Zasadziłeś drzewo, to je podlewaj

Krzysztof Król

publikacja 13.10.2015 06:00

– Dziesiątka Różańca codziennie to chyba najlepszy prezent dla dzieci. Nie na dziś, nie na jutro, ale na całe życie. Tu, na ziemi, i potem, daj Boże, w niebie – uważają małżonkowie ze Zbąszynka.

– Przecież każdy potrafi chwycić różaniec i modlić się za swoje dzieci. A modlitwa czyni cuda!  My w to wierzymy! – mówią Irena i Waldemar ze Zbąszynka Krzysztof Król /Foto Gość – Przecież każdy potrafi chwycić różaniec i modlić się za swoje dzieci. A modlitwa czyni cuda! My w to wierzymy! – mówią Irena i Waldemar ze Zbąszynka

Poświęcisz codziennie pięć minut dla swoich dzieci? Dziesiątka Różańca w ich intencji to bezcenny dar. Wiedzą o tym dobrze osoby należące do róż różańcowych rodziców modlących się za dzieci. Październik to dobry moment na założenie takiej grupy w swojej parafii, a nie trzeba wiele!

– Najpierw weszłam na stronę internetową: rozaniecrodzicow.pl, przedstawiłam propozycje proboszczowi, stworzyliśmy wspólnie z mężem prezentację multimedialną, która była reprezentowana w parafii przed Mszami św. i po nich – wylicza Katarzyna Roszyk z parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Gorzowie Wlkp., gdzie są dwie róże rodziców modlących się za dzieci. – Kilka razy przemawiałam też w kościele podczas ogłoszeń parafialnych i zachęcałam do wstąpienia do róży. Poza tym rozmawiałam osobiście z bliskimi mi osobami i zachęcałam je do tej modlitwy. Nie byłoby to możliwe bez wielkiej pomocy i zaangażowania naszego księdza proboszcza – dodaje.

Liczymy na pomoc z góry

W intencji swoich dzieci modlą się małżonkowie Katarzyna i Jacek z Gorzowa Wlkp. – Zachęcili nas znajomi, którzy stworzyli różę w Krakowie. Brakowało im jednej czy dwóch osób, więc dołączyliśmy do nich. Potem koleżanka stworzyła róże w parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Gorzowie i tam też zaczęliśmy się modlić. I w ten sposób jesteśmy w dwóch – tłumaczy Katarzyna Mataczyna. – Powód jest prosty. Nasze dzieci dorastają w świecie obecnie zupełnie innym od tego, w którym my dorastaliśmy, więc zagrożeń i pokus jest z każdej strony co niemiara. Tak naprawdę jako rodzice nie jesteśmy w stanie zapewnić dzieciom takiej opieki, jak byśmy chcieli, bo jest tak wiele czynników zewnętrznych niezależnych od nas. I trudno mieć gwarancję, że „będzie dobrze”. Dlatego liczymy na pomoc z góry. Skoro nie można liczyć na ludzi, to trzeba zdać się na Boga. Oczywiście nie tylko w sytuacjach awaryjnych On jest naszą ostoją, ale myślę, że nie ma nic pewniejszego niż „pilnowanie” naszych dzieci przez Pana. Poza tym Różaniec jest modlitwą skuteczną i przez wieki sprawdzoną. Dlatego nie ma co wymyślać czegoś specjalnego, tylko oprzeć się na tej prostej modlitwie – dodaje.

Małżonkowie mają się za kogo modlić, bo prowadzą rodzinny dom dziecka. – Oprócz czwórki własnych dzieci, jedno jest już w niebie, mamy pod swoim dachem jeszcze ósemkę innych – wyjaśniają. – Ludzie dziś patrzą w większości na to, by zapewnić dzieciom dobry start, edukację i parę gadżetów materialnych, a zapominają o zapleczu duchowym. Dzięki wieloletniej modlitwie matki św. Augustyn nawrócił się. Dlaczego więc nie myśleć w tych kategoriach o naszych dzieciach? Warto zorganizować taką różę u siebie w parafii, aby dać swoim dzieciom coś, czego nikt nie daje. A przecież jako rodzice modlący się za dzieci stajemy na wysokości zadania, dbając o ich zbawienie. Pan Jezus mówił: „Gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imię moje, tam ja jestem wśród nich”, a w róży jest nas dużo więcej i nasze dzieci otrzymują pewną dawkę duchowego wsparcia każdego dnia – dodaje.

Inspiracją Zelia i Ludwik Martin

W Rzepinie są już cztery róże różańcowe rodziców. Wszystko zaczęło się w maju ubiegłego roku. – Powstały od razu dwie grupy, bo tak wielu rodziców wyraziło chęć przystąpienia do takiej wspólnoty. Niemal natychmiast, bo już po miesiącu, powstała trzecia róża, a jesienią czwarta. Patronami pierwszych dwóch grup są błogosławieni, a niedługo już święci, Zelia i Ludwik Martin, czyli rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus, trzeciej – św. Rita, a czwartej św. Jan Paweł II – wyjaśnia Ewa Sadowska z Rzepina, która z mężem Mariuszem modli się za swoje dzieci na różańcu. Róże powstały w maju, ale pomysł na nie zrodził się o wiele wcześniej. Inspiracją do tego była książka pt. „Dobre drzewo”. – Opowiada o życiu rodziny św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Za jej sprawą przeżyłam prawdziwe rekolekcje i odnowę duchową. Nie jest to bowiem biografia obfitująca w daty, nazwiska, chronologicznie poukładane fakty, ale szczere świadectwo wiary, pięknej i świętej miłości małżonków oraz rodziców do dzieci. Od tej książki nie mogłam się wprost oderwać i niejednokrotnie wzruszałam się do łez.

Zelia i Ludwik Martin pokazują, jak kochać Boga i bliźniego, jak wychowywać dzieci, aby zachować je od skalania grzechem, jak przekazać im w prosty sposób prawdy wiary i dobrą nowinę o Bogu, który jest miłością, a przede wszystkim jak żyć – tłumaczy pani Ewa. – Po jej przeczytaniu czułam, że Bóg oczekuje ode mnie czegoś więcej i nie przez przypadek ta lektura trafiła do moich rąk. Tak zaczęły się rozważania nad tym, co można by zrobić. Z pomocą przyszedł mój brat, ksiądz w diecezji toruńskiej, u którego w parafii założono taką grupę modlitewną. Poczytałam na ten temat i wiedziałam, że to jest to. Poprosiłam ks. Krzysztofa Ornatowskiego, który był wówczas wikariuszem w naszej parafii, o zajęcie się tą sprawą i wszystko ruszyło. Obecnie opiekę nad grupą przejął nowy wikariusz, ks. Mieczysław Łęcki – dodaje.

Wraz z powołaniem do życia wspólnoty różańcowej rodziców powstało dziecięce Podwórkowe Koło Różańcowe. – Automatycznie pierwszymi członkami tego kółka stały się w większości nasze dzieci. Naturalną konsekwencją stała się nasza regularna, wspólna, rodzinna modlitwa i to jest najpiękniejszy owoc, jaki wydała ta inicjatywa – przyznaje pani Ewa. – Przedtem modliliśmy się wspólnie, ale raczej sporadycznie, a od chwili wstąpienia do wspólnoty jest to nasz codzienny rytuał. Nieważne, gdzie jesteśmy – w domu, w gościach czy na wakacjach. Wspólne odmawianie Różańca przynosi nam pokój, pogłębia wiarę i łączność z Bogiem, umacnia więzi między nami – dodaje.

Niech słońce nie zachodzi

Jedna ze wspólnot rodziców jest także w Zbąszynku. Należą do niej Irena i Waldemar Trypuccy. Małżonkowie z 23-letnim stażem mają dwie córki: Aleksandrę oraz Zuzannę. Do róży, której patronką jest św. Joanna Beretta-Molla, należą od około 10 lat. – Inicjatorką jej powstania w naszej parafii była miejscowa katechetka Halina Grina – wyjaśnia pani Irena. – W praktyce trwanie w róży to codzienna modlitwa za dzieci. Rozważanie właściwej tajemnicy z zawierzeniem polecanych dzieci oraz dziesiątek Różańca. Oprócz tego adoracja w wyznaczonym terminie oraz udział w zamawianych systematycznie Mszach św. za nasze dzieci. Czy zobowiązanie jest trudne? Z perspektywy tych kilku lat mogę powiedzieć, że nie – dodaje. Powód modlitwy jest prosty. Miłość do własnych dzieci. – We dwoje modliliśmy się za nie już od chwili ich poczęcia. Wielokrotnie w naszym małżeńskim i rodzinnym życiu doświadczyliśmy siły modlitwy, zwłaszcza wspólnotowej – zapewniają małżonkowie, którzy należą także do wspólnoty Domowego Kościoła. – Widzieliśmy wokół siebie rodziny, w których dzieci mocno się pogubiły, uległy złym wpływom, odeszły od Kościoła, wpadły w nałogi. Zadawaliśmy sobie pytanie: „Jak ustrzec przed tym nasze dzieci?”. Sami nie możemy, ale Pan Bóg ma wielką moc. Jeśli pojawiła się taka propozycja, to odpowiedź mogła być tylko jedna. Po otrzymaniu podstawowych informacji podjęliśmy modlitwę i trwamy w niej nieustannie. Wystarczy tylko wejść w codzienny rytm, odrobina chęci i systematyczności – dodają.

Przynależność do róży owocuje na różne sposoby. Chociażby wspólną modlitwą małżonków. – To coś, co jednoczy i daje siłę w trudnej sztuce wychowania. Ta modlitwa daje też pewność, że nie tylko my wychowujemy, ale przede wszystkim działa Pan Bóg. Tam, gdzie my nie możemy być obecni, czuwać i chronić, czuwa Maryja – zauważa pani Irena. – W naszej modlitwie jest też taka piękna prośba o ochronę dzieci przed wszelkim złem, zwłaszcza tym, które może wypływać z moich słabości i grzechów. My, rodzice, popełniamy błędy. Chcemy kochać, ale nie zawsze wiemy jak. A do tego tyle zagrożeń z zewnątrz. I tu jest szczególne miejsce dla Jezusa. Czy może być piękniejszy dar ofiarowany naszym dzieciom? – dodaje.

Małżonkowie przyznają, że ta modlitwa uczy ich spełniania w życiu słów: „Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce”. – Czasem nie potrafimy rozmawiać z naszymi pociechami, nie umiemy im okazać miłości, nie rozumiemy ich decyzji, wyborów. Czasem je ranimy, ale przecież kochamy. A miłość najpełniej wyraża się poprzez dar – mówią małżonkowie.

– Róża rodziców to nie pakiet ubezpieczeniowy od wszelkich trudności. To tak nie działa. Trudności są, ale Pan Bóg daje siłę do ich pokonania i pokazuje najlepsze rozwiązania trudnych sytuacji. Wiele razy próbowaliśmy wychować dzieci po swojemu, ale przecież Pan Bóg lepiej wie, jakie jest ich powołanie i jakie drogi muszą przejść, aby pięknie i dobrze przeżyć swoje życie. Ta codzienna modlitwa uczy nas pokory i całkowitego zaufania, zwłaszcza gdy nie wszystko idzie tak, jak byśmy pragnęli dla naszych dzieci. Wtedy jeszcze większego znaczenia nabiera myśl, że za naszym dzieckiem codziennie staje cały zastęp ludzi z róży – dodają.

TAGI: