Zimne piwo kusi...

Jan Hlebowicz

publikacja 12.07.2015 06:00

Trójmiasto wytoczyło wojnę plażowiczom spożywającym alkohol. W Gdańsku i Gdyni całkowity zakaz picia, poza ogródkami gastronomicznymi, obowiązuje od lat. W tym roku podobne regulacje wprowadził również Sopot. Jednak mimo groźby otrzymania mandatu przepisy te są regularnie łamane. 


Rozbite butelki lub rdzewiejące puszki przykryte piaskiem mogą być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci Jan Hlebowicz /Foto Gość Rozbite butelki lub rdzewiejące puszki przykryte piaskiem mogą być bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci

Początek wakacji. 25 stopni Celsjusza na termometrze i bezchmurne niebo zachęcają do wybrania się na plażę. Ręcznik przy ręczniku, aż trudno się przecisnąć. Niektórzy się opalają, inni wchodzą do wody. Potem urządzają sobie piknik. Co jakiś czas słychać charakterystyczny dźwięk otwieranej puszki piwa.


– Dlaczego oni mogą, a ja nie? – Bartek, mieszkaniec Sopotu, wskazuje na osoby siedzące w gastronomicznym ogródku. – Różnica jest taka, że ja piję za 3 złote, a oni za trzy razy więcej – dodaje. Nie boi się, że dostanie mandat. – Nigdy nie zostałem skontrolowany – podkreśla.

Czy przepisy zakazujące spożywania alkoholu to fikcja? Kto na obecnych regulacjach korzysta najbardziej? Plażowicze czy właściciele ogródków piwnych, którzy windują ceny alkoholu? 

Reagujemy, 
gdy to konieczne 


Co jest złego w tym, by w upalny dzień, leżąc na plaży, wypić piwo lub dwa? – Wtedy zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: „A dlaczego nie trzy lub cztery?”. – odpowiada Joanna Grajter, rzecznik gdyńskiego magistratu. – Chodzi o bezpieczeństwo. Alkohol, leżenie plackiem na słońcu, a potem kąpiel w morzu to mieszanka wybuchowa. Pewnie niejeden po wypiciu kilku piw myślał, że uda mu się przepłynąć Bałtyk wzdłuż i wszerz. I tragedia była gotowa – uzupełnia.

W Gdańsku i w Gdyni za spożywanie alkoholu na plaży grozi mandat w wysokości 100 złotych. Problem w tym, że ta spora suma niewielu odstrasza, a sam przepis często nie jest egzekwowany. – Umundurowani funkcjonariusze nie chodzą pomiędzy opalającymi się plażowiczami. Dopóki nie ma realnego powodu do interwencji, nie chcemy nikomu zakłócać odpoczynku, beztroskiego spędzania chwil w gronie najbliższych – wyjaśnia Michał Rusak, rzecznik gdyńskiej Policji.

Na plaży nie zobaczymy również patroli Straży Miejskiej. Dlaczego więc utrzymuje się zakaz, którego łamanie zazwyczaj nie spotyka się z jakąkolwiek reakcją ze strony funkcjonariuszy? – Strach przed poniesieniem kary ogranicza zjawisko nadużywania alkoholu, a tym samym zwiększa bezpieczeństwo. Poza tym obowiązujące regulacje dają możliwość ratownikowi WOPR czy współplażowiczowi zwrócenia uwagi osobie pijącej, a w ostateczności szukania pomocy u policjanta czy strażnika miejskiego – tłumaczy Wojciech Siółkowski ze Straży Miejskiej w Gdańsku.

W jakich sytuacjach funkcjonariusze wkraczają do akcji? – Jeśli osoba będąca pod wpływem alkoholu będzie zagrażała swojemu bezpieczeństwu, wszczynała awantury, zaczepiała siedzących obok plażowiczów, wówczas na pewno zareagujemy – mówi M. Rusak. – Sam kilka mandatów wlepiłem... 


A w ogródku można... 


Jeszcze rok temu w Sopocie można było spożywać alkohol na plaży od godz. 9.00 do 18.00. Władze miasta opowiadały z dumą o liberalnych regulacjach i przedstawiały je jako przykład dla innych. Co zatem się zmieniło? – Odpowiedzieliśmy na liczne apele ratowników WOPR. Zdarzały się sytuacje, że osoby pod wpływem alkoholu chciały się kąpać i nie reagowały na zalecenia, by nie wypływać poza żółtą boję. Zakłócały również porządek publiczny, np. używając wulgarnego słownictwa – informuje Magdalena Jachim, rzecznik prasowy sopockiego magistratu.

Z wprowadzenia nowych przepisów cieszy się Tomasz Dusza, komendant Straży Miejskiej w Sopocie. – Kultura spożycia alkoholu niestety ciągle pozostawia wiele do życzenia. Niektórzy piją z głową, a inni jedynie z zakąską. Nam zależy na bezpieczeństwie wszystkich osób przebywających na plaży – podkreśla.

Zakaz, podobnie jak w Gdańsku i w Gdyni, nie obowiązuje jednak w działających na plażach barach. Ten brak konsekwencji drażni turystów i mieszkańców Trójmiasta. – Tłumaczenie, że chodzi o bezpieczeństwo plażowiczów, to jawna hipokryzja. Bo czym różni się człowiek, który upije się w trupa, siedząc w gastronomicznym ogródku, od tego leżącego na piasku? – pyta Karolina, która spędza urlop w Sopocie.

– Różnice są ogromne – odpowiada J. Grajter. – Osoby przebywające w lokalach są pod kontrolą obsługi. Zgodnie z prawem pijanym alkoholu się nie sprzedaje. Klienci mają także bezpłatny dostęp do toalet. Jeśli nawet zapomną po sobie posprzątać, to zrobi to za nich obsługa baru. Tymczasem rozbite butelki pozostawione na plaży, a także załatwianie potrzeb fizjologicznych na wydmach to prawdziwa zmora. 


Legalnie na plaży? 


Zdaniem wielu osób na obecnych przepisach korzystają głównie ogródki gastronomiczne, które windują ceny piwa. – Rzeczywiście dociera do mnie sporo takich głosów – przyznaje Bogdan Oleszek, przewodniczący Rady Miasta Gdańska. Radny PO uważa, że warto się zastanowić nad stworzeniem na plażach specjalnych stref, gdzie picie alkoholu byłoby legalne. – Skończyłoby się kombinowanie i wyciąganie butelek po kryjomu – twierdzi radny. – Oczywiście mówimy o kulturalnym piciu, a nie o libacjach i rzucaniu butelkami, bo na to naszego przyzwolenia na pewno nie będzie – dodaje od razu.

Idea podoba się Jaromirowi Falandyszowi, radnemu PiS. – Obecne przepisy są absurdalne. Jedno czy dwa piwa wypite na plaży to nie powód do wlepiania mandatu, a spożywających alkohol w ogródkach piwnych i na plaży należy traktować w taki sam sposób – uważa. Bogdan Oleszek dwukrotnie zgłaszał pomysł specjalnych stref podczas obrad Komisji Samorządu i Ładu Publicznego. Jednak radni nie kwapili się do podjęcia dyskusji i sprawa utknęła w martwym punkcie. – Uważam jednak, że musimy do niej wrócić – deklaruje radny. – Trzeba się wspólnie zastanowić i znaleźć odpowiednią formułę, jak tę kwestię ugryźć... 


TAGI: