Echo z dna serca

dem

publikacja 21.09.2015 06:00

– Obecność przy nieuleczalnie chorym dziecku jest egzaminem nie tyle z fachowej wiedzy, ile z człowieczeństwa – mówi dr Teresa Niczyperowicz.

 Olsztyńska placówka opiekuje się 400 pacjentami – dorosłymi i dziećmi Zdjęcia ks. Piotr Sroga /Foto Gość Olsztyńska placówka opiekuje się 400 pacjentami – dorosłymi i dziećmi

Jedną z pierwszych pacjentek hospicjum była Justynka. Choroba nowotworowa postępowała u niej szybko, powodując spustoszenie w organizmie. Potrzebne były częste wizyty zapewniające nie tylko pomoc medyczną, ale również wsparcie materialne, bo jej rodzina pieniędzy nie miała.

– Choroba wyłączyła Justynkę ze szkoły, z grona rówieśników. Czuła się samotna i pokrzywdzona, narastały w niej gniew oraz ogromny lęk przed bólem i oszpeceniem. Jak każdy miała wiele marzeń. Niektóre z nich udało się spełnić dzięki ludziom dobrej woli. Cieszyła się z telefonu komórkowego, magnetofonu, słodyczy, ale nie chciała rozmawiać o swoim lęku i osamotnieniu – wspomina dr Teresa Niczyperowicz, która od 13 lat pracuje w hospicjum.

Już po śmierci Justynki jej mama przekazała pamiętnik, w którym dziewczynka zapisywała swoje myśli. – I wtedy zdałyśmy sobie sprawę, jak bardzo była ona z nami emocjonalnie związana i ile w tym chorym, trudnym dziecku było wdzięczności za nasze, nie zawsze skuteczne, starania i za naszą przy niej obecność – mówi lekarka.

Trudne wyróżnienie

Olsztyński oddział obejmuje swoją opieką rocznie około 400 pacjentów – dzieci i dorosłych. – W tej chwili mamy pod opieką 60 dzieci, w tym także małych pacjentów wentylowanych. Mieszkają oni na terenie całego województwa warmińsko-mazurskiego – mówi s. Wiktoria Zgorzałek, kierownik hospicjum. – W placówce pracuje 70 osób – są to lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, pracownik socjalny, psychologowie i urzędnicy administracyjni. Udostępniamy też potrzebny sprzęt, najczęściej ssaki, ale oferujemy też respirator – wymienia.

Pomoc jest, oczywiście, darmowa, bo Caritas ma kontrakt z NFZ. Jednak nie wystarczy zaopatrzyć chorych dzieci medycznie. Trzeba również m.in. pomóc ich rodzinie w znalezieniu się w tej trudnej sytuacji. – Wybór przez dziecko rozmówcy i przyjaciela jest wyróżnieniem, któremu nie jest łatwo sprostać. A obecność przy nieuleczalnie chorym dziecku jest egzaminem nie tyle z fachowej wiedzy, ile z człowieczeństwa – mówi dr Niczyperowicz.

Został tomik wierszy

Bardzo często towarzyszenie w chorobie trwa latami. Można wtedy dobrze poznać chore dziecko – jego problemy, plany i zdolności. Jedną z osób, u których odkryto niesamowity talent, była Żanetka.

– W chwili, gdy się poznałyśmy, była nastolatką. Postępująca choroba i związana z nią niewydolność oddechowa uniemożliwiały jej normalne funkcjonowanie, w ostatnich latach, uzależniając ją od tlenu, a następnie od respiratora – mówi jedna z pracownic hospicjum. Żanetka nie miała rodziców. Czuła się samotna, spragniona bliskości, zainteresowania. Starała się zbliżyć do osób opiekujących się nią. Zwierzała się ze swoich pragnień, lęków, smutków. Dorośli widzieli, jak z upływem lat staje się coraz samotniejsza – z niespełnionymi marzeniami o życiu, przyjaźni, miłości.

Zmarła w wieku 20 lat. Pozostał po niej tomik wierszy. Tytuł jednego z nich brzmiał: „Echo z dna serca”:

Ja jestem
– i co to znaczy?
Człowiek marny jak piórko
na wietrze
Jak rzecz zrobiona z kryształu
– gdy zostanie stłuczona
rozpryśnie się i zniknie
jak bańka mydlana.
Ale zostanie po nich pamięć
I choć ich już nie będzie
będziemy mieć ich w sercu,
gdzieś na dnie
odezwij się
Echo pamięci.

TAGI: