej słuchaczami sali kina Zorza. Nie zabrakło wśród nich uczniów i nauczycieli SP w Iwięcinie, której patronuje słynny podróżnik. – Ja, owszem, jako pierwszy przepłynąłem ocean z kontynentu na kontynent, ale… – podnosi się z miejsca, by podejść do mapy, na której dwie powyginane serpentyny znaczą trasę pierwszej i drugiej wyprawy oceanicznej – spójrzcie na to: poszedłem na łatwiznę, przepłynąłem Atlantyk w najwęższym miejscu. Po wszystkim jednak pomyślałem: a co będę sobie żałował? Podniosę poprzeczkę i przepłynę w najszerszym.

I przepłynął.

Nie było końca opowieściom, w których nie brakowało wątków o rekinach, falach kilkakrotnie wyższych niż sklepienie kina, o 47 dniach bez kontaktu z lądem i – na dowód tego, że nawet taki wyczynowiec robi sztubackie błędy – o własnej głupocie, czyli zapomnieniu o ochraniaczach na dłonie, które ostatecznie boleśnie poparzyła sól oceanu. Wspomnieniom towarzyszyły pieśni z repertuaru kajakarzy ze spływu Szuwary oraz pokaz zdjęć z wypraw, które przyniosły Polakowi sławę na świecie. Po spotkaniu chętni nabywali wspomnienia Aleksandra Doby zatytułowane „Olo na Atlantyku” podpisane autografem podróżnika.

TAGI: