Miłość dobra na wszystko

Agnieszka Otłowska

publikacja 15.02.2016 06:00

Zakochali się w trzy dni... i tak im zostało aż do dziś. Przeżyli ze sobą ponad pół wieku i nadal trwają w tym samym uczuciu. Nie, to coś więcej niż uczucie!

Longina i Leszek Glinkowie z Węgry k. Przasnysza przeżyli razem 52 lata w sakramentalnym  związku małżeńskim Agnieszka Otłowska /Foto Gość Longina i Leszek Glinkowie z Węgry k. Przasnysza przeżyli razem 52 lata w sakramentalnym związku małżeńskim

Wielu powie, że miłość to wspólny ból, cierpienie, radość i nadzieja, to wspólne przeżywanie. Może na tę ostatnią cechę miłości wskazaliby państwo Longina i Leszek Glinkowie z Węgry.

Od pierwszego spotkania

– Nie ukrywam, że modliłam się o dobrego męża – mówi pani Longina. – Ufałam, że jeśli będę wiernie o to prosić, Pan Bóg mi go da – mówi. – Pewnego razu brat przywiózł mi kawalera, nie spodziewałam się, że ten, który pierwszy raz mnie odwiedzi, zostanie moim mężem. A jednak, po tym pierwszym spotkaniu wszystko potoczyło się jak lawina.

– Kiedy zobaczyłem młodą Longinę, jak śpiewała piosenkę „Laura i Filon”, od razu zauroczył mnie jej głos – przyznaje pan Leszek. – Coś we mnie pękło. Od pierwszej chwili wiedziałem, że to kobieta mojego życia. Poczułem, że to właśnie ona musi zostać moją żoną i matką naszych dzieci – dodaje.

Choć znali się zaledwie trzy dni, pan Leszek nie odkładał na później zaręczyn. Postanowił działać szybko i zdobyć serce pani Longiny. – Pamiętam, że po trzech dniach naszej znajomości poprosiłem ją o rękę, a ona zgodziła się, i wzięliśmy ślub – wspomina pan Leszek. – Nie chciałem czekać. Wiedziałem, że to jest właśnie ta jedyna. Nie ukrywam, że przyśpieszony ślub był wtedy ucieczką przed wojskiem – uśmiecha się.

– Znaliśmy się dość krótko, a wtedy czasy były zupełnie inne niż dziś. Więc chyba mogę powiedzieć, że miłość tak naprawdę rodziła się po ślubie – przyznaje pani Longina. – Człowiek docierał się w codzienności, a dzisiaj, jak się młodzi poznają, to potem okazuje się, że to uczucie się wypala zaraz na początku i każde z nich idzie potem inną drogą – dodaje.

Wspólnymi siłami dochodzili więc państwo Glinkowie do tego, co dzisiaj nazywają domowym bogactwem. Nie ukrywają, że choć towarzyszyła im miłość, to i tak na swojej drodze napotykali kłótnie, gniew i chwile zwątpienia, lecz były i całusy, i szczęście z bycia razem.

– W każdej chwili naszej codzienności staraliśmy się być ze sobą blisko – przyznaje pan Leszek. – Nawet gdy chodziliśmy do pracy na roli czy zbieraliśmy drzewo do palenia. Dużo spacerowaliśmy. Przy tym wszystkim nigdy nie marnowaliśmy czasu przeznaczonego na modlitwę. Zawsze dziękowaliśmy Bogu za siebie nawzajem – wyznaje pani Longina. – Odwiedzaliśmy także sanktuarium na Jasnej Górze, corocznie braliśmy udział w odpuście ku czci św. Stanisława Kostki w Rostkowie – to były ważne rodzinne i religijne przeżycia – dodaje.

Jak jest rozum...

Wychowali trójkę dzieci. Życie ich nie rozpieszczało. Jednak wspólnymi siłami dali im jak najwięcej miłości. – Zawsze czuliśmy nad sobą opatrzność Bożą. Bóg zawsze nad nami czuwał i nigdy nie pozwolił nam, choćby poprzez kłótnie, przekreślić spędzonych wspólnie chwil – wyznaje pani Longina. – Jak jest rozum, to jest i miłość, a jak go zabraknie, to miłość się ulatnia – dodaje pan Leszek.

Zdaniem doświadczonych małżonków, ślub powinien być umocnieniem i przypieczętowaniem prawdziwej miłości. – Mimo wielu prób, ja wciąż kocham mojego męża, był i jest nadal dla mnie oparciem. Mogę na niego liczyć w każdej chwili – przyznaje z uśmiechem pani Longina. – Nawet kiedy te złe chwile czasem trwały dłużej, czuliśmy, że Bóg otacza nas swoją opieką – przyznaje pan Leszek. – Błogosławieństwo, którego udzielił nam na ślubie, trwa nad nami do dziś – mówią z przekonaniem małżonkowie.

Każdą rocznicę ślubu starają się świętować razem ze swoimi dziećmi, wnukami i prawnukami. – Ten dzień jest wyjątkowy. Zawsze zamawiamy wtedy Mszę św. – przyznają.

Czym dzisiaj jest dla nich miłość? – Miłość to dar, który niesiesz drugiemu: mężczyźnie, kobiecie, dziecku, i to, że kogoś drugiego obdarowujesz, czynisz szczęśliwym – mówi pani Longina. – To też coś trudnego, bo w miłości nie od razu widzi się owoce, zrozumienie, wzajemność. Dlatego miłości nie można się nauczyć w jednej chwili, można ją odkryć, najczęściej odkrywamy ją przez całe życie – dodają oboje.

Zapytaliśmy więc małżonków, jaka jest ich recepta na udane małżeństwo? – Nigdy nie może zabraknąć rozmowy. Ona jest dobra na wszystko – przyznają. – Życie jest zbyt krótkie, aby występowały w nim smutne dni. Zaufanie to podstawa zgodnego związku, a przy tym wszystkim trzeba pamiętać o Bogu, który jest obecny w zawartym sakramencie. Dlatego nigdy nie powinno się Go wyrzucać ze swojego życia – dodają państwo Glinkowie.

TAGI: