Jabłko, a nie rogal!

Monika Łącka, Jan Głąbiński

publikacja 17.11.2015 06:00

Co jedzą dzieci? Kształtowanie nawyków żywieniowych leży po stronie rodziców, a nie szkoły. – Ustawa problemu nie rozwiązuje – mówią zgodnie dyrektorzy małopolskich szkół.

 Na przerwach w szkole w Cichem uczniowie chętnie sięgają po darmowe mleko Jan Głąbiński /Foto Gość Na przerwach w szkole w Cichem uczniowie chętnie sięgają po darmowe mleko

Dwa miesiące od wejścia w życie rozporządzenia dotyczącego produktów, jakie mogą być używane w szkolnych bufetach i w sklepikach, sprawdziliśmy, jak szkoły poradziły sobie z tym wyzwaniem. Media biły bowiem na alarm, że ajenci zamykają sklepiki, a w stołówkach dzieci nie chcą jeść niesłonych ziemniaków. W rzeczywistości – jak informuje Urząd Miasta Krakowa – zniknęło 21 sklepików. W czerwcu było ich 112, a pod koniec października zostało 91.

Pieczarka? Tylko w pizzy...

Polskie dzieci tyją najszybciej w Europie – według statystyk co 10. dziecko ma nadwagę. Dyrektorzy małopolskich szkół problem widzą i nie pozostawiają złudzeń – jeśli rodzice nie dadzą dobrego przykładu, ustawa niewiele zmieni. – Dzieciom, które są nauczone jeść słodkie rzeczy, trudno jest zrezygnować z cukru, jednak nie słyszałam, aby u nas uczniowie handlowali batonikami, cukrem czy solą – mówi Marta Chrupczalska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 123 w Krakowie, w której uczy się 270 uczniów. W tej podstawówce nie ma sklepiku, jest tylko automat z napojami – wodą i sokami bez dodatków cukru. Zniknęły również słodycze, które kiedyś były nagrodami w różnych konkursach.

– Stołówkę prowadzi ajent, który dostosował kuchnię do nowych wymogów. Nie ograniczamy się jedynie do przepisów, ale prowadzimy akcję „Śniadanie daje moc” i pogadanki z dziećmi na temat zdrowego żywienia. W stołówce wisi też gazetka – m.in. z przykładowymi jadłospisami, którą czytają dzieci i rodzice – dodaje M. Chrupczalska. I to właśnie do rodziców szczególnie warto docierać, bo to od nich zależy, co dzieci jedzą w domu i w szkole na drugie śniadanie – kanapkę zawierająca chudą wędlinę i warzywa czy batonik lub rogalik. – Raz zdarzyło się, że nauczycielka napisała uczniowi prośbę do rodziców, by zamiast batonika przynosił kanapkę. Rodzice nie chcieli jednak „pouczania” – opowiada dyrektor szkoły, a Anna Jania, szefowa kuchni w szkolnej stołówce, dodaje, że obserwuje, iż dzieci (120 uczniów ma wykupione obiady) często zostawiają posiłki. Nie znają bowiem wielu potraw albo ich składników, a najczęściej rezygnują z warzyw.

– Kiedyś dziecko zapytało mnie, co to za zupa i co w niej pływa. To były pieczarki, ale dziecko znało je jedynie... z pizzy! Zupy pieczarkowej wcześniej nie jadło. Bywa, że dzieci nie znają też knedli ze śliwkami albo kurczaka, który jest przyrządzony w ciekawy sposób (w domu jedzą panierowanego). Uczniowie mówią też, że mama nie ma czasu gotować i dlatego kupuje gotowe dania, np. w słoiczkach (czyli szkodliwą żywność wysoko przetworzoną) – mówi A. Jania. – Mimo to staram się urozmaicać potrawy. Obawialiśmy się, jak dzieci przyjmą ograniczoną ilość soli, ale smak nadają naturalne przyprawy. Nawet mniej słodki kompot dzieci chętnie piją – cieszy się szefowa kuchni. Warto dodać, że szkoła uczestniczy w projekcie „Owoce w szkole”, dzięki któremu dzieci z klas I–III codziennie dostają owoce.

Wrap z hummusem

Również w I LO w Krakowie, czyli w słynnym „Nowodworku”, szkolna kuchenna rewolucja przebiegła łagodnie. – Przeczytałem rozporządzenie i okazało się, że medialny problem jest mocno przesadzony. Potem z ajentami i dostawcami żywności podpisałem aneksy do umów – mówi Jacek Kaczor, dyrektor szkoły, oprowadzając po odmienionej nieco placówce. W automatach stojących na korytarzach pojawiły się bowiem zdrowe i modne przekąski – zamiast chipsów i batonów, są pełnoziarniste wrapy z hummusem i grillowanymi warzywami, z indykiem, winogronami i sosem curry, a nawet z krewetkami. Są też kanapki z ciemnego pieczywa z pastą z tuńczyka, sałatą, papryką i sosem sojowym.

– Pomysł jest świetny! We wrześniu na półkach była głównie woda, ale teraz jest w czym wybierać. Mamy nadzieję, że z czasem i ceny nieco się zmniejszą – chwali inicjatywę szkoły Magda. Stołówkę w „Nowodworku” prowadzi restaurator, który zadbał, by zwiększyła się zarówno liczba produktów, jak i dań w menu. – Nikt nie zabrania posolenia (z umiarem) wody, w której gotuje się ziemniaki. Nie wolno tylko solić potraw po podaniu ich na talerz. Podczas gotowania doprawiamy potrawy ziołami. Z kolei kompot słodzimy prawdziwym miodem. W bufecie można też kupić sałatki i owoce. Jest smacznie. Wiem, bo sam tu jem – zapewnia dyrektor i dodaje, że kluczem do sukcesu nie jest jednak ustawa, ale zmiana mentalności.

– Na szczęście coraz więcej osób chce jeść zdrowo i szuka wiedzy na ten temat. Na rynku jest dużo produktów i do lamusa odchodzi tradycja jedzenia w niedzielę schabowego, ziemniaków i kapusty. A jeśli dzieci w szkole widzą ciekawe dania, przekonują rodziców, by i w domu coś zmienić – mówi J. Kaczor.

Mleko i marchewka

Nieco inaczej wygląda rzeczywistość w mniejszych miejscowościach na Podhalu, gdzie prowadzący sklepiki mieli problem ze zmianą asortymentu. Teraz obserwują, że dzieci i tak kupują słodycze w drodze do szkoły. – Oprócz zmian w sklepikach, należało jeszcze wprowadzić zakaz sprzedaży dzieciom słodyczy i napojów gazowanych we wszystkich sklepach oraz ich reklamy – mówi Wojciech Kosakowski, nauczyciel wf. w Zespole Szkół nr 1 w Cichem, który od lat opiekował się szkolnym sklepikiem. Od września punkt jest zamknięty. – Dochód zawsze przeznaczaliśmy dla dzieci, często na atrakcyjne nagrody za ich osiągnięcia sportowe – dodaje. Uczniowie, choć nie mają sklepiku, i tak mogą liczyć na naturalne „małe conieco” w czasie przerw, bo placówka od lat bierze udział w akcji „Mleko w szkole”. Młodsi dostają z kolei warzywa, najczęściej marchewkę lub rzodkiewkę. Sklepik został zamknięty również w Szkole Podstawowej nr 5 w Nowym Targu, ale uczniowie mogą kupić bułkę w szkolnej stołówce. Mają też dostęp do darmowej wody.

Z kolei Maria Kopeć, dyrektor I LO w Nowym Targu, nowych przepisów się nie przestraszyła. – Sklepik prowadzi ajent i nie wyobrażałam sobie, aby go zamknąć. W szkole średniej młodzież wie, że opłaca się zdrowo odżywiać – zaznacza pani dyrektor. Podczas przerwy uczniowie z kl. III g zajadają się akurat mandarynkami. – Na jednej przerwie jemy owoce, a na drugiej müsli i wafle ryżowe – mówi licealista Maciek. Warto dodać, że nowotarski sanepid od 8 lat prowadzi program dotyczący zdrowego żywienia i konkurs na najlepszy sklepik, w który włączają się Małopolskie Kuratorium Oświaty i jego delegatura w Nowym Targu.

TAGI: