Burza, zaufanie dziecięce i... żal

Agata Puścikowska

GN 30/2015 |

Podróż samochodem ze wschodu Polski. Najpierw 34 stopnie Celsjusza w cieniu. Pierwsza godzina drogi – przed upałem ratuje klimatyzacja. Dzieciaki pomęczone i śpią.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Ale z minuty na minutę pogoda się zmienia. I nie ma złudzeń: coraz bliżej do posępnie wyglądającej, czarnej i zniechęcającej chmury. Innej drogi nie ma. Trzeba wjechać. Kropi. Coś dwie minuty. I z kropienia aura wchodzi w fazę dzikiej burzy z piorunami. Nagle. Ani cofnąć się nie da, ani skręcić, ani schronić. Zwolnić można maksymalnie i mieć nadzieję, że zaraz „się wypada”. Po godzinie wiadomo, że się nie wypadało. I że chyba ta burza to też podróżniczka. Podróżuje tą samą trasą szybkiego ruchu.

Grad też podróżuje! Udało się chwilę przeczekać pod jakimś wiaduktem. Ale niebezpiecznie, bo tiry jakby z burzy niewiele sobie robią... Więc powolutku dalej. Powolna ucieczka przed piorunami. „Od powietrza, głodu, ognia”... – tłucze się gdzieś w głowie. A burza nie zamierza się poddać. Naprawdę strach. Tymczasem na tylnych siedzeniach radość i przygoda. Co tam burza. Co tam lęki i niepokoje. Z rodzicami się jedzie, więc fajnie jest i strachu nie ma. Nawet lekka wariacja jest, bo przecież upał zelżał. Dziecięca ufność podczas gradobicia, gdzieś w połowie drogi do domu, urzekająca jest i zadziwiająca.

I trudno taką naśladować, gdy ma się w głowie tysiące scenariuszy i przykrych następstw owej burzy. Dziecięca ufność jakoś nie widzi też pozwalanych drzew wokół drogi oraz straży pożarnej migającej i wyjącej tu i ówdzie. „Bądźcie jak dzieci” – no, ciężko być. Kiedy z przodu i z tyłu niewiele widać, prócz ściany deszczu i dwóch światełek w innym samochodzie. Jeszcze te światełka widać, co będzie za chwilę, gdy ulewa jeszcze się wzmoże? Co będzie, gdy ktoś naszych światełek nie zauważy? Co będzie? „Od powietrza, głodu, ognia”...

A z tyłu? Wygłupy trwają, nawet miniawanturki, które (biorąc pod uwagę dość dramatyczną sytuację zewnętrzną) na rodzicach wrażenia nie robią. Uspokoić towarzystwo jednym ostrym: „Cisza, bo wpadniemy do rowu”? Albo innym scenariuszem? Zbyt okrutne. Niech dzieci pozostaną ufnymi dziećmi, a dorośli postarają się zadbać o bezpieczeństwo. Powolutku pioruny wyciszają się, deszcz cichnie. W końcu przejaśnia się, wychodzi słońce. I z tyłu auta dobiega cichutkie, piskliwe oraz pełne żalu: – Już po burzy? Ale szkoda...•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.