Odkryć cuda

Justyna Jarosińska

publikacja 31.07.2015 06:00

Kiedyś, podobnie jak i dziś, centrum świata był tu sklep. Ale to był inny sklep. Dziś nie ma w nim alkoholu.

 – Samodzielnie wykonany domek dla owadów to wielka frajda  – przekonuje Justyna Dajer Justyna Jarosińska – Samodzielnie wykonany domek dla owadów to wielka frajda – przekonuje Justyna Dajer

Są za to produkty włoskie, mała galeria, a obok sklepu spory plac zabaw dla dzieci i strefa odpoczynku dla rodziców z zaznaczeniem miejsca trzeźwości. Kawałek dalej w gospodarstwie „u Adama” jest mały zwierzyniec, a naprzeciw sklepu babcia Kazia ma stajnię z małą szkółką jeździecką. Niedaleko znajduje się także skansen, w którym co miesiąc odbywa się jarmark rękodzieła i staroci. Kilkanaście lat temu ziemię w Dąbrówce kupiło małżeństwo z Lublina. – To miał być nasz azyl na jesień życia. Jak kiedyś żartowaliśmy z mężem: „tu będziemy się wspólnie marszczyć na starość” – opowiada Magda Niedziałek.

Jest dobrze

Potem pojawiła się idea stworzenia w Dąbrówce turystycznych gospodarstw edukacyjnych. Do pomysłu przyłączyło się kilku mieszkańców. – Ciężko się gospodarzy ludziom w Dąbrówce – mówi Magda Niedziałek – Ziemie tu są słabe. To głównie piaski, które nie stanowią wydajnego potencjału rolniczego, natomiast w połączeniu z lasami kozłowieckimi, Pałacem w Kozłówce i otaczającą przyrodą są doskonałą infrastruktura turystyczną. Dziś po roku wspólnych inwestycji, Dąbrówka zaczyna zarabiać na turystyce.

Babcia Kazia, mimo swoich ponad 80 lat sprawnie wskakuje na ławkę stojącą przy ogrodzeniu i na swój sposób kibicuje dzieciom ćwiczącym jazdę konną. – To moja ziemia – mówi pokazując dwa ogrodzone place, po których biegają konie i kucyki, oraz stodołę, w której mieszkają. – Nie mam nikogo, syn chory, cieszę się, że coś tu u nas się dzieje, i że mam co robić – mówi starsza kobieta. Babcia Kazia od niedawna zajmuje się też warzywniakiem. Ma także w końcu łazienkę z dostępem do ciepłej wody. – Teraz jest dobrze – mówi.

– Robert udowodnił, że to miejsce naprawdę ma potencjał – zauważa Justyna Dajer, która od niedawna oprowadza po Dąbrówce turystów – Cały czas chce angażować mieszkańców, by zobaczyli, że coś potrafią. Oboje z żoną są z tymi ludźmi zżyci, znają każdego po imieniu i bardzo im na nich zależy – dodaje.

Najważniejsza modlitwa

Dwa lata temu Robert i Magda przeżyli swoje nawrócenie. – To było coś bardzo głębokiego. Szczególnie mąż bardzo się zmienił – opowiada Magda – postanowił zostawić dotychczasową pracę. Ja już wcześniej przestałam pracować w szkole. Przeprowadziliśmy się tutaj. Żyjemy z dala od zgiełku miasta, choć nadal blisko, bo nasze najmłodsze dziecko jeszcze chodzi do szkoły do Lublina. Chcemy robić tu coś dla siebie i dla innych – podkreśla. Zaczęli od propozycji wspólnej modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia przy lokalnej kapliczce. – Jak popytałem mieszkańców to wyszło, że prawie każdy tę modlitwę w domu odmawia – mówi Robert – Nikomu jednak nie przyszło do głowy, żeby wyjść odmawiać koronkę na ulicę, a przecież to nie jest nic dziwnego, bo ludzie na majowe nabożeństwo też zbierają się przy kapliczce.

Propozycja chwyciła. Codziennie o godz. 15 przy kapliczce zbierają się mieszkańcy, a czasem także turyści, by wspólnie modlić się do Bożego Miłosierdzia. – Pamiętam jak przyjechały do nas dziewczęta z Podgłębokiego (ośrodek resocjalizacyjny dla dziewcząt – przyp. red.) – wspomina Magda – To był takich ich wyjazd integracyjny. Oglądały tu różne rzeczy, a kiedy mój mąż zaproponował, żeby się dołączyły do koronki, to po chwili wszyscy razem modliliśmy o Boże Miłosierdzie.

Modlitwa w Dąbrówce jest ważna. To dzięki niej, jak mówi Robert, tutejsi mieszkańcy żyją w zgodzie. – Jakieś dwa lata temu jedna z mieszkanek zamówiła Mszę św. w Wąwolnicy w intencji zgody we wsi.

Przyrodnicze okazy

Teraz mieszkańcy starają się jak mogą, by przyciągnąć do wsi turystów. – Pan Adam kiedyś był fotografem w muzeum w pobliskiej Kozłówce – informuje Justyna – W którymś momencie przestał być potrzebny. Dziś jest w Dąbrówce jedną z bardziej rozpoznawalnych postaci – podkreśla. Pan Adam prowadzi dąbrówkowy zwierzyniec.

– Opiekuję się zwierzętami, bo to lubię – opowiada mężczyzna – One zresztą teraz nie mają wielkich wymagań, wystarczy dać pić i wyprowadzić na pastwisko. W zwierzyńcu u pana Adama oprócz stada kóz i kur, jest kilka zwierzęcych okazów. – Mamy tu małą rudą krówkę Dąbrówkę, barana św. Jakuba, który zamiast dwóch ma cztery rogi, i osła, który uwielbia, gdy robi mu się zdjęcia – wyjaśnia Justyna.

Klimat dla turystów tworzą tu przepiękne lasy kozłowieckie a w nich ścieżki przyrodnicze i mnóstwo różnych gatunków ptaków. – Od dawna pasjonuję się fotografowaniem ptaków, a przy okazji wszystkich chętnych, oprowadzam po miejscach, gdzie bardzo różne i piękne gatunki ptaków można spotkać – opowiada Magda Niedziałek.

Do stodoły w garniturze

Miłośnicy przyrody natkną się tu nie tylko na ptaki, ale także na grzyby, których rośnie w lasach mnóstwo, a amatorzy wędkarstwa w okolicznych stawach mogą złapać niezwykłe rybie okazy. – Kilka kroków stąd mamy też skansen, który można zwiedzać grupowo, ale także indywidualnie – informuje Justyna. W skansenie jest stara stodoła. Kiedyś na wykład dla mieszkańców o zdrowym stylu życia, przyjechał tu znany profesor z Lublina, ortopeda Tomasz Karski. – Spotkanie zorganizowaliśmy właśnie w stodole – opowiada Justyna. – Pamiętam, jak profesor szedł przez piach ubrany w garnitur i pod krawatem. Ludzie patrzyli w niego jak w obrazek. On ze spokojem odpowiadał na wszystkie pytania. Na koniec powiedział, że nigdy w życiu nie zdarzyło mu się tego typu spotkanie, szczególne – bo i w stodole, i rozpoczęte koronką.

Stodoła w skansenie jest specyficzna. W środku stoją różnego rodzaju maszyny, a na ścianach wiszą „święte obrazki”. Niektóre bardzo ładne, inne kiczowate. – Robert zbiera wszystkie, które napotka – opowiada Justyna – Prosi też ludzi, by takich obrazków nie wyrzucali tylko dlatego, że im się nie podobają. Mogą je tu do nas przywieźć. Zawsze znajdzie się miejsce. W skansenie oprócz stodoły są stare maszyny, przepiękne gliniane naczynia, plac zabaw dla dzieci oraz specjalne miejsce, w którym zarówno starsi, jak i młodsi samodzielnie mogą zrobić mieszkanka dla owadów.

– Mamy tu wszystkie potrzebne materiały, by włożyć je tak jak każdy chce w gotową ramkę, i własnoręcznie zrobiony domek zabrać do domu – informuje Justyna. Skansen to także miejsce, w którym raz w miesiącu odbywają się targi rękodzieła i staroci. Każdy może zaprezentować swoje zbiory.

Rodzinnie na bazarze

Magda i Robert oprócz aktywizacji malutkiej wsi zapragnęli stworzyć także i w Lublinie miejsce do aktywizacji i edukacji rodzinnej Powstała Lubartowska 77, miejsce, gdzie rodzinnie można spędzić czas słuchając muzyki, grając w gry planszowe w projekcie „Mama, Tata, plansza i Ja”, strzelając z łuku w ramach ligi łuczniczej lub biorąc udział w warsztatach kulinarnych. – Chcielibyśmy prowadzić miejsce, które byłoby alternatywą dla „internetu”– mówi Magda Niedziałek. – Teraz jest zapotrzebowanie na przejście z „wirtualnego świata” do nabywania praktycznych umiejętności.

W budynku przy Lubartowskiej cały czas trwa także akcja Caritas – „Wietrzenie szafy i garażu”. – Każdy, kto ma w domu coś, czego nie potrzebuje, może to do nas przynieść. Być może przyda się komuś innemu, kto w zamian zechce ofiarować datek na budowę Centrum Charytatywnego w Krasnymstawie – wyjaśnia Robert Niedziałek. W hali przy Lubartowskiej można pokonwersować w obcym języku ze studentami zagranicznymi w zamian za naukę polskiego, nauczyć się robić bębny, malować naczynia gliniane a nawet spróbować swoich sił w przygotowywaniu pizzy czy pierogów.