Maltańczycy dla Ukrainy

Urszula Rogólska

publikacja 16.07.2015 06:00

– Aż się boję wyciągać więcej sprzętu, bo wtedy przed północą nie wyjdziemy. Tak bardzo chcą  się uczyć – opowiada Mariusz Zawada, ratownik medyczny, komendant kęckiego oddziału Maltańskiej Pomocy Medycznej.

Kandydaci na maltańczyków z Iwano-Frankiwska ćwiczą pod okiem Mariusza Zawady, komendanta maltańczyków z Kęt Urszula Rogólska /foto gość Kandydaci na maltańczyków z Iwano-Frankiwska ćwiczą pod okiem Mariusza Zawady, komendanta maltańczyków z Kęt

– Co najmniej połowa z nich była na Majdanie w Kijowie. Widzieli, że dla wielu pierwsza pomoc przyszła za późno… 

Jest rok 1998. „Młody” z klasy techników mechaników oblewa maturę w czechowickiej „resorówce” – dziś Zespole Szkół Technicznych i Licealnych. „Niech przyjdzie na wakacje, to coś dorobi” – powiedział znajomy lekarz z Pogotowia Ratunkowego.

Mechanik żaden

– I tak „dorabiam” od siedemnastu lat – śmieje się „Młody”, czyli Mariusz Zawada. – Najpierw byłem sanitariuszem. Wysłużonymi polonezami jeździliśmy do chorych. Pomagałem. Potem ktoś mnie wyłapał, stwierdził, że się nadaję, i przydzielili mnie do pracy w karetce wyjazdowej. Udało się zdać maturę i skończyć ratownictwo medyczne. Kiedyś zostaliśmy wezwani do mamy mojej wychowawczyni. Bardzo się zdziwiła, kiedy mnie zobaczyła. Uśmiechnęliśmy się oboje: „Mówiłem pani, że mechanik to ze mnie żaden będzie!”. A wolontariuszem Maltańskiej Służby Medycznej został dzięki… pieszej pielgrzymce na Jasną Górę.

Był na niej porządkowym, potem także pilotem. Od początku angażuje się też w pracę sztabu diecezjalnej pieszej pielgrzymki do Łagiewnik. Kiedy 4,5 roku temu powstawał oddział „Malty” w Kętach, poproszono go o pomoc. Miał tylko pomóc – został jego komendantem. To, jak kieruje pracą wolontariuszy i całego oddziału, dostrzegli maltańczycy z ogólnopolskiej Fundacji Maltańska Służba Medyczna. Dzięki dofinansowaniu z programu Polska Pomoc prowadzonego przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, we współpracy z Maltańską Służbą Pomocy z Iwano-Frankiwska, fundacja tworzy fundamenty maltańskiego ratownictwa ochotniczego na Ukrainie – w Kijowie, Lwowie i Iwano-Frankiwsku. Polscy maltańczycy wytypowali trzech trenerów, którzy do tego zadania nadają się najlepiej: Grzegorza Jaskulskiego z Nowego Targu, Tomasza Kulpok-Bagińskiego z Katowic i… Mariusza Zawadę z Kęt! Mariusz został trenerem ekipy ukraińskiej w Iwano-Frankiwsku.

Widzieli, co się działo

– Na półce w siedzibie maltańczyków w Iwano-Frankiwsku stoi taka dziwna statuetka. Niepodpisana. Kilka kilogramów żelastwa z wystającymi zaostrzonymi końcami – jakby odłamek rozerwanej butli gazowej – mówi Mariusz Zawada. – Dowiedziałem się, że takimi rzeczami rzucano na Majdanie w ludzi. To akurat zostało wyjęte z uda człowieka. Nie wypytywałem, ale sami mówili, co widzieli, co przeżyli… Co najmniej połowa z mojej 26-osobowej grupy tam była. Na Ukrainie maltańczycy działają pod nazwą Maltańska Służba Pomocy. Do tej pory byli raczej tylko wsparciem socjalnym: kuchnie polowe, namioty, transport sprzętu medycznego. Na Ukrainie nie ma – jak u nas – prawnego obowiązku udzielania pierwszej pomocy poszkodowanym w różnych zdarzeniach. Myślę, że nie bez znaczenia jest to, co przeżyli na Majdanie. Zależy im, żeby rozwinąć się medycznie. Tam byli na zapleczu, w tej tzw. bezpieczniejszej strefie. Ale widzieli. co się działo. Kiedy doszło do tragicznych wydarzeń, dla wielu pierwsza pomoc medyczna przyszła za późno… Polscy maltańczycy wymyślili swój projekt pomocy dla Ukrainy już dawno. Teraz znalazły się pieniądze z MSZ na jego realizację. Dzięki niemu trzy ukraińskie oddziały otrzymają podstawowe wyposażenie szkoleniowe i ratownicze, w tym pełne umundurowanie, plecaki ratunkowe, środki łączności, zaawansowane fantomy do ćwiczeń. – To sprzęt najwyższej klasy, z którym nasi ukraińscy partnerzy będą mogli działać przez wiele lat – zaznacza Mariusz Zawada.

Przyjadą na ŚDM

Pierwsze spotkanie trenerów z Polski i ich ukraińskich odpowiedników znających język polski odbyło się w kwietniu w Chorzowie. Opracowali scenariusz, kalendarz szkoleń. Zaplanowano, że Polacy poprowadzą dwa cykle szkoleń po pięć, sześć dni każdy, obejmujące m.in. program kursów kwalifikowanej pierwszej pomocy i medycyny pola walki. Pierwsza część odbyła się na przełomie maja i czerwca, druga już niebawem – w połowie lipca. – Finałem szkoleń będą manewry ratownicze w Iwano-Frankiwsku, które odbędą się 5 i 6 września. Wezmą w nich udział trzy drużyny z Ukrainy i trzy z Polski. Jedną z nich stworzą nasi maltańczycy z Kęt – mówi Mariusz Zawada. – Dodatkowo część ukraińskich wolontariuszy zostanie także przeszkolona z umiejętności liderskich, w tym z zarządzania zespołem. W każdym zespole uzupełniamy się wiedzą, ale musi być lider, który ogarnie całość. To szkolenie zlecono komendantowi z Kęt w uznaniu jego umiejętności kierowania zespołem naszych wolontariuszy. – Jadąc na Ukrainę, obawiałem się trochę bariery językowej. Okazało się, że niepotrzebnie. Wielu moich kursantów ma polskie korzenie, rozumieją język polski. Zawsze mogę też liczyć na tłumaczkę i ratowniczkę Marianę Barchuk. – Szkolenie prowadzone na Ukrainie odpowiada naszemu 66-godzinnemu kursowi kwalifikowanej pierwszej pomocy. Taki kurs kończy się egzaminem, po którym – u nas – można otrzymać tytuł ratownika KPP. To najwyższy w Polsce tytuł ratowniczy dla osób niezwiązanych z medycyną. Jak zauważa polski trener: – Ważnym aspektem tego projektu jest też to, że w przyszłym roku odbędą się w Krakowie Światowe Dni Młodzieży. I również nasi partnerzy z Ukrainy zostaną zaproszeni do współpracy z nami w patrolach medycznych.

Uczą się chętnie

W Iwano-Frankiwsku szkolenie maltańczyków odbywa się w kamienicy, w której mają swoją siedzibę. Wśród kandydatów na ratowników w ekipie Mariusza są dwie lekarki, właściciele sklepów, pracownicy produkcji, rzemieślnicy, studenci. Najmłodsi mają 18 lat, najstarsi są po czterdziestce. – Byłem trochę speszony obecnością lekarek. Zastanawiałem się, czego ja jeszcze mogę nauczyć te dziewczyny po studiach medycznych. Okazało się jednak, że pewnych czynności, których my uczymy na kursie kwalifikowanej pierwszej pomocy, one na studiach nie miały. Uczą się więc bardzo chętnie i z wielkim zaangażowaniem. Przyjęli mnie bardzo serdecznie. Od pierwszych chwil szkolenia, po zapoznaniu z jego programem, poznajemy sprzęt, na którym pracujemy. Staramy się ich wyszkolić najlepiej jak potrafimy, przekazać wiedzę, jaką sami mamy – tak, żeby jeśli kiedykolwiek spotkają się z sytuacją wymagającą udzielenia pierwszej pomocy, zrobili to dobrze. Pogoda sprzyjała, więc zaproponowałem, żebyśmy się szkolili w terenie, w niedalekim parku. Wzbudzaliśmy duże zainteresowanie mieszkańców miasta – przyglądali się, co to za pomarańczowy człowiek biega wśród tej całej ekipy uczącej się wykorzystywania deski ratowniczej. Ważnym tematem jest też umiejętność posługiwania się łącznością radiową. Przygotowałem dla nich symulowane scenki, z jakimi mogą się spotkać w codzienności – żeby nie bali się użyć radia i umieli porozumiewać się z centrum dowodzenia. Myślę, że wyrasta z nich bardzo fajny oddział maltański. Tam nie ma ludzi przypadkowych, których ktoś zmusił do odbycia kursu. Zaangażowanie i chęć nauki są olbrzymie. Aż się boję wyciągać więcej sprzętu, bo wtedy przed północą trudno wyjść z zajęć – śmieje się kęcki komendant. – Każdy z kursantów chce perfekcyjnie wykonać każde ćwiczenie.

Bezpieczniejsi

Sprawdzianem ich umiejętności będą wrześniowe manewry ratownicze. Także w tej dziedzinie maltańczycy z Kęt mają duże doświadczenie. W tym roku – od 18 do 20 września na terenie swojej gminy i Porąbki przygotują je już po raz szósty. Zgłosiło się już dziesięć ekip z całej Polski: maltańczycy, strażacy i ekipy niezrzeszone w im podobnych organizacjach. Zaproszą także najlepszych z Ukrainy, – Nasi ukraińscy partnerzy z Iwano-Frankiwska bardzo chcą nagłośnić swoje manewry w mieście. Będą one powiązane z piknikiem dla wszystkich. Chcą, żeby ludzie zobaczyli, że powstaje taka grupa, dzięki której mogą czuć się bezpieczniejsi. Jak dodaje polski trener, w centralnej Ukrainie nie mówi się zbyt dużo o tym, co dzieje się na wschodzie kraju. – Myślę jednak, że moi kursanci biorą pod uwagę, że może zaistnieć taka sytuacja i będą potrzebni w warunkach mało pokojowych… Mariusz przyznaje, że wyzwaniem było dla niego przygotowanie się do zajęć z medycyny pola walki. – Na terenie Polski – Bogu dzięki – już dawno nie mieliśmy takiej sytuacji. Poza wykładami w szkole nie musiałem mieć z nią do czynienia w praktyce. Na wojnie możliwości udzielania pierwszej pomocy są dużo mniejsze. Od ratownika na polu walki wymaga się jak najszybszego zabezpieczenia rannych, umiejętności pracy pod ostrzałem. Wtedy nie analizujesz urazu kręgosłupa, tylko starasz się odciągnąć człowieka z pola walki. Zawsze też podkreślam, szkoląc ratowników: bezpieczeństwo własne przede wszystkim – i to niezależnie od tego, czy zdarzenie dotyczy sytuacji wojny, czy jakiejkolwiek innej w zwyczajnej codzienności – podkreśla polski ratownik, który już przygotowuje się do kolejnego wyjazdu na Ukrainę.

TAGI: