Smak godności

ks. Marcin Siewruk

publikacja 24.11.2015 06:00

– Zimą mamy gwarancję, że możemy tutaj zjeść zupę, czasami poprosić o dokładkę i spokojnie posiedzieć przez dwie godziny. To bardzo ważne, że podczas srogich mrozów jesteśmy podczas obiadu nietykalni – mówił Robert Bogaczyk „Krokodyl”.

Halina Zielińska (z prawej) i Elżbieta Królak każdego dnia przygotowują 300-litrowy  kocioł zupy ks. Marcin Siewruk /Foto Gość Halina Zielińska (z prawej) i Elżbieta Królak każdego dnia przygotowują 300-litrowy kocioł zupy

Wielokrotnie słyszałem, że bezdomność może przytrafić się każdemu i za każdym razem z poważną i pełną zrozumienia miną przytakiwałem, chociaż tak naprawdę nie miałem zielonego pojęcia, o czym mówię. W podobnej sytuacji była Halina Zielińska, która 13 lat temu rozpoczęła pracę w kuchni prowadzonej przez Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej w Zielonej Górze.

Tyle biedy i cierpienia

– Moje pierwsze odczucia po rozpoczęciu pracy były takie, że nie dam sobie rady. Gdy zobaczyłam w jednym miejscu tyle ludzkiej krzywdy, nie mogłam zrozumieć, że jest tyle biedy wokół nas. To było dla mnie bardzo trudne. Kiedy przyjeżdżałam do domu i ze łzami w oczach opowiadałam o tym wszystkim, moje dzieci nie mogły w to uwierzyć – mówi Halina Zielińska.

Jest listopadowy, słoneczny poranek. Kiedy wychodzi się z ciepłego domu, po śniadaniu i ciepłej kawie, można powiedzieć, że dzień zapowiada się przepięknie. W takiej sytuacji nigdy nie zrozumiemy zmarzniętych ludzi, dla których promienie jesiennego słońca są jedynym źródłem ciepła. Gdy ich spotykamy na ulicy, często odwracamy od nich wzrok. Nie zmienia to jednak faktu, że bezdomni żyją wśród nas i każdego dnia 400 osób czeka na talerz ciepłej zupy. Często jest to ich jedyny posiłek.

– Zimą możemy tu zjeść zupę, spokojnie posiedzieć przez dwie godziny To bardzo ważne, że podczas srogich mrozów jesteśmy podczas obiadu nietykalni. Od godz.14 do 16 można już jakoś na mrozie „podeptać”, wytrwać do otwarcia ogrzewalni, Tam mnie przyjmą jeśli będę trzeźwy. Kręcę się w różnych miejscach i spotykam kolegów, zawsze staram się im tłumaczyć, żeby najpierw poszli do łaźni, doprowadzili się chociaż troszkę do porządku i wtedy mogą przyjść na zupę. Bo zdarza się, że czasem trzeba szeroko otwierać okno, żeby zupa w miarę smakowała – mówił Robert Bogaczyk „Krokodyl”.

Zupa dla wszystkich

Halina Zielińska i Elżbieta Królak codziennie gotują 300-litrowy kocioł zupy, bo dla nikogo, kto przyjdzie głodny, nie może zabraknąć jedzenia. Przez 13 lat pracy pani Halina ugotowała ponad 100 tys. litrów zupy. – Z obiadów w stołówce Caritas korzystają przede wszystkim osoby pozostające pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej lub Gminnych Ośrodków Pomocy Społecznej. Mamy jednak taką zasadę, że nawet ten, kto nie ma potwierdzenia z ośrodka, nie odejdzie od nas głodny. Musi przyjść około godz. 13 i oczywiście powinien być trzeźwy. W pierwszej kolejności wydajemy zupę dla osób ze skierowaniem, ale nigdy się nie zdarzyło, żeby komuś głodnemu zabrakło jedzenia. Nasza stołówka finansowana jest z funduszy miejskich przy udziale Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej. W swojej pracy muszę być często bardzo wymagająca, choć staram się w miarę możliwości porozmawiać z ludźmi, którzy tego oczekują. Chociaż przy takiej liczbie osób, które obsługujemy nie jest to łatwe. Czasami wystarczy chwila, żeby wysłuchać historii życia, dużo bardziej skomplikowanych niż nam się wydaje – mówi Agata Fogel, kierownik stołówki i kuchni Caritas.

W tygodniowym menu są zupy: grochowa, fasolowa, barszcz, pomidorowa. Każdy z odwiedzających jadłodajnię na ul. Bema ma swoją ulubioną. – Zupy są przyprawione, ale ze względu na to, że większość mieszkańców naszej noclegowni lubi bardzo ostre przyprawy, zawsze muszę dodać pieprzu, ostrej papryki. Kiedy gryzie w gardle, to znaczy, że jest dobrze. Ze wszystkich zup najbardziej smakuje mi pomidorówka, kiedyś jeszcze bardzo lubiłem żurek – opowiada „Krokodyl”. Dzisiaj zespół kuchenny przygotował bardzo dobrą zupę fasolową. Receptura jest ściśle strzeżona, ale udało się nam dotrzeć do części przepisu. Do 300-litrowego „garneczka” trafia 20 kg fasoli, 75 kg ziemniaków, mięso, kiełbasa, marchewka, pietruszka, sól, przyprawa do zup i po paru godzinach gotowania gorącą zupę można podawać odwiedzającym jadłodajnię. – Utkwiła mi w pamięci starsza kobieta, która przychodziła do nas na zupę. Była załamana po śmierci swojej mamy, nie wiedziała, czy sobie poradzi. Powiedziała mi, że te zupy uratowały jej wtedy życie.

Nie wszystkich korzystających z naszej jadłodajni możemy łatwo zaszufladkować. Często przychodzą do nas rodziny, których nie stać na podstawowe opłaty i na życie, nie mogą ugotować garnka zupy. Może mają odcięty gaz, prąd – powodów może być wiele – mówi Halina Zielińska.

Nie samym chlebem

Kto nie był bezdomnym, nie zrozumie człowieka ulicy. Gdy nam jest zimno, wchodzimy do ciepłego sklepu, w przytulnej kawiarni możemy wypić gorącą kawę, pospacerować po galerii handlowej. Bezdomny tego nie zrobi, bo wie, że jest brudny, śmierdzi i wzbudza odrazę. Stara się „nie zakłócać” tego porządku. Ale kiedy jest naprawdę mroźno, to musi gdzieś przetrwać do obiadu, a potem do otwarcia ogrzewalni. Z noclegowni czy ogrzewalni muszą wyjść rano. Obiad w stołówce Caritas wydawany jest dopiero od 11.30. W mroźne dni to szansa, żeby pobyć w ciepłym pomieszczeniu i przetrwać do otwarcia noclegowni. W jadłodajni przez chwilę bezdomni i biedni ludzie mogą poczuć się bezpieczniej, chociaż za moment będą musieli wrócić do swojej trudnej, często beznadziejnej i niepewnej codzienności. Jedno jest pewne – nazajutrz będą mogli znowu przyjść na talerz gorącej zupy, podanej ze świeżym chlebem, bo ktoś na nich będzie czekał.

Przy stołach słychać rzadkie rozmowy, większość je w ciszy. W pewnym momencie na sali daje się odczuć poruszenie i ożywienie – ktoś mówi, że można jechać na Ogólnopolską Pielgrzymkę Osób Bezdomnych do Częstochowy. Zgłosiło się ok. 50 osób. Na tydzień przed pielgrzymką daje się odczuć, że to bardzo ważne wydarzenie. – W ubiegłym roku pojechałam z naszymi podopiecznymi do Częstochowy i byłam bardzo wzruszona, kiedy zobaczyłam, że pojechali na Jasną Górę, żeby się naprawdę modlić. Wszyscy byli schludni, w czystych ubraniach, umyci, ogoleni. To była jedna z najbardziej wzruszających pielgrzymek, w jakich brałam udział – opowiada Sylwia Grzyb, współpracowniczka zielonogórskiej Caritas.

TAGI: