Miej serce, zrób serce

Łukasz Czechyra

publikacja 31.10.2015 06:00

Jeden z braci miał niezwykły sen... Wielka woda, czysta, błękitna, a w niej bardzo wielu ludzi, głównie malutkich dzieci. I te dzieci się topiły, ale Maryja wyciągała je z wody, a aniołowie zanosiły je do nieba, by śpiewały w chórach anielskich.

 Obchody w Gietrzwałdzie zorganizowali Zakon Kanoników Regularnych Laterańskich i Diakonia Życia Ruchu Światło–Życie Archidiecezji Warmińskiej Łukasz Czechyra /Foto Gość Obchody w Gietrzwałdzie zorganizowali Zakon Kanoników Regularnych Laterańskich i Diakonia Życia Ruchu Światło–Życie Archidiecezji Warmińskiej

Dzień Dziecka Utraconego obchodzimy w Polsce 15 października. Dlaczego akurat wtedy? Bo właśnie tego dnia urodziłoby się maleństwo poczęte na początku roku. Data jest umowna, każdy z osieroconych rodziców ma swój własny taki dzień. Nieważne, czy przeżyli poronienie, czy stracili dorosłe dziecko – ból jest zawsze ten sam, praktycznie nie do opisania.

Wylałam złość na Niego

W wielu miastach całego kraju w Dzień Dziecka Utraconego odbyły się modlitwy, konferencje, czuwania, na portalach społecznościowych tworzono wydarzenia, wzajemnie się wspierano. – Ten temat ciągle jest okryty tabu. Osoby, których to dotknęło, nie chcą o tym mówić. A ludzie też nie wiedzą, jak reagować na takie sytuacje, co mówić, jak wesprzeć, i zwyczajnie tego wszystkiego unikają – mówi Ewa Kazimierczak z Fundacji „Każdy Ważny”. Założyła ona wydarzenie na Facebooku, by pokazać rodzicom, że nie są sami. Pierwszego dnia do wydarzenia dołączyło 30 osób, następnego było już 700, teraz – już ponad 2,5 tys. Kobiety zaczęły opisywać swoje historie – o poronieniach, metodach leczenia, wsparciu innych ludzi, strachu i wielkiej miłości.

– To nie jest proste. To tak bardzo boli, że po pewnym czasie kobiety nie chcą wracać do wspomnień, nie chcą się tym z nikim dzielić. Pojawia się strach, czy nie zostaną odrzucone, jak zareagują ludzie. Ta niechęć rozmowy wynika z tego, że chcą się ochronić przed jeszcze większym bólem – tłumaczy prezes fundacji. – Usłyszałam, że to kara za grzechy, że powinnam sobie zwierciadło zamontować, żeby odbiło złe słowa, że mam czarną duszę. Padły nawet stwierdzenia, żebym lepiej nie miała dzieci, bo je zabijam – opowiada Marta z Olsztyna, która straciła pięcioro dzieci. Po pierwszej stracie, przyznaje, nastąpił koniec relacji z Panem Bogiem. – Nie była zażyła, ale wtedy powiedziałam w ogóle: dość! Wylałam też na Niego całą moją złość, krzyczałam na Niego i rzucałam krzyżem... Żyłam z wielkim żalem i nienawiścią, moje serce skamieniało – mówi Marta. Po pierwszym poronieniu urodziła Kasię, ale powiedziała sobie, że nie che mieć więcej dzieci.

– W domu zgotowałam sobie i rodzinie piekło. Doszłam do takiego momentu, w którym stwierdziłam, że jestem złą mamą, a mojej córce będzie lepiej beze mnie. Dzięki Bogu, trafiłam na terapię, na rekolekcje REO. Zaczęła się moja powolna przemiana, która trwa do dzisiaj – mówi Marta.

Płaczcie z tymi, którzy płaczą

Na bazie wydarzenia na Facebooku rozpoczęła się akcja „Ważne serca”. Chodzi o wykonanie serca z papieru, świec, klocków, deseczek, plasteliny... Potem można jest wysłać do fundacji na adres: biuro@kazdywazny.pl lub udostępnić na Facebooku z hashtagiem: #ważneserca. – Rodzicom dzieci utraconych potrzebne są wsparcie, terapia, możliwość zwierzenia się w poczuciu bezpieczeństwa. Matki i ojcowie często już w szpitalu nie otrzymują właściwej pomocy i stykają się z niedelikatnym traktowaniem. Pokażmy im, że nie są sami. Rozpalmy w ich sercach nadzieję, oni potrzebują wsparcia nie tylko jeden dzień w roku, 15 października – zachęca E. Kazimierczak. W Olsztynie chce stworzyć grupę wsparcia dla osieroconych rodziców.

– Spotykam się z kobietami, które w różny sposób straciły dzieci i widzę, że potrzeba jest ogromna. Są specjalistyczne terapie, ale nie są one nagłośnione i przede wszystkim kosztują. Nasza grupa wsparcia miałaby zapewnić nie psychologiczne leczenie, ale przede wszystkim bezpieczeństwo – jestem w grupie osób, które mnie rozumieją, nie ocenią, jestem wśród swoich. Trochę na zasadzie: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. Płaczcie z tymi, którzy płaczą” – tłumaczy Ewa Kazimierczak. Zaznacza, że taka pomoc jest bardzo potrzebna, bo bardzo często nieprzebyta żałoba, brak terapii czy zwykłego wygadania się narastają i mogą, nawet po latach, wybuchnąć albo przełożyć się na choroby psychiczne bądź fizyczne.

Miłosierdzie dla wszystkich

O utraconych dzieciach pamiętają również w Gietrzwałdzie – niedaleko cudownego źródełka pobłogosławionego przez Maryję stanęła w tym roku kapliczka Dziecka Utraconego. – Możemy tam modlić się i prosić Pana Boga o łaskę, pomoc w ukojeniu swojego serca. Modlimy się szczególnie o Boże miłosierdzie dla tych rodziców, którzy nie pozwolili swoim dzieciom się urodzić – mówi ks. Marcin Chodorowski CRL. To właśnie w sanktuarium maryjnym zebrali się w Dniu Dziecka Utraconego rodzice, bo któż lepiej niż Matka Boża zrozumie ból po stracie dziecka?

Podczas Mszy św. w homilii ks. Józef Stramek CRL przekonywał: – Te kochane dzieci nie potrzebują naszej modlitwy, patrzą z nieba i uśmiechają się do swoich rodziców, nawet jeśli to przez tych rodziców znalazły się w tym pięknym niebie – mówił ks. Stramek. Kapłan przypomniał również historię zapisaną w księgach zakonu franciszkańskiego. – Jeden z braci miał niezwykły sen. Wielka woda, czysta, błękitna, a w niej bardzo wielu ludzi, głównie malutkich dzieci. I te dzieci się topiły, ale Maryja wyciągała je z wody, a aniołowie zanosiły je do nieba, by śpiewały w chórach anielskich. I te chóry śpiewały coraz piękniej, bo aniołów było w nich coraz więcej. To śpiewały właśnie te dzieciątka utracone, ale uratowane przez Maryję dla Jezusa i Jego chwały, pamiętajcie o tym, kochani rodzice – dla Jezusa i Jego chwały – zaznaczył ks. Stramek.

W Gietrzwałdzie swoje świadectwo wygłosiła też Jolanta. Mówiła o zdziwieniu lekarzy, którzy nie rozumieli, dlaczego ona płacze po stracie 10-tygodniowego maleństwa. – Mówili też, że w moim wieku – miałam wtedy 37 lat – już nie powinno się myśleć o rodzeniu dzieci, ale raczej o wychowywaniu wnuków, że powinnam się lepiej zabezpieczać. – Po zabiegu w szpitalu, kiedy obudziłam się rano, zobaczyłam nad sobą kapłana. Pytał mnie, czy chcę Pana Jezusa. Byłam szczęśliwa, że pierwszym, który przyszedł mnie umocnić, być razem ze mną w moim bólu po stracie dziecka, był mój Pan. Przyszedł mnie pocieszyć – opowiadała Jolanta. – Potem, kiedy miałam 41 lat, urodziłam silnego, zdrowego syna, więc nie dajmy sobie wmówić, że to jest zły czas na rodzenie dzieci – zaznacza Jolanta.

TAGI: