Dziecięcy pasjonaci?

Agata Puścikowska

GN 31/2015 |

Dawno temu, gdy dzieci były małe, zalecenia, by „w dziecku budzić pasje”, traktowało się dość protekcjonalnie. Ot, mądre gadki specjalistów.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Obecnie, gdy dzieci z każdym dniem są starsze i świat otwiera się przed nimi otworem, a ten otwór nie zawsze jest jasny i czysty, zalecenia o „pasjach dziecięcych” zaczynają się jawić jako objawienie. Tylko co zrobić, by rzeczywiście te pasje obudzić. I czy... da się tak budzić odgórnie: ojcowsko i macierzyńsko? Przecież to, co może nam, rodzicom, wydawać się pasjonujące, niekoniecznie zostanie zaakceptowane przez dziecko. Dobry przykład z muzyką. Nie każde, nawet najbardziej zdolne dziecko pokocha gamy i pasaże. I co z tego, że będzie grzecznie chodzić na zajęcia, jeśli tego nie uzna za „własne”? Być może nawet za kilka lat dziecko podziękuje za lekcje i rodzicielski wysiłek. Jednak nie o to chodzi w dziecięcej pasji. Nie mylić dziecięcych pasji z tzw. zajęciami dodatkowymi.

Choć czasem to się pokrywa. Dziecięca pasja to świat radości, wyobrażeń, twórczego napięcia, które odwraca uwagę od spraw modnych i głupich, a uwagę przykuwa do rzeczywistości w jakiś sposób pozytywniejszej. I być może przez to pozwala uniknąć dziwnych zachowań oraz złego towarzystwa. Pozwala wchodzić w dorosłość z własnym, bardzo pozytywnym bagażem doświadczeń. Dziecięca pasja to świat, który dorośli nie do końca rozumieją. Bo to przestrzeń raczej nie dla nich.

Ale jednocześnie to przestrzeń, którą powinni podglądać z wielką dyskrecją. Wyobraźmy sobie matkę, która, wychowując się za czasów mocno czerwonych, z kolorem wyłącznie czerwonym kojarzyła harcerstwo. A „bieganie po lesie” i zabawy w mundurkach wydawały jej się zawsze niezbyt poważne i sensowne. Dlatego dzieci własnych do harcerstwa nie zachęcała. A nawet gdy najstarsza latorośl w pewnym momencie harcerstwa zapragnęła, matka przez dłuższy czas „mundurkowanie” próbowała wyperswadować. Na szczęście nieskutecznie.

I oto kilka lat w harcerstwie (już stanowczo nie czerwonym!) okazało się dla dziecka arcyważne. „Bieganie po lesie” i dużo, dużo więcej – to pasja, która buduje i mądrze kształtuje dziecko. I którą dyskretnie, ze sporym podziwem, ale i... pewną dozą pozytywnej zazdrości obserwuje (skruszona) matka. A finał historyjki jest taki, że matka próbowała tym harcerstwem i pozostałe dzieci zarazić. Nieskutecznie. To nie ich pasja. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.