Makino nie narzeka

Bogdan Gancarz

publikacja 09.11.2015 06:00

Niegdyś był podmiejską oazą, stworzoną z woli hojnych dobroczyńców dla osób starych i chorych. Za komuny - umieralnią, gdzie stłaczano dwukrotnie więcej ludzi niż dawniej. Teraz znów stał się prawdziwym domem.

 Dom został zbudowany w stylu pałacowym Bogdan Gancarz /Foto Gość Dom został zbudowany w stylu pałacowym

Jedno nie zmieniło się w nim od 125 lat – mieszkańcami, którzy czują się tu na tyle dobrze, że nierzadko dożywają 100 lat, wciąż opiekują się z oddaniem siostry szarytki. Prócz opieki medycznej, pielęgniarskiej i duchowej, wzmacniająco działa też otaczające piękno przyrody, ogrodu, obrazów i muzyki tworzonej przez artystów – podopiecznych współczesnego Domu Pomocy Społecznej im. Ludwika i Anny Helclów w Krakowie.

To jest lepszy gość

Nic dziwnego, że wiele osób chce tu zamieszkać, gdy sędziwy wiek lub choroba utrudniają im samodzielne funkcjonowanie. Tu odżywają na nowo. Niedawno Aleksander Kobyliński, legendarny bard Makino z krakowskiego Zwierzyńca, zamienił „apartament na Monte” na mieszkanie w Domu Ubogich im. Helclów. – Słyszołeś? Makino do Helclów poszed – słychać w okolicach zwierzynieckiego placu na Stawach. – Co?! Do ty umieralni? To kto bedzie chodził na mecze Cracovii, kto bedzie nam śpiwoł z „Andrusami”, kto pokazywoł na „Pięknej Alfredzie” lub „Dużej Baśce”, jak bije wawelski „Zygmunt”? – dziwi się starszy mieszkaniec Półwsia Zwierzynieckiego.

Aleksander Kobyliński stał się propagatorem i odnowicielem folkloru zwierzynieckiego. „Piękna Alfreda” i „Duża Baśka” to imiona jednych z jego licznych gitar, na których wykonywał swój popisowy numer z naśladowaniem brzmienia „Zygmunta”. Jego legendę literacką zbudował swoimi wierszami zwierzynieckimi Jerzy Harasymowicz. „Jak pociąg, który wypadł z toru/ Makino zjawia się wśród kiziorów/ Na świecie mieszka kątem/ Ma apartament na Monte/ Makino to jest lepszy gość/ I zwierzyniecki trzyma fason” – pisał poeta w słynnym „Kinderskim tangu”.

Jesteśmy otwarci

Makino nie miał zapewne „apartamentu na Monte”, czyli nie siedział w więzieniu przy ul. Montelupich, ale literacki wizerunek zwierzynieckiego „andrusa” i „kiziora” wymagał, by dopisać mu i taki fragment biografii. Makina jednak niełatwo spotkać u Helclów. Naciągnąwszy kraciasty kaszkiet, zwany na zwierzynieckim przedmieściu znacznie dosadniej, poprawiwszy gustowną apaszkę, rusza „do miasta”: a to na koncert, a to na spotkanie z przyjaciółmi lub po prostu po to, by zerknąć okiem na zwierzynieckie kąty. Nikt go zresztą u Helclów nie trzyma na siłę, bo to nie więzienie. – Jesteśmy otwarci dosłownie i w przenośni. Można odwiedzać mieszkańców, do czego zachęcamy. Ci, którym pozwala na to zdrowie, mogą również wychodzić bez przeszkód poza obręb domu. W niedziele we Mszy św. w naszej kaplicy św. Anny mogą wziąć udział również ludzie z miasta – mówi Ewa Mosór-Radwańska, kierownik Działu Terapeutyczno-Opiekuńczego.

– Na przełomie maja i czerwca udostępniamy również nasze ogrody. Wielu krakowian nie zna ich piękna, bo są ukryte za murami. Urządzamy wówczas m.in. warsztaty florystyczne. Młodzi filmowcy upodobali sobie z kolei nasze podziemia i często stają się one scenerią ich filmów. Urządzamy też zabawy karnawałowe. Przychodzą śpiewać na nich m.in. Alosza Awdiejew, Hanka Wójciak. Teraz zaś również „Makino” – dodaje E. Mosór-Radwańska.

Jedyne, czego „Makino” może żałować, to tego, że u Helclów zarzucono teraz ponadstuletni obyczaj, by każdy mieszkaniec, bez wyjątku, dostawał do obiadu piwo, a ci, którym zalecił to lekarz – wino. On zaś, jak pisał Harasymowicz, „zawsze po piwie humor miał”. Innych powodów do narzekań nie ma.

Dom jak pałac

– Od dawna nie jesteśmy już „umieralnią”. Kieruję domem od 25 lat. Obecna liczba mieszkańców przekracza nieznacznie tę, jaką wyznaczył akt fundacyjny. To jednak o połowę mniej niż było wówczas, gdy obejmowałam funkcję dyrektora. Dom był wtedy przepełniony. Mieszkało tu 700 osób. Obecnie mamy 323 mieszkańców. Opiekuje się nimi 300 pracowników, m.in. lekarzy, pielęgniarek, terapeutów. Jesteśmy też sfeminizowani, bo mieszka u nas zaledwie 73 mężczyzn – mówi Barbara Grotkowska-Galata, dyrektor Domu Helclów w Krakowie. Dobra opieka powoduje, że wielu mieszkańcom przestano już śpiewać „Sto lat”, bo albo do setki dobijają, albo tę setkę przekroczyli. Najstarsza mieszkanka, pani Stefania, ma już 105 lat!

Powstanie tego „wielkiego dzieła miłosierdzia”, jak nazwał je niedawno kard. Stanisław Dziwisz, to zasługa chrześcijańskiej dobroczynności małżeństwa bogatych mieszczan krakowskich. Anna Helclowa (1813–1880), wdowa po znanym krakowskim bankierze i dobroczyńcy Ludwiku Helclu (1810–1872), przekazała większość swojego milionowego majątku na założenie fundacji Domu Ubogich im. L. i A. Helclów. „Cały zresztą majątek zapisuję i przeznaczam na zakład publiczny dobroczynny w mieście Krakowie dla ubogich chrześcijan religii katolickiej założyć się mający z majątku po mnie pozostałego” – napisała w 1878 r. w testamencie. W rezultacie ubodzy, chorzy, sędziwi zamieszkali w 1890 r. w prawdziwym pałacu.

– Nie ma przesady w takim stwierdzeniu. Architekt Tomasz Pryliński, któremu powierzono zaprojektowanie domu, nawiązał do renesansowych pałaców włoskich. Renesansowy rodowód włoski ma również stylistyka architektoniczna wkomponowanej w budynek imponującej kaplicy św. Anny. Jej piękna kopuła przypomina kopułę rzymskiej bazyliki św. Piotra lub kopuły świątyń florenckich – zauważa Jarosław P. Kazubowski, krakowski historyk sztuki i publicysta.

Pod duchową opieką

Mieszkańców pielęgnują z oddaniem, tak jak niegdyś, siostry szarytki. Wybudowanie domu i opiekę nad mieszkającymi tu osobami powierzono bowiem niegdyś Siostrom Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, zwanym potocznie szarytkami, zaś opiekę duchową – kapłanom ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Dom ma obecnie dwóch kapelanów ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy – ks. Krzysztofa Wrześniaka i ks. Bogusława Srokę. Wielką sympatią w pamięci mieszkańców wciąż cieszy się też zmarły w maju tego roku ks. Henryk Surma, który był zarówno kapelanem domu, jak i KS Cracovia. Szarytki u Helclów zostały nawet wówczas, gdy w 1951 r. Dom Ubogich upaństwowiono. – Obecnie pracuje tu 13 sióstr, większość z nich to fachowe pielęgniarki – mówi s. Lidia Lupa, przełożona pielęgniarek w DPS im. L.A. Helclów. – Bardzo wielu mieszkańców to osoby obłożnie chore, po udarach. Trzeba się nimi opiekować przez całą dobę. Jednak nie tylko ich pielęgnujemy – równie ważne są życzliwe rozmowy z mieszkańcami, pomaganie im w kontaktach z rodziną i przyjaciółmi, niekiedy także roztropne zażegnywanie konfliktów – dodaje s. Lidia.

Siostry przeżywają w domu swoje najważniejsze uroczystości w zgromadzeniu. Tutaj składają pierwsze śluby i odnawiają je corocznie podczas tzw. renowacji, tutaj cieszą się też kolejnymi jubileuszami oraz świętują różne rocznice. Mieszkańców odwiedzają często także klerycy z seminarium misjonarskiego oraz archidiecezjalnego. Odprawiają tu również jedną ze swoich pierwszych Mszy św. Tradycją stały się już kazania pasyjne głoszone przez diakonów seminarium misjonarzy. – Częstym gościem domu był bp Albin Małysiak, który w czasie wojny pełnił tutaj funkcję kapelana, ratując wraz z naszą s. Bronisławą Wilemską kilka osób pochodzenia żydowskiego, za co przyznano im po latach medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Równie często bywał u nas kard. Franciszek Macharski. Przyszedł tu m.in. wkrótce po nominacji na arcybiskupa, prosząc siostry i mieszkańców o modlitewną pomoc w sprawowaniu urzędu. Do dziś jest naszym wielkim przyjacielem. Nie zapomina o nas także kard. Stanisław Dziwisz – mówi s. Lidia.

Nowi Helclowie

Specyfiką Domu Helclów są dwa pawilony mieszczące Dom Artysty Seniora. Mieszkali tu niegdyś Jan Adamski, aktor i literat, aktorka Danuta Michałowska. Niedawno, w wieku 80 lat, zmarła Romana Szymańska-Plęskowska, artysta plastyk, znana i uznana twórczyni unikatowych tkanin. Tworzyła je również i eksponowała w Domu Helclów. Mieszkańcem Domu Artysty Seniora był i prof. Stanisław Jastrzębski, legendarny historyk z krakowskiego Nowodworka, artysta recytator, twórca teatru „Słowo pod krzyżem”. – W pawilonach, w jedno- i dwupokojowych mieszkaniach, rozgościło się obecnie 40 osób: malarzy, muzyków, ludzi pióra – mówi B. Grotkowska-Galata.

W pawilonach artystycznych mieszka m.in. słynna śpiewaczka operetkowa Wanda Polańska, małżeństwo artystów malarzy – Barbara i Leszek Jesionkowscy, a także wspomniany na początku Makino. Pokój mieszkania państwa Jesionkowskich nie różni się od innych mieszkań w „zwykłych” domach. Szafka pełna książek i bibelotów, obrazy na ścianach, stolik z ciastkami. – Mieszkamy tu wraz z żoną od kilku lat. Nie staliśmy się artystycznymi emerytami. Mamy pracownię, w której możemy tworzyć. Bo tu jest prawdziwy dom. Odwiedzają nas przyjaciele. Przez całą dobę możemy w razie potrzeby znaleźć pomoc – mówi L. Jesionkowski, artysta malarz, grafik, absolwent krakowskiej ASP z lat 50. ub. wieku.

Ponieważ znaleźli się „nowi Helclowie”, w przyszłym roku ruszy budowa III pawilonu Domu Artysty Seniora. – Przekazaliśmy na ten cel oszczędności całego życia. Skłoniły nas do tego miłość do człowieka i miłość do sztuki. Wiemy z doświadczenia, w jak trudnych warunkach przychodzi przeżyć wielu artystom ich jesień życia. Dlatego chcieliśmy przyczynić się do tego, by było lepiej – mówią Barbara i Zenon Hajdugowie, małżeństwo znanych niegdyś artystów, tancerzy estradowych. – W nowym pawilonie znajdzie się miejsce dla 55 osób. Na każdym z dwóch pięter mieszkalnych dużą powierzchnię zostawi się na pracownie. Trudno bowiem już w tej chwili przewidzieć, jakie będą potrzeby artystów i uczonych, którzy tu zamieszkają. Na parterze będą duża sala widowiskowa, miejsce na hydroterapię – mówi dyrektor Domu Helclów.

Na razie zaś miłośnicy kryminałów z całego kraju interesują się domem, odkąd nakładem „Znaku” ukazała się powieść kryminalna „Tajemnica domu Helclów”. – Niektórzy przypuszczają, że zamówiliśmy ją w celach promocyjnych – śmieje się E. Mosór-Radwańska.

TAGI: