In vitro: wszystko dozwolone

Bogumił Łoziński

GN 27/2015 |

publikacja 30.07.2015 06:00

Przyjęta przez Sejm ustawa o in vitro pozwala na tworzenie wielu zarodków i mrożenie, a nawet niszczenie niewykorzystanych w procesie sztucznego zapłodnienia. A to tylko jedna ze skandalicznych praktyk, na które pozwala uchwalone właśnie prawo.

In vitro: wszystko dozwolone Jakub Szymczuk /foto gość

Rządową ustawę poparło aż 261 posłów, przeciwko było 176. Za jej odrzuceniem głosował klub PiS z Jarosławem Kaczyńskim i kandydatką na premiera Beatą Szydło, a także klub Zjednoczonej Prawicy z Jarosławem Gowinem na czele. Ten ostatni wraz z posłem Czesławem Hocem z PiS byli bardzo aktywni w czasie prac nad projektem w sejmowych komisjach. Zgłosili kilkadziesiąt poprawek ograniczających złe skutki regulacji, ale wszystkie zostały odrzucone.

Ustawę zgodnie poparły ugrupowania lewicowe, natomiast w rządowej koalicji widać wyraźne przesunięcie w lewo. Ponad połowa posłów PSL była za, w ten sposób partia ta pokazała, że jej odwołania do chrześcijaństwa to fikcja. Opadły też wszelkie złudzenia co do Platformy Obywatelskiej. Panowało przekonanie, że w ugrupowaniu tym jest frakcja konserwatywna, jej politycy w rozmowie z GN zapowiadali, że nie poprą ustawy rządowej w zaproponowanej wersji. Na 202 posłów PO przeciwko było jedynie pięcioro: Joanna Fabisiak, Mariusz Grad, Andrzej Gut-Mostowy, Mirosław Pluta i Lidia Staroń. Nie ma w tym gronie posła Ireneusza Rasia, który zagłosował za, mimo że deklarował, że bez zakazu niszczenia i zamrażania zarodków ustawy nie poprze.

Zgoda na zabijanie zarodków

Celem tej regulacji miało być określenie ram prawnych, które porządkowałyby kwestie sztucznego zapłodnienia, bowiem do tej pory w Polsce nie było żadnego prawa w tej sferze. Ustawa miała nie tylko opisywać procedury, ale przede wszystkim rozstrzygać kwestie natury etycznej. Rzeczywiście te kwestie rozstrzyga, tyle że w skrajnie lewicowy sposób, który jest nie do przyjęcia. Sejm przyjął regulację nie tylko niepolepszającą istniejącego stanu, w którym wszystko było dopuszczalne, lecz zezwalającą na skrajne rozwiązania, jak niszczenie ludzkich zarodków, eugenika czy in vitro dla osób homoseksualnych.

Perfidia rządowej regulacji polega na tym, że jest pełna przepisów, które pozornie zakazują nieetycznych praktyk, ale poprzez luki prawne pozwalają obejść zakazy.

Ustawa oficjalnie nie pozwala na niszczenie zarodków, w rzeczywistości jednak zawiera przepisy, które to dopuszczają. Przewiduje, że można powołać do życia sześć embrionów, po czym dokonać ich selekcji na zdolne do prawidłowego rozwoju i niezdolne. Te ostatnie można zniszczyć. W praktyce oznacza to możliwość zabijania dowolnej liczby zarodków, bowiem określenie, które są niezdolne do prawidłowego rozwoju, ma charakter arbitralny.

Dalej ustawa zezwala na niszczenie zarodków podejrzanych o wady, które skutkowałyby ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo jakąkolwiek nieuleczalną chorobą. Oznacza to, że zarodki podejrzewane o zespół Downa, mukowiscydozę czy genetycznie uwarunkowaną łuszczycę skóry można zabijać. To prawnie usankcjonowana eugenika.

Przepis o prawie do utworzenia sześciu zarodków dotyczy tylko kobiet do 35. roku życia. Starszym lekarz może zezwolić na wytworzenie dowolnej liczby zarodków. Warto też mieć świadomość, że rządowa ustawa nie wyznacza górnej granicy wiekowej dla kobiet pragnących skorzystać z in vitro, co oznacza, że nawet 60-letnia albo starsza może się poddać sztucznemu zapłodnieniu. Nie jest to sytuacja hipotetyczna – w maju tego roku 65-letnia Niemka urodziła dzięki in vitro czworaczki.

Polska regulacja przewiduje mrożenie niewykorzystanych zarodków i ich przechowywanie przez 20 lat. Nie mówi jednak, co z nimi się stanie, gdy okres ten minie. Znajdą się poza prawem, a więc będą mogły być zniszczone.

Trzeba przy tym mieć świadomość, że aby powstało jedno życie z in vitro, trzeba uśmiercić kilkanaście innych zarodków. Według danych Human Fertilisation and Embryology Authority Register w Wielkiej Brytanii od 1990 r. stworzono 3 806 699 ludzkich zarodków. Tymczasem w latach 1992–2006 z in vitro urodziło się w tym kraju 122 43 żywych dzieci. Oznacza to skuteczność procedury sztucznego zapłodnienia na poziomie 3,21 procent, a więc dla urodzenia trojga dzieci potrzeba ponad 100 zarodków.

Polska ustawa nie chroni zarodków, więc ten procent może być zbliżony. Weźmy oficjalne dane Ministerstwa Zdrowia w Polsce. W pierwszym roku trwania rządowego programu refundacji in vitro 8685 par zostało zakwalifikowanych do programu, powstało 2599 ciąż, a urodziło się 214 dzieci. Ponieważ kliniki mogły wytwarzać do sześciu zarodków, zamrożonych embrionów może być nawet ok. 43 tys. Biorąc pod uwagę ich liczbę w stosunku do urodzonych dzieci, skuteczność metody kształtuje się na poziomie ok. 0,5 procenta. Nawet gdyby kliniki wytworzyły tylko trzy zarodki, to byłby to jeden procent.

Tragedia dziecka

Zasadnicze zastrzeżenia do ustawy zgłaszają prawnicy, m.in. z Sądu Najwyższego, Biura Analiz Sejmowych czy Instytutu Ordo Iuris. Gdyby je wszystkie zebrać, powstałoby opracowanie większe niż sama ustawa. Wśród nich warto uświadomić sobie jej niekonstytucyjność, bowiem nie chroni życia. Nie do zaakceptowania jest także definicja ludzkiego zarodka jako zbioru komórek, co jest niezgodne z wiedzą biologiczną i prawodawstwem europejskim. Sąd Najwyższy zwraca uwagę, że choć ustawa ma w nazwie „o leczeniu niepłodności”, w rzeczywistości nie opisuje żadnych metod leczenia niepłodności, odnosi się jedynie do in vitro.

Drastycznym złamaniem prawa dziecka do urodzenia i wychowania w stabilnej rodzinie jest przepis dający prawo do in vitro nie tylko małżeństwom, ale także parom nieformalnym. Wystarczy, że złożą one „zgodne oświadczenie”, że żyją w takim związku. Taka para może się rozstać z dnia na dzień, a dziecko pozostanie bez jednego z rodziców.

Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, że ustawa wprowadza nowelizację Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, która pozwala na macierzyństwo zastępcze. Proceder ten występuje w Polsce bez żadnych ograniczeń. Są nawet „firmy” zajmujące się macierzyństwem zastępczym, które ogłaszają się w internecie. Ustawa umożliwia funkcjonowanie macierzyństwa zastępczego. Kobieta może umówić się z podstawionym mężczyzną, który jest bezpłodny, że w klinice in vitro wystąpią jako związek partnerski. Komórka jajowa kobiety zostaje zapłodniona przez anonimowego dawcę spermy. Rodzi się dziecko. Partner znika. Wówczas, według ustawy rządowej, dowolny mężczyzna ma prawo przed urzędem stanu cywilnego oświadczyć, że będzie ojcem dziecka, co nastąpi, jeśli kobieta to potwierdzi od razu albo w ciągu trzech miesięcy (art. 91 p. 3). W ten sposób mężczyzna homoseksualny może zostać zgodnie z prawem ojcem dziecka poczętego z in vitro.

W normalnym procesie adopcyjnym państwo kontroluje procedurę, w przypadku in vitro tego nie ma, dobro dziecka nie jest brane pod uwagę, może trafić pod opiekę ojca patologicznego. Takie przepisy drastycznie pogarszają sytuację dziecka w stosunku do istniejącego obecnie stanu. Dzieci z in vitro wychowane w niepełnej rodzinie albo w takiej, w której jeden z rodziców nie jest rodzicem biologicznym, mają poważne problemy z akceptacją siebie i funkcjonowaniem w społeczeństwie. W Wielkiej Brytanii istnieje stowarzyszenie osób z in vitro mających problemy psychiczne, np. z własną tożsamością. Wynika to m.in. z anonimowego dawstwa – dzieci nie mają prawa do poznania tożsamości dawcy. Takie rozwiązanie jest także w naszej ustawie.

Prawo brytyjskie w sprawie in vitro jest jednym z najbardziej liberalnych w Europie, podobnie ustawa polska. Tymczasem w wielu krajach istnieją przepisy, które realnie chronią ludzki zarodek. Na przykład w Niemczech można wytwarzać tylko dwa zarodki i wszystkie muszą być wszczepione do organizmu kobiety, podobnie jest w Szwajcarii i we Włoszech. W Niemczech, Szwajcarii i Turcji zabroniona jest selekcja embrionów. Dozwolona w polskiej regulacji adopcja zarodków jest niedopuszczalna w Niemczech, Norwegii, Włoszech, Austrii, Danii czy Portugalii. Również w większości krajów istnieje ograniczenie wiekowe dla kobiet, którego w Polsce nie ma, np. w Belgii, Finlandii, a nawet w Holandii. Nie jest więc prawdziwy argument, że polska ustawa odpowiada standardom europejskim – jest o wiele bardziej liberalna od nich.

Odpowiedzialność za zło

Teraz ustawa trafi do Senatu, w którym PO ma większość i z pewnością szybko ją przyjmie bez poprawek. Aby weszła w życie, potrzebny będzie jeszcze podpis prezydenta, a Bronisław Komorowski wielokrotnie deklarował, że jest zwolennikiem tej regulacji. Ponieważ 6 sierpnia zostanie zaprzysiężony nowy prezydent Andrzej Duda, który zapowiedział, że tej ustawy nie podpisze, Senat będzie się spieszył, aby trafiła jeszcze do podpisu prezydenta Komorowskiego. – W takiej sytuacji zgłosimy ją do Trybunału Konstytucyjnego – zapowiada poseł Hoc.

Trzeba powiedzieć jasno, że posłowie, którzy zagłosowali za ustawą, ponoszą moralną odpowiedzialność za zło, które z jej funkcjonowania wyniknie. Nie mogą się tłumaczyć, że nie mieli tego świadomości, w czasie sejmowych debat te problemy były podnoszone bardzo głośno. Szczegółowo wskazał je Episkopat Polski w marcu br. Posłowie katolicy, którzy poparli tę ustawę, a jest ich wielu, wystąpili przeciwko nauczaniu Kościoła.

Odnosząc się do przyjęcia ustawy, Prezydium Episkopatu Polski napisało m.in. „Posłowie popierający projekt ustawy „o leczeniu niepłodności” w wersji rządowej pozostają w niezgodzie z nauczaniem papieża Franciszka, który apelował do lekarzy: „Waszym obowiązkiem jest wyrażać sprzeciw sumienia przy aborcji, in vitro i eutanazji!”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: