Lot nad sokolim gniazdem

Szymon Zmarlicki

publikacja 27.12.2015 06:00

Hodowla ptaków. Oponenci, szaleńcy? Miłośnicy zwierząt i edukatorzy dzieci? Agnieszka i Bartosz Kukurudzowie z firmy a. KUKU opowiadają, dlaczego na podwórku bytomskiego familoka zdecydowali się hodować sokoły, sowy, jastrzębia oraz myszołowa, z którymi jeżdżą na pokazy do przedszkoli.

Agnieszka i Bartosz Kukurudzowie  oraz dostojnie pozujący przed obiektywem Zbychu Szymon Zmarlicki /Foto Gość Agnieszka i Bartosz Kukurudzowie oraz dostojnie pozujący przed obiektywem Zbychu

Szymon Zmarlicki: Hodowla ptaków drapieżnych to dość nietypowe zajęcie dla mieszkańców Górnego Śląska.

Agnieszka Kukurudza: To właśnie przeciwieństwo tego, co na Śląsku jest normalne, czyli gołębiarstwa. Ludzie często dziwią się i pierwsze pytanie, jakie słyszymy, to zazwyczaj: „Czy on nie zje nam gołębi?”. To rzeczywiście coś nietypowego, ale dlatego jest tak ciekawe dla dzieci.

Jak można zarazić się taką pasją?

A.K.: Wystarczy podejść do ptaka, to bardzo zaraźliwe! (śmiech) Na początku to ja byłam hamulcem i mówiłam mężowi, że w mieście, w dodatku przy małych dzieciach, hodowla ptaków drapieżnych to nie jest dobre rozwiązanie. Dopiero kiedy zaczęłam jeździć z nim, bo przekonałam się, że nie da się go uspokoić i będzie miał tego ptaka, to zakochałam się! Pierwszy ptak to mój prezent urodzinowy.

Gdzie taki prezent można sobie sprawić?

A.K.: U hodowcy. Jeśli jest taka możliwość, to najlepiej u sokolnika, u którego się uczyło, bądź u hodowcy znajomego lub z polecenia, który zna nasze umiejętności. W zależności od gatunku hodowcę znajdziemy naprawdę w przeróżnych częściach kraju.

Ale to nie jest takie proste, żeby pójść i kupić sobie drapieżnego ptaka.

A.K.: Nie. Przede wszystkim osoba, która będzie nam ptaka sprzedawać, musi mieć pewność, że będziemy w stanie odpowiednio się nim zaopiekować.

Jak wygląda opieka nad młodymi ptakami?

A.K.: To zależy od wielu czynników – czy jest to ptak drapieżny, czy sowa. Czy mamy go od pierwszych tygodni życia, czy później… Trochę jak z dzieckiem albo małym psiakiem – trzeba nauczyć go wszystkiego od początku. Jeśli jest to sowa, musimy bardzo wcześnie ją odebrać, żeby wiedziała, że to my jesteśmy jej rodzicami. Wtedy jest karmienie pęsetą, dokładne selekcjonowanie kawałków pokarmu. Trzeba też nauczyć podchodzenia, podbiegania, a później przylatywania po jedzenie. Nie można przy tym nauczyć niczego złego, bo akurat to zapamięta najszybciej.

Zwykle w domach hoduje się psy, koty, chomiki…

A.K.: Mamy trzy psy, świnkę morską i myszkę! Ale ptaki też można. Na szczęście w domu są tylko jako maluszki, bo później idą do swoich wolier, czyli pokoików na ogródku, i tam spędzają cały dzień.

Czyli nie ma zagrożenia, że sokół pożre domowego gryzonia?

A.K.: Byłoby, gdybyśmy do tego dopuścili. Ale ponieważ każdy ptak lata osobno, a małe zwierzęta są wtedy zamknięte, nie ma takiej możliwości.

O jakie codzienne czynności musi zadbać hodowca ptaków drapieżnych?

A.K.: Kiedy pogoda tylko nam sprzyja, z każdym ptakiem wychodzimy polatać – w zależności od gatunku – albo na otwartą przestrzeń, albo do lasu. Wyciągamy rękawicę, na której jest jedzenie, a one chętnie po nie przylatują, i wypuszczamy je dalej. „Wylatanie” wszystkich ptaków zajmuje dziennie około czterech godzin. Jeśli mamy pokazy, wtedy latają trochę krócej, a resztę jedzenia dostają do woliery jako nagrodę za loty wśród dzieciaków.

Trudno oswoić i wytresować takiego ptaka?

A.K.: Trzeba wiedzieć jak. Na początku robi się dużo błędów, ale z czasem nabieramy doświadczenia i przestaje być to trudne. Po prostu wykonuje się rzeczy, które trzeba wykonać. My uczyliśmy się rok. Było dużo nauki i dużo czytania. Ale po tym roku mogliśmy mieć pierwszego ptaka, który jest bardzo „elastyczny”, podatny na wychowanie, więc pozwalał na pewne błędy.

Jakimi ptakami teraz się zajmujecie? Wśród nich są nie tylko sokoły?

A.K.: Tak naprawdę typowego sokoła wędrownego nie mamy. Owszem, mamy małe sokoły, czyli pustułki. Jest też jastrząb Harrisa, myszołów i dwie sowy – płomykówka oraz puchacz. Na chwilę obecną jest to sześć ptaków.

Co one potrafią?

A.K.: Przy płomykówce staramy się pokazać bezszelestny lot sowy, co czasami nie wychodzi, ponieważ jest młoda i ciągle nawołuje. A u puchacza jego potęgę, ponieważ ma 160 centymetrów rozpiętości skrzydeł. Jastrząb świetnie prezentuje, jak radzi sobie w lesie, przelatując między rękami i nogami czy omijając różne przeszkody. Myszołów nauczył się rewelacyjnie przeciskać się między tułowiami osób, które stykają się czołem.

Czy ptaki lubią współpracę i chętnie uczą się nowych rzeczy?

Bartosz Kukurudza: To nie do końca działa tak, że my uczymy ptaki. Obserwujemy je i sami uczymy się wykorzystywać ich predyspozycje i charakter. Cały urok sokolnictwa polega na tym, żeby dojść do tego, co u nich jest naturalne. Niestety sowy nie są stworzeniami bardzo inteligentnymi, dlatego umiejętność nauki jest u nich bardzo ograniczona. Zwykle sprowadza się do wyszkolenia, by przyleciały na rękawicę. A.K.: Na przykład pustułki potrafią pięknie zawisać w powietrzu, machając skrzydłami i nie poruszając się do przodu. Uczymy się, co mamy zrobić, aby one to chętnie powtórzyły. Czasami się udaje, jednak dla nas to ciągle odkrywanie. U myszołowa nauczyliśmy się pokazywać pikowanie – jest to jego atak na wabidło i ciągle zaskakuje nas swoimi umiejętnościami, robiąc w powietrzu beczki i inne ewolucje. Za każdym razem zastanawiamy się, co nowego zobaczymy.

Pomysł na pokazy towarzyszył już od samego początku hodowli czy zrodził się dopiero później?

A.K.: Na początku mieliśmy jastrzębia i był to ptak tylko dla nas, z którym mogliśmy wyjść do lasu i polatać. Wtedy można się odprężyć i zapomnieć właśnie o tym, że mieszkamy w mieście. Pracowałam wówczas w przedszkolu i doszliśmy do wniosku, że skoro nasze dzieci mogą zobaczyć go w locie, to czemu nie umożliwić tego innym? Pokazaliśmy go maluchom i gdy zobaczyłam ich wielkie oczy i szeroko uśmiechnięte buzie, uznaliśmy, że to jest to! Teraz jestem przy dzieciach, które uwielbiam, a ptaki są członkami naszej rodziny.

Jak wygląda pokaz?

A.K.: Wyciągamy po kolei każdego ptaka. Pokazujemy dzieciom, jak wyglądają szpony, dziób. Mogą zobaczyć je z odległości kilkudziesięciu centymetrów. Później prezentujemy przeloty między dziećmi i opowiadamy o życiu ptaków. Zależy nam, by w przyszłości ptaki miały się lepiej, bo jest ich ciągle za mało. Zwłaszcza na naszych terenach ludzie nie myślą o nich zbyt dobrze. Chcemy odbudować ich wizerunek, żeby dzieci wiedziały, że to dobre zwierzęta.

Ale czy takim ptakom da się zapewnić dobre warunki do życia w ogródku?

B.K.: Jak najbardziej, to jedno z podstawowych pytań na pokazach. Ludzie pytają, czemu te ptaki są w niewoli, przecież tak dumnie latają. Otóż trzeba wziąć pod uwagę fakt, że ptaki latają nie dlatego, że chcą, lecz aby zdobyć pożywienie. U każdego ptaka podczas lotu pracuje minimum połowa masy ciała, więc to dla niego bardzo duży wysiłek. W momencie kiedy musi upolować zwierzynę, aby pozyskać energię, każdy ruch powoduje utratę tej energii. Ptaki, które widzimy w naturalnym środowisku, po prostu polują. A po zjedzeniu swojej zdobyczy wracają do gniazda i tam odpoczywają. Podobnie działa to u nas. Pozwalamy ptakom polować podczas pokazów lub codziennych lotów, kiedy dostają jedzenie, a potem odstawiamy je do odpowiednika ich gniazda w naturze, gdzie odpoczywają przez resztę dnia.

Jednak ptakom to chyba nie jest aż tak zupełnie obojętne?

B.K.: Różnica jest taka, że ptak na wolności jest narażony na znacznie większą ilość zagrożeń – są to na przykład warunki atmosferyczne, ale także jakość jedzenia. Wiadomo, że jeśli samica ma do wyboru padłego zająca oraz żywego, który ucieka, to wybierze zdechłego, bo zużyje na to dużo mniej energii. Jednak zając, którego zje, mógł paść z różnych powodów i leżeć tam bardzo długo. Później pojawiają się tego konsekwencje zdrowotne. Inną częstą przyczyną śmierci ptaków są wypadki komunikacyjne. Głównie myszołowy wpadają pod samochody, bo przesiadują na przydrożnych słupkach, wypatrując zdobyczy w niskiej trawie przy szosie lub wykorzystując okazje, kiedy ich ofiary wcześniej potrąci auto. Ptaki w hodowli żyją dłużej, ponieważ mają wyselekcjonowane pożywienie oraz nie grożą im naturalne zagrożenia. Poza tym wszystkie ptaki, które mamy, są z chowu zniewolonego. Nie znają życia na wolności i nie poradziłyby sobie. Jeśli ptak łowczy z hodowli osiągnie 60 procent sprawności polowania ptaka dziko żyjącego, to jest naprawdę wybitny. A ptaki biorące udział w pokazach mają tych umiejętności jeszcze mniej, bo są nauczone, że wystarczy parę razy machnąć skrzydłami, a jedzenie na rękawicy już będzie ich. I choć brzmi to dziwnie, ptaki pozyskane z legalnych hodowli mają w niewoli dużo lepsze warunki niż na wolności.

TAGI: