Teraz czas na marzenia

ks. Piotr Sroga

publikacja 30.06.2015 13:15

Zimowa akcja pomocowa była spektakularna, 
ale na wiosnę...

Paweł po kilku miesiącach nauczył się podstaw języka polskiego ks. Piotr Sroga /Foto Gość Paweł po kilku miesiącach nauczył się podstaw języka polskiego

Od 13 stycznia w Rybakach przebywało prawie dwustu gości z Donbasu. Mają zapewniony pobyt w ośrodku Caritas na 6 miesięcy, ale już wiele rodzin znalazło sobie nowe domy w różnych miejscowościach całej Polski. Z Rybaków wyjechało ok. 50 osób. Trzy rodziny zamieszkały w Koszalinie, trzy we Wrocławiu, jedna w Warszawie, dwie w Gdańsku. Prawdopodobnie na Warmii i Mazurach zdecydują się pozostać trzy rodziny: dwie w Olsztynie i jedna w Orzyszu.
 

Paweł poliglota


Wydaje się, że najlepiej zaaklimatyzowały się dzieci i młodzież. Przyjazd wypadł dokładnie na ferie zimowe i mogły po chwili odpoczynku włączyć się w zajęcia szkolne. Wszyscy podkreślają „lekkie” wejście młodych w nowe środowisko. Zdecydowana większość poradziła sobie także z przyswajaniem wiedzy i skończyła ten semestr z pozytywnymi ocenami. Może poziom języka polskiego nie jest jeszcze u nich bardzo dobry, ale nauczyciele służyli pomocą i najważniejsze były dobre chęci.
Nauczyć się zresztą nowej sytuacji musieli także Polacy, bo to była pierwsza tak wielka akcja przyjęcia cudzoziemców w Polsce. – Myślę, że jest to cenna nauka w kontekście przyjęcia kolejnych grup emigrantów. Było to zresztą bardzo ciekawe doświadczenie dla szkoły i nauczycieli – mówi ks. Piotr Hartkiewicz, dyrektor ośrodka w Rybakach.


Dzieci i młodzież w tym czasie nauczyły się podstaw języka polskiego i poznały nową ojczyznę. – Na początku bardzo się denerwowałem, bo nie znałem dobrze języka. W Doniecku chodziłem do gimnazjum, ale w ostatnim czasie przed wyjazdem nie było już lekcji – mówi Paweł Pestunow, jeden z młodych przesiedleńców z Doniecka. Przyjęcie w szkole w Stawigudzie wspomina bardzo dobrze. Wszyscy byli bardzo życzliwi i pomocni. Zdziwił się, że w tak małej miejscowości funkcjonuje tak piękna szkoła. Po tych kilku miesiącach nauki Paweł twierdzi, że cała szkoła to jego znajomi. – Podoba mi się sposób nauczania. Dzieci nie są przymuszane, ale zachęcane do uczenia się.
Bardzo mi to pasuje. Największym problemem były dla mnie te słowa, które trudno przetłumaczyć. Myślę jednak, że na koniec roku nie będzie źle. Wcześniej nie mówiłem po polsku, ale teraz już rozumiem i mówię – cieszy się.


Wcześniej występował w zespole tanecznym i wielokrotnie odwiedzał Polskę, jednak były to krótkie wizyty, połączone z występami. Teraz Paweł wyjeżdża z rodzicami do Bydgoszczy i tam będzie się uczył w liceum w klasie o profilu lingwistycznym. – Znam rosyjski, ukraiński i angielski. Ostatnio uczyłem się polskiego i niemieckiego, a w Bydgoszczy dojdzie jeszcze chiński. Trochę się boję, że nie dam sobie rady w nauce. Najważniejsze jednak, żebym nie zgubił swojej drogi życia – trzeba ciągle walczyć i nie rezygnować – mówi Paweł.


Uruchomiła się ambicja

– Już na początku funkcjonowania programu bałem się, że zainteresowanie akcją pomocy mieszkańców Donbasu będzie malało. Światła reflektorów w pewnym momencie zgasły. Pomoc ze strony ludzi była coraz mniejsza – mówi ks. Piotr. Na początku było tak wiele ubrań zimowych, że cały kontener został jeszcze dodatkowo wysłany na Ukrainę. Przesiedleńcy dostawali także środki czystości i wiele innych rzeczy, które pomagały funkcjonować na co dzień. Jednak z czasem to się skończyło. Zimowa akcja zbierania dla nich ubrań była spektakularna, ale na wiosnę było już gorzej z odzieżą.


Z drugiej strony odpowiedzialni za projekt zauważyli pewną zmianę w zachowaniu gości z Donbasu. Na początku najważniejszą potrzebą było poczucie bezpieczeństwa. Wtedy można było usłyszeć: „Wystarczy nam kawałek podłogi, żeby tylko nie strzelano. Zadowolimy się każdą pracą”. Po kilku miesiącach oczekiwania się zmieniły. Teraz uruchomiła się ambicja i chęć zrealizowania marzeń. I to jest naturalny proces, z którym liczyli się odpowiedzialni za pobyt przesiedleńców w Rybakach. Przykładem może być niechęć osiedlania się i podejmowania pracy w mniejszych miejscowościach. Wszyscy bowiem mieszkali wcześniej w dużych miastach na Ukrainie. Polacy przekonują jednak gości, że jest to dobry start.


Wyjazd do nowych miejsc zamieszkania łączy się z nadzieją na nowy początek, ale także z lękiem. – Jestem ostrożna, dlatego najpierw chciałabym zacząć pracować, a potem wszystko inne. Wyjeżdżamy do Warszawy, już się pakujemy. Czekamy na ten wyjazd i chcemy pracować. To kolejna zmiana w moim życiu. Myślę o przyszłości i chciałabym, żeby pracodawca był zadowolony z mojej pracy – mówi pani Stella. Jest wdzięczna wszystkim, którzy pomogli wydostać się z Donbasu, ale także Polsce za przyjęcie i opiekę.


Żmudne poszukiwania


Część samorządów złożyła oferty pracy. Kwalifikacje zawodowe osób przebywających w Rybakach są dość wysokie. Tak jak oczekiwania. – Na początku wydawało się nam, że wykształcenie jest pomocne w znalezieniu pracy, ale tak nie jest. Łatwiej byłoby znaleźć pracę dla osób fizycznych. Zresztą brak dobrej znajomości języka polskiego utrudnia podjęcie pracy ekwiwalentnej do tej, którą wykonywali na Ukrainie. Tu pojawiało się rozczarowanie – wyjaśnia ks. Piotr Hartkiewicz. A wśród przesiedleńców są między innymi lekarze, bankowcy, ekonomiści i prawnicy. Okazuje się, że większość przybyszów z Doniecka zajmowała wcześniej stanowiska kierownicze albo prowadziła swoje biznesy, a tu trzeba wszystko zaczynać od nowa.
Jedni bardzo chętnie przyjęli zaproponowane oferty pracy, inni nie byli nimi w ogóle zainteresowani. Każda propozycja była sprawdzona i setki z nich zostało odrzuconych z różnych przyczyn. Jedną z nich była troska o zabezpieczenie pracy obydwojgu małżonkom.

– Aktualnym problemem są także świadczenia emerytalne. Polskie prawo nie przewiduje rewaloryzacji emerytur zagranicznych – nawet do najniższego poziomu krajowych świadczeń. Emerytura ukraińska, po przeliczeniu na naszą walutę, wynosi około 300 zł. Pomimo przychylności rządu istnieje prawna bariera. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej uruchomi dlatego pomoc socjalną dla tych osób – mówi ks. Hartkiewicz.

TAGI: