Niedostatek wyniszcza

ks. Rafał Pastwa

publikacja 19.02.2016 06:00

W 2015 roku w ramach pomocy społecznej wsparcie uzyskało 
9871 rodzin z Lublina,
 co przełożyło się
na 20 130 osób żyjących w tych rodzinach. 
To jak całkiem spore miasteczko. A przecież statystyki to nie wszystko.

Gabrysia, uczestniczka projektu „Społeczna lodówka” w Lublinie ks. Rafał Pastwa /Foto Gość Gabrysia, uczestniczka projektu „Społeczna lodówka” w Lublinie

Wyprawa do sklepu spożywczego pociąga za sobą spore koszty, zwłaszcza w przypadku dużej rodziny. Kupione za sto złotych produkty żywnościowe można zmieścić dziś do jednej torby. Nic więc dziwnego, że wiele osób borykających się na co dzień z problemami finansowymi nie może pozwolić sobie na zbytek, a często nawet na wykonanie podstawowych zakupów. Dla wielu ten problem nie istnieje, rzadko mamy do czynienia z osobami, dla których jedzenie stanowi produkt ekskluzywny. Dlatego warto zwrócić uwagę na akcję pod nazwą „Społeczna lodówka”. To pierwsze tego typu przedsięwzięcie w Lublinie.


Akcja została zapożyczona z Hiszpanii. Tam do lodówki można włożyć żywność, która mogłaby się zmarnować w domach czy restauracjach. Korzystają z niej potrzebujący. Otwierają ustawioną na ulicy lodówkę, biorą jedzenie, które ktoś wcześniej włożył, zamykają lodówkę. Przy ul. Bernardyńskiej 5, w siedzibie katolickiego stowarzyszenia „Agape”, lodówka już działa. Teraz czeka na zapełnienie.


Armia potrzebujących


Według danych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie liczba osób potrzebujących wsparcia nadal jest znaczna. MOPR na podstawie określonych ustaw wspiera zarówno potrzebujące osoby, jak i całe rodziny. – W 2015 r. w ramach pomocy społecznej wsparcie uzyskało 20 130 osób. Były to zasiłki, usługi opiekuńcze, zabezpieczenia schronienia, zabezpieczenia posiłku. Jeśli chodzi o świadczenia rodzinne, czyli zasiłki, dodatki, w tym tzw. becikowe, to ze wsparcia skorzystało ok. 9 tys. rodzin. Tych danych oczywiście nie sumujemy – wyjaśnia Magdalena Suduł, rzecznik MOPR.

W stosunku do 2014 r. zanotowano nieznaczny spadek liczby osób korzystających z pomocy społecznej. Jednak nie istnieją dane, które pozwoliłyby określić tego przyczynę. – Nie wiemy, ile osób odnalazło się na rynku pracy, a ile wyjechało za granicę – dodaje pani rzecznik.


Stop marnotrawstwu


Przy niedostatkach wielu osób i rodzin dochodzi problem marnowania żywności, która nie została skonsumowana. Z punktu widzenia ekonomii niekiedy taniej jest zniszczyć nadwyżkę żywności aniżeli przekazać ją potrzebującym. Transport oraz czas poświęcony na taką operację wielu firmom, instytucjom czy nawet osobom prywatnym jest nie na rękę.

– Ale tu chodzi o ideę, nie o czystą ekonomię. Przygotowaliśmy lodówkę, która czeka na zapełnienie. W wielu miastach pojawiły się takie pomysły, ale jeszcze nigdzie nie udało się tego projektu zrealizować. Z lodówki może skorzystać każdy, ten dający i potrzebujący. Jednak ze względu na obowiązujące prawo w lodówce społecznej przy ul. Bernardyńskiej 5 będą mogły znaleźć się tylko produkty wcześniej zakupione w sklepie, z odpowiednią datą ważności i zapakowane – mówi Anna Łoś, członek zarządu stowarzyszenia „Agape”.


Nagłe przypadki


Najpierw z lodówki społecznej skorzystają osoby, które na co dzień są klientami ośrodka przy Bernardyńskiej. – Chcemy, żeby ta żywność trafiała do osób w szczególnie trudnym położeniu. Bardzo często trafiają tu ludzie, którzy nagle znaleźli się w beznadziejnej sytuacji. Aby otrzymać pomoc z opieki społecznej, należy przejść procedury, które trwają, a pomocy potrzeba natychmiast – mówi Teresa Czechowska, pracownik socjalny przy stowarzyszeniu „Agape”.

Pani Teresa ma również uprawnienia do pracy z ofiarami przemocy. – Na każdym dyżurze zgłaszają się osoby, którym mogłabym zaproponować żywność z tej lodówki. Są to osoby pracujące, oszukiwane przez pracodawców, nieotrzymujące wynagrodzenia na czas. Są to kobiety, które samotnie wychowują dzieci, a nie otrzymują alimentów. Przy zasiłku z MOPR-u trudno utrzymać siebie i dzieci. One walczą o pracę, o żłobek lub przedszkole dla dzieci, na jedzenie często im brakuje – wyjaśnia.

Do stowarzyszenia zgłaszają się ludzie, którzy dużo pieniędzy wydają na leki. Mają do wyboru kupić żywność albo lekarstwa. – Zaczęliśmy również współpracę z bankiem żywności. Jedzenie przywieźliśmy prywatnymi samochodami, sami je rozładowaliśmy, bo na transport nie ma środków. Jednak mogliśmy pomóc wielu osobom – tłumaczy.


Zrozumieć biedę


Niektórzy nieprzychylnym okiem patrzą na pomoc osobom, które nie potrafią lub nie chcą zmienić swojego życia. Zdaniem T. Czechowskiej jest to nieuzasadnione, gdyż niezaradność życiowa jest zazwyczaj następstwem trudnych doświadczeń, jakie miały miejsce w domu rodzinnym: przemocy, uzależnień, niewydolności opiekuńczo-wychowawczej. – Jest też zjawisko dziedziczenia biedy, gdy z pomocy społecznej korzysta kolejne pokolenie. Należy wspierać obie grupy i starać się je aktywizować – podsumowuje T. Czechowska.