Życie na parkiecie

publikacja 30.01.2016 06:00

Projekt „Wodzirej”. Jest kimś, kto aktywizuje ludzi na imprezie, nie robiąc z nich pośmiewiska. Mówi, że prowadzi zabawę na poziomie, ale jednocześnie pełną szaleństwa.


Jedno z wesel Dawid prowadził razem ze swoją rodziną,
m.in. z córką Sarą Archiwum projekt „Wodzirej” Jedno z wesel Dawid prowadził razem ze swoją rodziną,
m.in. z córką Sarą

Jest ich w Polsce coraz więcej, bo zapotrzebowanie na usługi wodzirejskie rośnie. Prowadzą wesela, bale, festyny, imprezy dla dzieci. Są wszędzie tam, gdzie na imprezie oprócz włączenia muzyki potrzeba kogoś, kto w dobrym stylu rozrusza towarzystwo.

– Kiedyś na weselu funkcjonowała tylko orkiestra – mówi wodzirej Dawid Modrzejewski, który pięć lat temu stworzył w Lublinie projekt „Wodzirej”. – Potem gorsze orkiestry zaczęły tracić na rzecz didżejów. Ja dziś po kilku latach swojej działalności mam pełne ręce roboty i pracę daję także innym. 


Fatalny początek


Dawid z wykształcenia jest pedagogiem i animatorem kultury. – Zawsze interesowały mnie teatr i taniec. Zdawałem nawet swojego czasu do szkoły teatralnej – opowiada. 
Przez całe studia na pedagogice na UMCS należał do prowadzonego przez salezjanina ks. Mariusza Lacha teatru ITP KUL. – Ten teatr miał na mnie bardzo duży wpływ. Zrozumiałem, że chcę robić w życiu coś, co ma wartość nie tylko artystyczną, że chcę robić sztukę nie tylko dla sztuki. 
Jeszcze w czasie studiów, dzięki salezjanom, trafił do Czerwińska na warsztaty dobrej zabawy bezalkoholowej.

– Salezjanie podsunęli mi ten wyjazd, wiedzieli, że jestem animatorem. Zabrałem żonę i pojechaliśmy – wspomina. Tam poznał wielu wodzirejów, wśród nich Patryka. – Pracował jako wodzirej zawodowo. Po miesiącu od spotkania zaproponował mi współpracę – wspomina. – Miałem jechać na wesele, by samodzielnie je poprowadzić. Wesele było w Wiedniu. To było naprawdę traumatyczne przeżycie – śmieje się Dawid. – Nie znałem tych ludzi. Pojechałem z kolegą, który też nie miał żadnego doświadczenia. Wesele było w pałacu. Na dole były tańce, na górze jedzenie. Obiad trwał 3 godziny. Polacy, którzy tam byli, strasznie się denerwowali, że to się tak przeciąga. Swoją złość wyładowywali na mnie.

Gdy impreza już miała się rozpocząć, panna młoda stwierdziła że musi się przebrać. Miała wrócić szybko, ale tak się niestety nie stało. Ja nie zdołałem utrzymać zabawy w oczekiwaniu na nią. W sumie skończyło się tym, że nie dostałem takiego wynagrodzenia, na jakie się umawialiśmy. Byłem trochę rozżalony. Gdy wróciliśmy do Polski, Patryk wyciąg
nął z kieszeni pieniądze i dorzucił do sumy, którą w rzeczywistości miałem otrzymać – relacjonuje. 


Dać coś w zamian


Mimo pierwszej porażki Dawid nie zraził się pracą wodzirejską. Rozpoczął regularną współpracę z warszawskimi wodzirejami. – Zacząłem się na poważnie szkolić. Wziąłem udział w warsztatach wodzirejskich robionych przez ośrodek w Katowicach. To mnie bardzo rozpaliło – opowiada. Tam poznał ludzi, którzy 30 lat temu rozpoczęli nurt pracy wodzireja dobrej zabawy. Postanowił rozpocząć samodzielną działalność na Lubelszczyźnie.

– Najpierw znalazłem współpracownika, swojego pierwszego didżeja, potem bardzo mocno zabiegałem o to, by poprowadzić bal w duszpasterstwie akademickim na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pamiętam, jak zapukałem do jezuitów. Zapytali mnie, ile chcę za tę imprezę. Powiedziałem, że nie chcę nic. Chcę tylko na niej być, chcę ją prowadzić. Mojemu didżejowi zapłaciłem z własnych pieniędzy. Od tego momentu zacząłem mieć klientów. 
Po balu w duszpasterstwie powstała strona internetowa projektu „Wodzirej”. – Byłem pierwszym i jedynym człowiekiem w Lublinie, który pracował w takim stylu – Dawid nie kryje dumy. – W zasadzie do tej pory jestem jedyny – dodaje z uśmiechem. 


Styl pracy, który realizują Dawid i jego trzej współpracownicy, to styl – jak informuje wodzirej – wywodzący się z Katowic, który powstał z potrzeby pracy na imprezach bezalkoholowych. – Chodzi o to, by dać gościom coś w zamian na dobrym poziomie – podkreśla Dawid. – Wodzirej ma być osobą aktywizującą gości w dobry sposób, czyli nie w sposób sprośny, chamski. Nie wolno robić z kogoś widowiska. Mamy proponować zabawę na poziomie pełnym kultury, ale z drugiej strony – pełnym szaleństwa. Ja pokazuję, że możemy się świetnie bawić, i lubię swoją pracę, bo widzę w niej wartość. 


Zabawa ze scenariuszem


Projekt „Wodzirej” pracuje nie tylko na imprezach bezalkoholowych, bo jak mówi, imprezy bezalkoholowe to już niestety wydarzenia niszowe. Po 5 latach swojej działalności zaczyna być rozpoznawalny zarówno na Lubelszczyźnie, jak i w całej Polsce. – Tak działają polecenia – śmieje się. – To nie jest zasługa reklamy. Polecenia są najbardziej autentyczne – podkreśla. – W wakacje mieliśmy dwa wesela w Trójmieście. Zabraliśmy swoje rodziny, sprzęt, przyczepkę i zrobiliśmy sobie wakacje – opowiada. – Byliśmy pod Poznaniem, w Krakowie. Tu, na miejscu, mam bardzo dużo pracy, więc te imprezy, których nie mogę obsłużyć sam, przekazuję moim kolegom po fachu. 


Jak mówi, na każde wesele zawsze ma przygotowany konkretny scenariusz. – To jest bardzo ważna rzecz, bo nam daje komfort pracy i para młoda wie, co się będzie działo – zauważa. Każde wesele rozpoczyna korowodem i wiwatami na cześć pary młodej, sięgając do tradycji staropolskiej. – Ważnym elementem jest przedstawienie choćby pokrótce gości, bo to łamie lody. Przygotowujemy dobre zabawy i zajmujemy się także dziećmi, których na weselach jest zazwyczaj dużo. No i staramy się dbać o kulturę muzyczną.


Dawid jako wodzirej pracuje głównie w soboty. Od kwietnia do końca października każdą sobotę ma zajętą. Oprócz wesel obsługuje ogromne imprezy organizowane dla młodzieży. – W zeszłym roku na Balu Młodych KSM było 1,5 tys. osób. W tym roku pewnie będzie podobna liczba uczestników. Robiliśmy bal dla wolontariuszy, organizowany przez Caritas. Za pierwszym razem przyszło 300 osób, ostatnio już 600. Młodzież chce się fajnie i pozytywnie bawić – stwierdza. 
Kiedy nie ma wesel, są andrzejki, mikołajki, imprezy dla dzieci. – Nie prowadzimy tylko imprez integracyjnych – zaznacza. – One zazwyczaj są w piątki, a my w piątki nie pracujemy. Po pierwsze, ze względów religijnych nie chcemy w piątki obsługiwać tanecznych, dużych, suto zakrapianych alkoholem imprez, na których ludzie bawią się bez swoich żon i mężów, a po drugie, zauważyliśmy, że w sytuacji, gdy prowadzimy jedną imprezę po drugiej, ta druga jest znacznie gorsza. My czujemy się gorzej i dajemy gorszą jakość naszej pracy.


Dawid pracuje w każdą sobotę, ale jak podkreśla, nie robi tego sam. – Są: Arek, Jola i Dominik. To ludzie, którzy dosłownie spadli mi z nieba. Są moimi przyjaciółmi. Wyszkoliłem ich i cieszę się, że możemy razem robić coś dobrego – zaznacza.


Pomysł na dzieci


Samodzielnie jako wodzirej Dawid pracuje, tworząc Tańcobajkę. Od jakiegoś czasu dwa razy w tygodniu w lubelskich przedszkolach prowadzi dla dzieci zajęcia z tańca. – Chciałem mieć konkretną ofertę skierowaną specjalnie do dzieci, więc wymyśliłem Tańcobajkę. Jest to bajka, w której dzieci są aktorami. Dostają ode mnie gadżety, ja uczę ich prostych układów tanecznych, a one odtwarzają konkretne role. Aktualnie robimy „Czerwonego Kapturka”, więc dzieci wcielają się w Babcię, Czerwonego Kapturka, Gajowego, Wilka. W ciągu najbliższych dwóch tygodni wyjdzie pierwsza płyta z muzyką i autorskim tekstem do Tańcobajki – informuje.

Wodzirej nie spoczywa jednak na laurach. Już zaczyna pracować nad kolejnym tytułem. Tym razem będzie to „Kot w butach”. – Chciałbym Tańcobajkę promować w całej Polsce – mówi. – Byłem na warsztatach wodzirejskich i pokazałem to moim kolegom. Wielu z różnych rejonów Polski chce ode mnie kupić pomysł i realizować go u siebie. To naprawdę bardzo dobre narzędzie pracy dla kogoś, kto czuje zabawę z dziećmi. 
Dawid ma wiele pomysłów na to, jak dalej rozwijać Tańcobajkę. – Aktualnie jestem z programem zapraszany do domów kultury i przedszkoli. W ferie będę przez tydzień grał specjalne spektakle dla dzieci w Teatrze Andersena. To jest rzecz, która mnie bardzo pochłania, bo widzę, jak dzieci pasjonują się tymi zajęciami.


Projekt „Wodzirej” konkurencji się nie boi. – Prawdziwy wodzirej nie jest moim konkurentem, tylko kolegą po fachu, któremu ja mogę pomóc lub skorzystać z jego pomocy – podkreśla. Z tymi, którzy nazywają się wodzirejami, a w rzeczywistości z wodzirejstwem nie mają nic wspólnego, konkurować nie chce.


TAGI: