Krwiobieg miłości

Agnieszka Małecka

publikacja 01.03.2016 06:00

– Kiedy człowiek jest chory, nic go nie cieszy. Widzi wszystko w szarych odcieniach. Po przeszczepie człowiek zaczyna zauważać piękno tego świata... kwiaty, niebo mają znacznie lepszy kolor – przekonuje pan Adam.

Przeszczepom mogą być poddawane takie organy jak: nerka, wątroba, trzustka, płuco, jelito, serce, a także tkanki Agnieszka Małecka /Foto Gość Przeszczepom mogą być poddawane takie organy jak: nerka, wątroba, trzustka, płuco, jelito, serce, a także tkanki

Co skłania człowieka, by opowiedzieć o swojej chorobie i „darowanym nowym życiu”? – Wdzięczność – odpowiada Adam Wyżykowski z okolic Płocka, który przeszedł dwukrotny przeszczep nerki.

Dzieciństwo z aparaturą

– To było w 1982 roku, w drugi dzień świąt Wielkiej Nocy, w lany poniedziałek, jakaś 5.00 czy 6.00 – pan Adam dokładnie przypomina sobie moment, gdy przyszła informacja ze szpitala, że znaleziono dla niego dawcę nerki. Był wtedy 11-latkiem i miał za sobą już ponad trzy lata dializowania i oczekiwania na przeszczep. Dojazdy z rodzinnego Siecienia do Warszawy trzy razy w tygodniu i same przewlekłe dializy pochłaniały całe dnie.

– To nie były takie zabiegi jak teraz. Dzisiaj to jest, można powiedzieć, bułka z masłem, ale wtedy dializatory nie miały jeszcze takiej wydajności oczyszczającej. Dlatego tak długo to trwało, a pacjenci zwykle źle to znosili. Po siedmiu godzinach i wyspaniu się człowiek nadal był nie do życia. Organizm był właściwie stale zatruty. Pamiętam, że w przerwie między piątkiem a poniedziałkiem, już w niedzielę, bardzo chciało mi się spać. To była wegetacja. Byle przetrwać do dializy, a potem sam zabieg – opowiada pan Adam. Do tego dochodziła drakońska dieta: niewiele owoców i warzyw, jak najmniej mięsa; słowem: ograniczanie się niemal we wszystkim, bo chore nerki nie filtrują prawidłowo krwi i nie usuwają samodzielnie nadmiaru płynów i produktów przemiany materii.

Na ten pierwszy w życiu przeszczep czekał trzy i pół roku, co – jak na tamte czasy – nie wydaje się szczególnie długim okresem. Nie było euforii, raczej rodzaj ulgi. Nareszcie! – Mama uderzyła w płacz, pewnie w pierwszej chwili ze szczęścia, że udało się doczekać, ale później pewnie był niepokój, co będzie dalej. Tata przywoływał ją do porządku. Może dlatego, że był przygotowany jako dawca spokrewniony, chociaż po różnych badaniach okazało się, że nie może mi oddać nerki – opowiada Adam Wyżykowski.

Cała rodzina miała około 15 minut, by się spakować i przygotować do wyjazdu karetką, która już pędziła z Płocka do Siecienia. – Lęk przychodzi dopiero na stole operacyjnym. Jest ogromne zdenerwowanie, gdy mają cię uśpić, bo nie wiadomo, czy wszystko dobrze się skończy. Usnąłem, ale nic mi się nie śniło. Była ciemność. Potem najgorsza była pierwsza doba, bo człowiek był „pokrojony” i jeszcze działała narkoza. Rana pooperacyjna, która znajdowała się na brzuchu, była dość duża. Z czasem było lepiej. To jest nie do wiary, jak człowiek szybko się regeneruje – wspomina pan Adam.

Ta pierwsza przeszczepiona nerka spełniała swoje zadanie ponad 8 lat, chociaż był to czas okupiony częstymi pobytami w szpitalu. Z czasem narząd zaczął przynosić pacjentowi więcej szkody niż pożytku i trzeba było wrócić na dializy. Drugą transplantację pan Adam przeszedł w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus.

– Mój organizm już o wiele lepiej reagował. Gdy wychodziłem w lipcu do domu, powiedziałem pani doktor, że to już jest inny świat. Kiedy człowiek jest chory, to widzi wszystko szaro, ponuro. Nawet w maju – no tak, jest ładnie, ale... Wiecznie jest to „ale”. Dopiero po tym przejściu widzi się piękno świata, że te kwiaty mają trochę lepszy kolor, że ta łąka jest piękna i woda, jezioro... – wyznaje pan Adam.

Życie ma smak

Nie było konkretnego momentu, który można skwitować okrzykiem: „Hura, udało się!”. Żyjąc po przeszczepie, trzeba mieć cały czas rękę na pulsie, nie wolno odstawiać leków, ale można się cieszyć każdym dniem. – Po przeszczepie człowieka rozpiera energia. Można powiedzieć, że dopiero wtedy widzi on, ile może i że nic go nie ogranicza w siłach. Owszem, są dni, że wszystko wydaje się do niczego. Ale z plusów i minusów przeważają te pierwsze, bo w gruncie rzeczy mogę jechać, gdzie chcę – mówi z uśmiechem mieszkaniec Siecienia.

Po drugiej transplantacji uczestniczył 7 razy w pielgrzymce rowerowej z Włocławka do Częstochowy, był na kanonizacji s. Faustyny w Rzymie, w ubiegłym roku wybrał się z krewnymi na Ukrainę, by zobaczyć miejsce pochówku swojego bohaterskiego przodka, a teraz marzy o wyprawie do Japonii. Pojawiając się w szpitalu, przy okazji badań, zagląda czasem na oddział nefrologii, by pokazać innym pacjentom, że warto walczyć i czekać na przeszczep.

Czy myśli o osobach, od których otrzymał nerki? – Może nie rozmyślam stale o dawcach, chociaż czasem przeleci taka myśl, to jednak wdzięczność jest ogromna. Im dłużej żyję, tym bardziej cenię i ten pierwszy, i ten drugi dar. Gdyby nie oni, ich rodziny, decyzja i świadomość, to już od lat 80. mógłbym nie żyć. Za to życie jest się odpowiedzialnym. Swoje mógłbym stracić, ale ktoś mi powierzył kawałek siebie albo swojego bliskiego – mówi pan Adam.

Konkretnym gestem pamięci są Msze w intencji dawców w rocznicę każdej transplantacji. Jest też wdzięczność dla tych, którzy pomagali na każdym etapie choroby: lekarzy, pielęgniarek i rodziców, ignorujących głosy, że dializowanie i walka o przeszczep są dodatkową męczarnią dla, jak się wydawało, umierającego dziecka.

Wyraźne „za” lub „przeciw”

Impulsem do podzielenia się swoją historią dla pana Adama była również nagłośniona szeroko rocznica pierwszej transplantacji. W tym roku mija 50 lat, odkąd w Polsce dokonano pierwszego udanego przeszczepu nerki. Na Mazowszu przez ostatnie pięć lat działał program „Partnerstwo dla transplantacji w województwie mazowieckim”, w ramach którego utworzono stanowiska koordynatorów transplantacyjnych w szpitalach i prowadzono kampanię społeczną na rzecz dawstwa narządów. W Ciechanowie i w Płocku organizowano sesje naukowe i szkolenia dla personelu medycznego poświęcone transplantacji. W tym roku natomiast Ministerstwo Zdrowia zainicjowało kampanię pod nazwą „Zgoda na życie”, propagującą transplantację narządów oraz dawstwo szpiku i innych tkanek.

Takie kroki świadczą o tym, że o przeszczepach wciąż niewiele wiemy i za mało o tym rozmawiamy. Skąd ten opór? Zdaniem psycholog Aleksandry Stupeckiej unikamy rozmowy z bliskimi za życia o ewentualności przeszczepu, bo obawiamy się, że samą rozmową o śmierci w pewien sposób ściąg- niemy ją na siebie. Bezpieczniej wydaje się o niej nie mówić.

Sama kwestia decyzji na pobranie narządu bliskiego zmarłego jest sprawą delikatną. Czasami rodziny nie wyrażają na to zgody. – Mam wrażenie, że rodzina potencjalnego dawcy czuje zbyt duży ciężar odpowiedzialności za decyzję o oddaniu narządów bliskiej osoby. Jest też kwestia głęboko zakorzenionego w naszej kulturze szacunku do ciała człowieka, który nie pozwala nam podjąć decyzji o pozbawianiu bliskiej osoby jakiejś istotnej części, „rozczłonkowaniu jej” – wyjaśnia psycholog z Centrum Psychologiczno-Pastoralnego „Metanoia” w Płocku.

Dlatego tak ważna jest zwykła rozmowa w domach i wzajemne poznanie swoich opinii na ten temat. W Polsce obowiązuje zasada zgody domniemanej na pobranie narządów pod warunkiem, że za życia zmarły nie wyraził pisemnej deklaracji sprzeciwu, który można złożyć w warszawskim Centrum Koordynacyjno-Organizacyjnym do spraw Transplantacji (Poltransplant). Jednak w sytuacji krytycznej lekarz będzie pytał rodzinę, czy tragicznie zmarły za życia był zwolennikiem transplantacji. Zrobi to po zakończeniu procedury orzekania o zgonie, którą przeprowadza zespół specjalistów: anestezjolog, neurochirurg i neurolog. Rodzina ma prawo do wyrażenia sprzeciwu i trzeba je uszanować.

W tym kontekście warto przypomnieć jednak sam tytuł słowa biskupów w sprawie przeszczepiania narządów z 23 września 2007 r., który brzmiał „Nadprzyrodzony krwiobieg miłości”. W dokumencie tym czytamy m.in. taką zachętę: „Rodziny osób tragicznie zmarłych prosimy, by w swoim bólu i smutku nie zapominały, że organy bliskich mogą uratować życie chorym czekającym na transplantację”. Kiedyś taka właśnie czyjaś decyzja podarowała nowe życie panu Adamowi i innym osobom, które są po przeszczepie.

TAGI: