Smak ryzyka

Leszek Śliwa

publikacja 05.09.2015 06:00

Gdybym ulokował swoje oszczędności w ryzykownym przedsięwzięciu, nie mógłbym spać po nocach. Wolę minimalny zysk, ale i minimalne ryzyko – twierdzi wielu z nas. Co jednak zrobić, gdy lokaty bankowe są coraz niżej oprocentowane? Czy skazani jesteśmy na wybór między pogodzeniem się ze stratą a szaleńczym hazardem?

Smak ryzyka jakub szymczuk /foto gość, youtube.com, montaż studio gn

W 1972 roku Edward Dziewoński w swoim Kabarecie Dudek odkurzył przedwojenny tzw. szmonces – żydowski skecz Konrada Toma pod tytułem „Sęk”. Była to rozmowa telefoniczna dwóch mężczyzn o skrajnie różnym nastawieniu do inwestowania. „Jest interes do zrobienia” – wołał entuzjastycznie Dziewoński. „Interes? Ile można stracić?” – pytał zaspanym głosem Wiesław Michnikowski. „Co się mnie pytasz, ile można stracić! Ty się mnie natychmiast zapytujesz, ile można zarobić!” – krzyczał do słuchawki Dziewoński, oburzony asekuranctwem kolegi. Z tej rozmowy optymistycznie nastawionego ryzykanta z bojaźliwym pesymistą śmiała się cała Polska.

Wśród nas jest wielu „Dziewońskich” i pewnie jeszcze więcej „Michnikowskich”. Ale chyba najwięcej jest takich, którzy mogliby o sobie powiedzieć, że lokują się gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Niektórzy są skłonni do podjęcia znacznego ryzyka, ale tylko do pewnej kwoty. Inni są skłonni zainwestować nawet więcej, ale ryzyko musi być stosunkowo małe. Teraz, kiedy lokaty bankowe są tak nisko oprocentowane, że odsetki stały się niemal niezauważalne, wiele osób, które dotychczas nie myślały o inwestowaniu, zaczyna się poważnie zastanawiać, co zrobić, zwłaszcza gdy słyszą, jak znajomi powiększają swoje oszczędności.

Ankieta prawdę ci powie

Pierwsza rzecz, którą powinniśmy zrobić, to zadać sobie pytanie, czego tak naprawdę chcemy. „Zysku” – nasuwa się oczywista odpowiedź. No tak, ale musimy sobie zdawać sprawę, że jeśli kupimy ryzykowne akcje, dające nadzieję na bardzo duży zysk, może się okazać, że stracimy znacznie więcej, niż gdybyśmy zostawili pieniądze na niskooprocentowanej lokacie. Generalnie bowiem im więcej możemy zyskać – tym większe ryzyko podejmujemy.

Jest jeszcze inna sprawa. Musimy wyznaczyć sobie cel i tzw. horyzont inwestycyjny. Może się bowiem okazać, że akcje, które długoterminowo okażą się dla nas bardzo opłacalne, przez jakiś czas będą tracić wartość. Jeśli więc chcemy zaoszczędzić na przyszłoroczne wakacje, to już wiadomo, że nawet gdybyśmy byli ryzykantami, powinniśmy się zadowolić bezpiecznymi obligacjami. Zupełnie inaczej natomiast zaplanowalibyśmy naszą inwestycję, gdybyśmy zaczęli zbierać na powiększenie przyszłej emerytury. Wtedy można rozważyć np. zakup akcji. – Generalna zasada jest taka, że im krócej planujemy pomnażać kapitał, tym bezpieczniejszy fundusz powinniśmy wybrać – wyjaśnia Piotr Minkina z Union Investment TFI. – Każdy produkt inwestycyjny ma określony, rekomendowany okres trwania inwestycji. Przykładowo w przypadku funduszu pieniężnego będzie to minimum 3–6 miesięcy, a akcyjnego – minimum 5 lat.

Kiedy zdecydujemy się na rozmowę z doradcą, musimy się spodziewać, że da nam on do wypełnienia ankietę o trudnej do zapamiętania nazwie MiFID. To skrót od angielskich słów „Markets in Financial Instruments Directive”. Każda instytucja finansowa została zobowiązana dyrektywą unijną do przedstawienia klientowi takiej ankiety, zwanej też „testem adekwatności”. Ma ona ułatwić doradcy podjęcie decyzji, jaki produkt finansowy może nam zaproponować. Ankieta, w której za każdą odpowiedź otrzymuje się punkty, pokaże bowiem, jakim typem inwestora jesteśmy, jaki jest nasz poziom akceptacji ryzyka i nasz cel inwestycyjny. Pokaże także, czy mamy podstawową wiedzę o produktach finansowych, mechanizmach rynkowych i sposobie funkcjonowania funduszy inwestycyjnych. Doradca dzięki ankiecie szybko się zorientuje, czy ma z nami rozmawiać jak z doświadczonym partnerem w inwestowaniu, czy jak z człowiekiem, któremu trzeba wyjaśniać najbardziej podstawowe sprawy.

Oczywiście możemy odmówić odpowiedzi na pytania, podpisując oświadczenie, że rezygnujemy z ankiety, a mimo to mamy prawo inwestować. Warto jednak pamiętać, że ta ankieta została wymyślona w trosce o nasze bezpieczeństwo. Nie wstydźmy się niewiedzy. Nie przyszliśmy przecież do doradcy, żeby się przed nim popisywać, tylko żeby nam pomógł. – Osobom, które dopiero rozpoczynają inwestowanie, zdecydowanie zalecamy wypełnienie takiej ankiety. Niejednokrotnie może ona uchronić przed rozczarowaniem wynikającym np. z dobrania zbyt ryzykownego funduszu w relacji do własnego progu tolerancji ryzyka inwestycyjnego – tłumaczy Piotr Minkina.

Ostrożni i ryzykanci

Poza standardową ankietą MiFID część instytucji finansowych stosuje dodatkowe narzędzia pomagające określić profil inwestycyjny klienta, a tym samym dobrać optymalny fundusz. Oczywiście każdy człowiek jest inny, ale doświadczeni doradcy spotykają się najczęściej z pięcioma podstawowymi typami inwestorów. Każdy z nas może się zastanowić, do jakiego typu najbardziej pasuje.

Pierwszy typ to inwestor bardzo ostrożny. Zagadnienia finansowe nie wywołują u niego pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie – wiążą się z obawami i zniechęceniem. Niechęć do podejmowania ryzyka inwestycyjnego często jest pochodną niepewności co do przyszłej sytuacji finansowej. Drugi to inwestor ostrożny, który choć nie posiada ugruntowanych poglądów na tematy finansowe, do inwestowania też podchodzi ze sporym dystansem. Zdecydowanie bardziej woli unikać ryzyka, niż korzystać z nadarzających się okazji. Trzeci typ z kolei lubi mieć wszystko pod kontrolą. I pomimo że generalnie również woli unikać ryzyka, jest otwarty na nowe możliwości pomnażanie kapitału. Jego otwartość na nowe produkty inwestycyjne rośnie proporcjonalnie do zdobywania nowej wiedzy na temat produktów i rynków finansowych. Pogłębione rozmowy z tego typu inwestorami wskazują, że najczęściej najodpowiedniejszymi dla nich rozwiązaniami (przynajmniej na początku przygody z inwestowaniem) są fundusze pieniężne i obligacyjne. To zrozumiałe, ponieważ z zasady cechują się one minimalną lub niską zmiennością.

Oprócz osób, których priorytetem w pomnażaniu kapitału jest bezpieczeństwo, jest również niemałe grono inwestorów otwartych na ryzyko, którzy inwestują chętnie i odważnie. Często posiadają już oni pewną wiedzę w zakresie funkcjonowania rynków oraz produktów finansowych. W przeciwieństwie do inwestorów ukierunkowanych na bezpieczeństwo, okazjonalne podjęcie ryzyka to dla nich element przemyślanej strategii. Inwestorów takich najczęściej cechuje brak obaw o przyszłość finansową oraz akceptacja faktu, że ceną za wyższy potencjał zysku jest wyższe prawdopodobieństwo czasowych spadków wartości inwestycji. Dlatego też inwestorzy ci mogą śmiało korzystać z rozwiązań bardziej ryzykownych niż przeciętnie, np. funduszy zrównoważonych lub akcyjnych. 

Nieco rzadziej możemy spotkać ostatni, piąty typ – zdeklarowanych ryzykantów. Dla nich rynek finansowy i wyszukiwanie okazji inwestycyjnych to nie tylko sposób na zarobek, ale również życiowa pasja. Także spekulacja finansowa to dla nich czysta przyjemność. Dla tego typu inwestorów przeznaczone są wszystkie rozwiązania inwestycyjne, łącznie z tymi, które podejmują bardzo wysokie ryzyko.

– Kluczowe jest to, że paleta produktów inwestycyjnych oferowanych przez TFI jest tak szeroka, że każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynając od bezpiecznych funduszy pieniężnych, przez obligacyjne, zrównoważone i stabilnego wzrostu, aż po akcyjne, które cechują się najwyższą zmiennością – podsumowuje Piotr Minkina.

Materiał powstał przy współpracy z Union Investment TFI

TAGI: