Mamo, kup mi autko

Leszek Śliwa

publikacja 20.11.2015 06:00

Jak rozmawiać z dzieckiem o pieniądzach? Czy w ogóle trzeba? Czy nie wychowa się go wówczas na materialistę – dusigrosza?

Mamo, kup mi autko canstockphoto; henryk przondziono /foto gość

Jak mu wytłumaczyć, że rodziców nie stać na każdą jego zachciankę? Jak sprawić, żeby umiał rozsądnie gospodarować, kiedy już będzie samodzielny?  

Andrzej Mleczko narysował kiedyś taki żart: ojciec tłumaczy zasłuchanemu dziecku: „Pamiętaj, synu, że pieniądze w życiu to nie wszystko”. I kiedy oczekujemy umoralniającej przemowy, rodzic kończy: „Ważne są też akcje, obligacje i papiery wartościowe”.

Szkoła nam nie pomoże

Jednego w naszym systemie edukacji nie rozumiem. Dlaczego nikt w szkole nie uczy praktycznej ekonomii: nauki domowego gospodarowania i zarządzania własnymi pieniędzmi? Czemu nikt się nie domaga wprowadzenia takiego przedmiotu? Przecież gorąco dyskutuje się o niemal wszystkim: o tym, czy matematyka powinna być na maturze, jaki powinien być zestaw lektur, a nawet o tym, czy dzieciom w szkole trzeba mówić o seksie. Jakoś jednak nie słychać głosów domagających się wprowadzenia lekcji czegoś, co dotyczy każdego dorosłego człowieka.

Przecież nawet jeśli ktoś jest żyjącym w chmurach idealistą, to i tak zderzy się z prozą życia. Będzie musiał podejmować decyzje w sprawach finansowych i ponosić konsekwencje tych decyzji. W dzisiejszych czasach to sprawa szczególnie ważna. Potęga sektora finansowo-handlowego jest teraz wielka jak nigdy wcześniej. To już nie tylko kwestia wszechobecnych reklam. Całe sztaby specjalistów w wielkich korporacjach opracowują rozbudowane strategie, jak zdobyć klienta. Te strategie w dodatku ciągle się „mutują”.

Nie wystarczy uodpornić się na jeden rodzaj pokus, za chwilę pojawią się inne. I potem czytamy w mediach, jaki to potężny odsetek Polaków żyje na kredyt. Wiele osób wpada nawet w tzw. spiralę zadłużenia i jedną pożyczkę spłaca kolejną. Nie chodzi też jednak o to, żeby zamknąć się przed światem, jeśli człowiek nie ma powołania do życia w zakonie kontemplacyjnym. Powołani do małżeństwa muszą wziąć odpowiedzialność za byt materialny rodziny i kupować to, co jest potrzebne. Wychowanie dziecka polega również na tym, że przygotujemy je do odpowiedzialnego funkcjonowania w świecie, w którym ciągle obraca się pieniądzem. Od czego zacząć?

5 lat, czyli: ja chcę lizaka

Pieniądz jest dla małego dziecka pojęciem abstrakcyjnym. Nie potrafi przeliczać zarobionych przez rodziców złotówek na konkretne rzeczy, które widzi w sklepie. Nie rozumie, że rodzice płacą za coś, czego nie widać (np. czynsz), i tego, że za papierek można dostać więcej niż za metalowe kółko. Trzeba też pamiętać, że jeżeli na ponawiające się prośby w sklepie o zakup kolejnej zabawki odpowiemy, że nie mamy pieniędzy, zostaniemy przez malucha przyłapani na kłamstwie. Bo za chwilę zapłacimy w kasie rachunek za zakupy. A więc jednak mamy pieniądze.

Specjaliści przypominają, że małe dziecko potrzebuje pewnych i stałych reguł. Tak jak doskonale przystosowuje się do narzuconego porządku dnia, tak samo zaakceptuje to, że zabawkę dostaje na przykład raz w tygodniu albo raz w miesiącu. Ważne, żebyśmy wypracowali jakieś zasady i byli konsekwentni w ich przestrzeganiu. Należy wystrzegać się sytuacji, że kupujemy dziecku prezent spontanicznie, bo akurat jesteśmy w dobrym humorze. Wyjątkiem powinny być tylko upominki będące nagrodą dla dziecka za coś wyjątkowego, za co je chcemy pochwalić.

Dziecko doskonale zapamiętuje chwilę, w której dostaje upragnioną zabawkę. Dajmy mu szansę, żeby ta zabawka była naprawdę upragniona. Dzięki temu gdy dorośnie, nauczy się czekać i powstrzymywać przed spontanicznym zakupem. Bo taki zakup jest często nierozsądny.

Specjaliści mówią tak: „Jeśli ktoś chce ci coś sprzedać, to pomyśl, czy wychodząc z domu, myślałeś, że chcesz to kupić. Jeśli nie, to znaczy, że naprawdę tej rzeczy nie potrzebujesz”. Bardzo ważne jest więc wyrobienie w dziecku nawyku unikania spontanicznych zakupów i robienia ich w sposób przemyślany. Trzeba też pamiętać, że dzieci najszybciej uczą się podczas zabawy. Można więc pobawić się z kilkulatkiem w sklep. To przygotuje go do zrozumienia, że każda rzecz ma inną cenę, a człowiek nie ma tylu pieniędzy, by kupić wszystko.

Dzieci uwielbiają bawić się w rodziców. Charakterystyczne, że bawiąc się w sklep, na ogół „kupują” ważne produkty żywnościowe, a nie zabawki.

10 lat, czyli: a koledze rodzice kupili…

Dzieci w szkole porównują się z innymi. Niestety, podobnie jak dorośli, nie spoglądają na biedniejszych, tylko na zamożniejszych. Należy uważać, żeby słuchając opowieści, jak to rodzice kupili koledze najnowszy model iPada, wystrzegać się sugestii, że to na pewno złodzieje. Pamiętajmy, że dziecko może wtedy dojść do wniosku, że jedyne, co w życiu ma sens, to zostać złodziejem. Trzeba dziecku cierpliwie tłumaczyć, że jedni ludzie zarabiają więcej, a inni mniej. A także wyjaśnić, że ci zamożni też mogą patrzeć na jeszcze zamożniejszych i im czegoś zazdrościć. Warto przypomnieć wtedy dziecku miłe chwile spędzone na przykład na rodzinnej wycieczce i powiedzieć, że są pewnie i tacy, którzy nam mają czego zazdrościć. Choćby tego, że jesteśmy szczęśliwą rodziną i fajnie spędzamy wspólnie czas. A może ten, któremu zazdrościmy, wcale nie jest taki szczęśliwy, jak nam się wydaje.

To jest też dobry czas, żeby zacząć wypłacać dziecku kieszonkowe. – Na początek wystarczą drobne kwoty: 2–3 zł np. co 3 dni, potem tygodniówka. W ten sposób dziecko się uczy, że budżet jest ograniczony i że trzeba wybierać, co kupić, z czego zrezygnować, a na co oszczędzać – mówi Tomasz Michalak z Union Investmet TFI. – Myślę, że za często rodzice z tego rezygnują, uważając, że kieszonkowe to zbędny przywilej, skoro my wiemy najlepiej, co dziecku kupować, a w natłoku obowiązków szkolnych oraz zajęć dodatkowych powinno ono się skoncentrować tylko na nauce. Tymczasem kieszonkowe to nauka planowania wydatków. Dziecko szybko się nauczy, że jeśli całe kieszonkowe wyda pierwszego dnia, później może tego pożałować. Ważne, by nie ulec jego prośbom o „kredyty chwilówki”.

Podobnie jak w przypadku przedszkolaków, również tutaj w edukacji ważną rolę mogą pełnić gry, zarówno planszowe (np. Monopoly), jak i komputerowe. Warto je umiejętnie dobierać i podsuwać dziecku. Dzięki nim może ono zacząć na przykład rozumieć, że ilość pieniędzy, które wypłacamy z bankomatu, ma bezpośrednie powiązanie ze stanem naszego konta. Odpowiedzialności uczą też gry komputerowe, w których gracz zarządza restauracją, przedsiębiorstwem albo całym państwem. Poza tym można dziecku, krojąc na przykład okrągły placek, obrazowo pokazać, jaką część domowego budżetu rodzina przeznacza co miesiąc na stałe opłaty (czynsz, gaz, prąd, telefon itp.), a jaką na wakacyjny wyjazd.

15 lat, czyli: sam sobie poradzę

Nasza rola edukacyjna nie kończy się nawet wtedy, kiedy dziecko nie chce nas już we wszystkim słuchać. Pamiętajmy, że w tym czasie jest bardzo ważne, żeby nie próbować dorastającego syna czy córki na siłę trzymać pod kloszem. Kiedyś nasze dziecko się usamodzielni. Pozwólmy mu na naukę tej samodzielności, kiedy jeszcze możemy mu łatwo pomóc w przypadku kłopotów. „Niezależny” nastolatek może się już rozglądać za szansą zdobycia własnych pieniędzy, najmując się do jakiejś prostej pracy sezonowej. Warto mu na to pozwolić (oczywiście powinien mieć wtedy co najmniej 16 lat) i nie krytykować, że chce sobie za zarobione pieniądze kupić coś, co uważamy za niepotrzebne.

Samodzielnie zarobione pieniądze pozwalają poznać wartość pracy. Dziecko po takim doświadczeniu lepiej też zrozumie wysiłek rodziców. Nasza pomoc dla dziecka powinna się w tym czasie ograniczać do dyskretnego pomagania. Na przykład gdy zbiera ono na coś większego, a zakup uważamy za rozsądny, możemy dorzucić część kwoty. Tak jak bank czy sklep wymyśla bonusy dla klientów postępujących zgodnie z oczekiwaniami sprzedawców, tak i my możemy bonusami wzmacniać pożądane przez nas zachowania dziecka, na przykład sam fakt oszczędzania. Wtedy łatwiej mu będzie płynnie wejść w dorosłość.

Materiał powstał przy współpracy z Union Investment TFI

TAGI: