W sieci znajomości

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 07.09.2015 06:00

Ma 245 znajomych na Facebooku. Ani jeden nie znalazł się tam tylko dlatego, że on sam chciał.

 Pani Irena ma dzisiaj ponad 78 lat. – Dziękuję Panu za otwarty, przytomny umysł i siły fizyczne, bo wtedy łatwiej pracuje się nad tym co duchowe – mówi Ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Pani Irena ma dzisiaj ponad 78 lat. – Dziękuję Panu za otwarty, przytomny umysł i siły fizyczne, bo wtedy łatwiej pracuje się nad tym co duchowe – mówi

Dobrze pamięta wojnę. Dobrze pamięta pierwsze dni w Bielawie, gdy musiała się tu przeprowadzić, bo mocarstwa zdecydowały o nowym podziale Europy. Irena Zarzycka-Sochowa chętnie szpera po internecie w poszukiwaniu takich jak ona. Od tego się zresztą wszystko zaczęło.

Kurs nowego świata

Swój pierwszy komputer dostała od rodzonego brata. Było to dziewięć lat temu. – Pojęcia nie miałam, co z tym zrobić – wspomina i sięga po suwak logarytmiczny. – O, na tym się znam i to biegle, bo 28 lat przepracowałam w urzędzie wojewódzkim. Gdybyśmy wtedy mieli takie cudeńka jak teraz mają w każdym domu… A myśmy musiały wszystko ręcznie liczyć, w tabelki wpisywać, przepisywać. Najgorsze były sprawozdania do GUS-u – ciągnie wspominki. – Na kręciołki się liczyło. Ale te czasy nie muszą wracać. Nie muszą! Za 200 zł informatyk doprowadził darowany komputer do bardzo dobrego stanu. – Patrzyłam na niego i tak sobie myślałam, że szkoda go. Taki wyszykowany, a stoi bezużyteczny. I wtedy zaświtało mi: Pójdę na kurs! – i poszła, chwali się teraz dyplomem ukończenia szkolenia pt. „Zastosowanie komputera w pracy biurowej”. Gdy go otrzymała, właśnie kończyła 69 rok życia.

Żadnych przypadków

– Naprawdę chce ksiądz pisać o Facebooku? Inne historie mam w zanadrzu – zaczęła rozmowę w odpowiedzi na wiadomość prywatną wysłaną z konta na portalu społecznościom. – Mogę księdzu opowiedzieć o swoim życiu ciekawsze rzeczy, np. jak byłam w diakoni kierowania samochodem. Wartburga miałam wtedy i obwoziłam samego ojca Franciszka Blachnickiego po wszystkich wioskach wokół Krościenka. Mogę też opowiedzieć o moim kochanym mężu, i pierwszym, i drugim, bo wdową jestem po pierwszym, a żoną drugiego; albo o ks. Janie Miłosiu, świeć Panie nad jego duszą – on mnie wyciągnął z topieli jak Jezus kiedyś św. Piotra. Ile ja mu zawdzięczam! – wzdycha i z radością patrzy na swojego męża Romana.

W niewielkim mieszkanku, nieopodal bielawskiej fary, pamiątki po wydarzeniach barwnego i bogatego życia piętrzą się jedne na drugich albo jedne obok drugich. – Niech ksiądz nie myśli, że to zwykła zbieranina. Wszystko ma swoje miejsce, swoją logikę i swój czas – zapewnia jakby czytała w myślach. – O na przykład ten różaniec jest od porannej modlitwy, a ten od koronki i kiedy jest odmówiony przewieszam na ten uchwyt obok – ilustruje.

To takie proste

O Facebooku: – Gdy się już komputera nauczyłam, to miałam tylko skrzynkę mejlową, ale nikt z moich znajomych się niczym takim nie posługiwał – zaczyna. – To było niby kilka lat temu, ale to cała epoka minęła, skoro jesteśmy tu, gdzie jesteśmy – przyznaje. Nasza Klasa nudna była. 21 czerwca 2009 r. stało się. Znalazła kuzyna ze Lwowa (bo ona zza Sanu, z Trębowli) i on do niej: – A ciocia Facebooka nie ma? – A skąd! Nie wiem co to jest. Pani Irena podpytała wnuki. Też nie wiedziały. – Ale to nie jest trudne. Powiem cioci jak założyć – zaoferował się kuzyn ze Lwowa. – No i założyłam, ale tylko z nim jednym kontakt miałam. Jeden znajomy. Innych nie było, bo niby skąd mieli być? – pyta retorycznie. – Bo ja wybredna jestem. Nie z tych, co to na ilość kosztem jakości idą!

I wtedy na przełomie 2009 i 2010 w „Gości Niedzielnym” Wojciech Wencel napisał tekst o Kresach. – Przeczytałam i bardzo chciałam coś do tego dopowiedzieć. Napisałam więc do redakcji, że to dla pana Wencla. On się odezwał i zasugerował kontakt na FB. Ucieszyłam się, że będę miała drugiego znajomego. Przyjął moje zaproszenie i wtedy zerknęłam, kogo on tam ma i olśniło mnie!

Blisko, coraz bliżej

– A tam pisarze, artyści, publicyści, aktorzy – aż mi dech zaparło, więc dawaj wysyłać zaproszenia do tych, co są bliscy mojemu sercu – wspomina rozwój FB znajomości. – Wielu przyjęło moje zgłoszenia – mówi i nie zostawia pola na niedowierzanie, bo otwiera komputer, wchodzi na FB i zaczyna komentować: – A tego ksiądz kojarzy? A tego?! Zna go ksiądz? O tu książkę dostałam, z dedykacją. No proszę, nasz kochany ksiądz Krzysiu, i tego ksiądz zna, prawda? – uśmiecha się znacząco wskazując na zdjęcie swojego wikarego. A teraz inne kryterium przeglądania. – O, ten pracuje na Haiti. To siostra z Australii, ten franciszkanin jest na misjach w Afryce a ten jest z Chile – wylicza.

Starszą panią o bogatym życiorysie inni też zapraszają. – Ale nie przyjmuję jak leci. Najpierw sprawdzam, co to za gość. Liczy się, co on polubił, jakie strony. Nie zgadzam się na znajomości z kimś, kto myśli zasadniczo inaczej niż ja. Dosyć mam nerwy zszargane przez życie, politykę i ludzkie głupoty – zdradza swoje sito.

Zapisz i wróć

Odkąd ma swoje wiadomości z FB, przestała czytać papierową prasę. Został tylko „Gość Niedzielny”. – Co mnie interesuje to ściągam i sprawdzam. Zapisuję i potem wracam do tego. Dziennie siedzę w sieci jakieś półtorej godziny. Tyle wystarczy – ocenia. A sąsiadki? Co z nimi? – Ten świat najbliższy mi nie wystarcza – mówi. – Dzieci mam daleko, zresztą żyją swoim życiem, więc też nimi trudno się zajmować. Kiedyś udzielałam się w parafii. Akcja Katolicka to był mój żywioł. Teraz jakoś to wszystko zwiędło. Jest w diecezji jeszcze Akcja Katolicka? – pyta, a po chwili kontynuuje. – Sama na tablicę nie wrzucam zbyt wiele, ale chętnie biorę od innych to, co dla mnie wartościowe. Co mnie inspiruje i otwiera nowe horyzonty? Lubię mądrzejszych od siebie – przyznaje.

TAGI: