Kraina mlekiem płynąca

ks. Rafał Pastwa

publikacja 06.10.2015 06:00

Nowoczesne gospodarstwo Rafała Stachury produkuje dziennie 22 tys. litrów mleka, które trafia do lubelskich mleczarni, a potem na nasze stoły w postaci serów, kefirów i jogurtów.

Rafał Stachura myśli o dalszym rozwoju gospodarstwa mlecznego Zdjęcia ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Rafał Stachura myśli o dalszym rozwoju gospodarstwa mlecznego

Kulczyn-Kolonia leży między Łęczną a Włodawą. Po drodze niezwykłe krajobrazy, cisza i przyroda, jakiej mało. Im bliżej gospodarstwa młodego przedsiębiorcy, tym częściej pojawiają się krowy w przydomowych niewielkich gospodarstwach. To tak, jakby człowiek dotarł do mlecznej krainy.

Tu jest Europa

Na centralnym rozległym placu gospodarstwa uśmiechem wita podchodzący sprężystym krokiem gospodarz. Po chwili przeprasza i odbiera telefon. Płynnie rozmawia po włosku kilka minut i znów opowiada z pasją o swojej pracy. Proponuje obchód gospodarstwa, uprzedza, że zajmie to około godziny. Po pewnym czasie telefon pana Rafała znów dzwoni, tym razem rozmówca jest anglojęzyczny. Przedsiębiorca bez kłopotu rozmawia również w tym języku. Rafał Stachura, doktor medycyny weterynaryjnej i absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, od samego początku studiów rozwijał kontakty zagraniczne. Praktykę studencką odbył w Kanadzie, studiował również w Padwie we Włoszech. Do tej pory odwiedził ponad czterdzieści krajów na całym świecie. Do gospodarstwa w Kulczynie-Kolonii zaprasza specjalistów z różnych miejsc globu, by się od nich uczyć i wprowadzać najnowsze rozwiązania technologiczne.

Jest obywatelem świata, skoncentrowany na rodzinie, oczytany i wrażliwy na kwestie duchowe i społeczne. O hodowli krów i produkcji mleka wie praktycznie wszystko. Zatrudnia ponad czterdzieści osób, a zapytany o to, gdzie najlepiej prowadzić biznes, odpowiada krótko: „W Polsce”. Obecnie pełni również funkcję społeczną, jest prezesem Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka.

Język krów

Rafał Stachura jest w sensie ścisłym wiceprezesem gospodarstwa „agromarina”, które powstało na bazie dawnego PGR w 2001 r. – W dawnym PGR było 60 krów w doju. Bardzo szybko, bo w ciągu dwóch lat, doiliśmy już 400 krów. Wybraliśmy to gospodarstwo, bo był tu zalążek, od którego można było zacząć. Przywieźliśmy krowy, a osoby, które tu wcześniej pracowały, miały odpowiednią wiedzę i praktykę. Sukcesywnie rozwijaliśmy gospodarstwo. Dzisiaj produkuje się tu 22 tys. litrów mleka dziennie od 750 krów – mówi Rafał Stachura. Wszystkich sztuk w gospodarstwie, łącznie z cielakami jest 1,5 tys. Jednak celem przedsiębiorcy jest produkcja mleka na poziomie 28 tys. litrów dziennie. Mleko z gospodarstwa odbierają mleczarnia Bieluch w Chełmie i spółdzielnia mleczarska w Krasnymstawie.

Nie jest kolorowo

W Polsce produkowane jest ok. 10 mln ton mleka rocznie. Konsumpcja jest na poziomie 7 mln ton. W związku z tym 30 proc. mleka nasz kraj musi wyeksportować w postaci różnych produktów. – Z pewnością embargo rosyjskie utrudniło naszą pracę. Do czasu jego nałożenia ok. 10 proc. naszego mleka w postaci serów było wysyłane do tego kraju. Obecnie wysyłamy tylko świeże mleko do zakładów przetwórstwa na Białorusi, gdzie jest przetwarzane i transportowane dalej. Ale cała wartość dodana produktu, który wcześniej osiągaliśmy dzięki naszej technologii, nie zostaje w naszej kieszeni, lecz w obcej – wyjaśnia Rafał Stachura. Zdaniem przedsiębiorcy także zniesienie w tym roku kwot mlecznych nie stanowi ułatwienia dla producentów mleka. Kwoty mleczne dawały jego zdaniem pewną równowagę dla zakładów przetwórczych w Europie, nie tylko produkcyjną, ale i mentalną.

– Mleczarstwo wymaga ogromnych nakładów finansowych, a rentowność jest długoterminowa. Kwoty mleczne gwarantowały równowagę pomiędzy przetwórcami, rynkiem i producentem. W całej Europie. I nie jest prawdą, że my byliśmy tymi limitami poszkodowani, bo w gorszej sytuacji były kraje południowe, które konsumują więcej mleka, niż są w stanie wyprodukować – wyjaśnia producent. Tłumaczy przy tym, że kwoty mleczne zostały zniesione ze względu na naciski prywatnych przetwórców, bo cena mleka była dość wysoka, a ich marża stosunkowo niska. – Prywatni przetwórcy chcieli zaistnieć na rynkach światowych. Ten rynek jest bardzo chłonny, ale oferuje niższe ceny mleka niż w Europie. Spowodowane jest to tym, że my mamy o wiele większe obostrzenia przy produkcji. Musimy szanować środowisko naturalne, musimy produkować w odpowiednich, higienicznych warunkach. Poza Europą już tak to nie wygląda. Rynek światowy ma niższe ceny mleka, w związku z tym ceny naszego spadły nawet o 30 proc. – wyjaśnia.

Cena, jaką oferuje się producentowi, jest zależna od negocjacji spółdzielni mleczarskiej z sieciami handlowymi. Obecnie średnia cena tego produktu za litr kształtuje się na poziomie od 1,15 zł do 1,35 zł. Jeszcze rok temu, kiedy nie było embarga rosyjskiego i gdy obowiązywały kwoty mleczne, cena wahała się w granicach od 1,45 zł do 1,65 zł.

Logika administracji

Producent mleka z Kulczyna-Kolonii podkreśla, że w kwestiach rolniczych więcej ma do powiedzenia administracja aniżeli rolnik. – Nie znam w naszym parlamencie ani w Parlamencie Europejskim nikogo, kto wywodziłby się bezpośrednio z tej gałęzi rolnictwa. Kiedyś tylko sama Lubelszczyzna miała trzech posłów zajmujących się mleczarstwem. Dzisiaj słucha się nas wtedy, gdy jest klęska, a wcześniej niestety nie. Należy jednak przyznać, że przed laty przemysł mleczarski był dobrze dofinansowany. Obecnie mówi się wiele, ale nie podaje się faktów. A trzeba powiedzieć, że mleczarstwo jest wypychane ze źródeł finansowania przez inne sektory rolnictwa. Bardzo dużo przekazano na grupy produkcyjne i dla sadowników – tłumaczy pan Rafał.

Jak w piramidzie

Gospodarstwo, którym zarządza Rafał Stachura, zatrudnia około 40 osób w głównych sektorach: zootechnicznym, rolnym, mechanicznym i przy mieszalni pasz. – Praca zaczyna się u nas o godz. 5 rano. Paszowóz zadaje pasze dla wszystkich grup technologicznych. Godzinę później zaczyna się dojenie, które odbywa się trzy razy dziennie. W tym samym czasie zootechnik dokonuje koordynacji osób odpowiedzialnych za obory i cielętniki. Dodatkowo swój obchód rozpoczyna lekarz weterynarii. Natomiast dyrektor koordynuje zootechnika i całą grupę, część rolną, mechanika i mieszalnię pasz. Tu należy działać w zespole. Pracownicy są chętni do pracy, cenią ją. Zdają sobie sprawę, że nie mogą opóźniać swoich czynności, bo to ma przełożenie na pracę całego zespołu – opowiada. Przedsiębiorca docenia umiejętności zawodowe swoich pracowników, bo o nie dzisiaj coraz trudniej.

Alpejska łączka

W okolicy Kulczyna-Kolonii znajduje się wiele indywidualnych gospodarstw mleczarskich. Jedni maja trzy, pięć, inni więcej krów. Z całą pewnością produkcja mleka nie stanowi dla tych gospodarzy głównej gałęzi dochodu. Zdaniem Rafała Stachury dobrym pomysłem dla takich małych gospodarstw mleczarskich byłby wzorzec austriacki. – W górach austriackich utrzymano i zachowano małe gospodarstwa. Turyści przyjeżdżają i podziwiają krówkę, która się pasie na alpejskiej łączce. Administracja państwowa w tym kraju stworzyła system ekonomiczny, w którym małe fabryki i przetwórnie znalazły jakąś część etatu dla tych rolników lub kogoś z rodziny. U nas tego brakuje. Mówi się, że mogłyby powstawać gospodarstwa agroturystyczne. Ale by tak się stało, w gospodarstwie musi być ładnie. Żeby było ładnie – muszą być krowy. Żeby utrzymanie krów się w ogóle miało szansę się opłacać, trzeba nastawić się na produkcję mleka albo mięsa – wyjaśnia.

Mleko jest zdrowe

Wiele osób twierdzi, że dzisiaj już nawet mleko jest nienaturalne albo że jest niezdrowe. Nic bardziej mylnego. – Mleko podlega dziś pewnym procesom, które pozwalają na długi okres przechowywania i na zabezpieczenie przez zakażeniem bakteriami. Jakość mleka i jego wartość odżywcza zależy od tego, jaką temperaturą zostanie potraktowane. Mleko pasteryzowane w niskich temperaturach ma najwyższe wartości odżywcze. Ale ma ono z kolei krótki okres przydatności, a w związku z tym jego cena jest wyższa. Mniej wartości odżywczych posiada mleko UHT, ale jest zdatne do spożycia przez długi okres – wyjaśnia Rafał Stachura. Podkreśla przy tym, że rolnictwo domaga się skuteczności, profesjonalizmu, umiejętnego sposobu sprzedaży i współpracy. Dodatkowym warunkiem podwyższenia poziomu polskiego sektora mleczarskiego powinna być aktywność polityków.

Konsumenci zdaniem Rafała  Stachury powinni zechcieć sięgać po lokalne produkty mleczarskie. – Rolnictwo stanowi główną siłę napędową naszej gospodarki, a rolnik jest najważniejszym jej ogniwem. Oprzyjmy się na przykładzie naszego gospodarstwa. Skupujemy płody rolne od okolicznych rolników za ok. 2–3 mln zł rocznie. Kupujemy również słomę, zboża. Mamy maszyny rolnicze i ciągniki produkowane zwłaszcza w Polsce. Dajemy ok. 40 miejsc pracy. Mleko wysyłamy codziennie do mleczarni. Przy tej ilości mleka, jaką my produkujemy, w mleczarni musi pracować ok. 50 osób. Następnie odbywa się transport. Wreszcie dochodzimy do etatu sprzedawcy i konsumenta, który ma zdrowy i lokalny produkt na stole. W ten sposób jesteśmy niezależni od kaprysów obcych producentów mleka – konkluduje.

TAGI: