Życie w organistówce i stodole

Marta Deka, Krystyna Piotrowska

publikacja 24.02.2016 06:00

Jego działalność bardzo dobrze wpisuje się w trwający Rok Miłosierdzia. W prowadzonym przez nie Środowiskowym Domu Samopomocy podopieczni odrywają się od szarości codziennych dni, a ich życie nabiera sensu.

 W tym miejscu wszyscy czują się jak w domu. Z lewej ks. Sławomir Matyga Krystyna Piotrowska /Foto Gość W tym miejscu wszyscy czują się jak w domu. Z lewej ks. Sławomir Matyga

Jasionna to wieś malowniczo położona w południowo-zachodniej części województwa mazowieckiego w powiecie białobrzeskim. W jej centrum stoi drewniany kościół z drugiej połowy XVII wieku, ale parafia swoje początki miała tu już ok. roku 1400. Od 2011 roku proboszczem parafii pw. Zwiastowania NMP jest ks. Sławomir Matyga. To duszpasterz, który czuje i realizuje misję pomagania ludziom, szczególnie tym jakoś naznaczonym przez los. Uczył w schronisku dla nieletnich, a teraz dojeżdża dwa razy w tygodniu (do pokonania ma – bagatela – 60 km w jedną stronę) do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Kolonii Szczerbackiej. Jako absolwent resocjalizacji dobrze rozumie podopiecznych tych placówek i wie, jak im pomóc.

Budynki, które żyją

Od chwili, kiedy bp Zygmunt Zimowski mianował w 2008 roku ks. Matygę administratorem parafii w Jasionnie, ten zastanawiał się, w jaki sposób zagospodarować należące do niej budynki – dawną organistówkę i znajdującą się obok stodołę. Jako człowiek czynu założył Katolickie Stowarzyszenie „Serca dla serc”. To ono wpadło na pomysł, jak wykorzystać te parafialne nieruchomości. – Gdy udało się założyć stowarzyszenie, skorzystaliśmy z projektu utworzenia Środowiskowego Domu Samopomocy z wykorzystaniem tych budynków. Użyczyłem ich jako proboszcz w nieodpłatne korzystanie przez ŚDS przez 20 lat. Dzięki temu one teraz żyją – mówi ks. Matyga, prezes Katolickiego Stowarzyszenia „Serca dla serc” w Jasionnie.

Budynki zostały wyremontowane. Dawna organistówka – biały parterowy dom z artystycznie oprawionymi oknami – wygląda trochę jak z bajki. Przed drugim stoją niewielkie ceramiczne rzeźby – dzieła podopiecznych, wykonane pod okiem instruktorów. Stowarzyszenie, otwierając ŚDS – dzienny dom pobytu dla osób niepełnosprawnych – stworzyło im w pewien sposób drugi dom. Tu doświadczają ciepła, serdeczności, czują, że są potrzebni, odkrywają pasje, o których nie mieli pojęcia, otwierają się na świat i ludzi, nabierając chęci do życia.

Dom, ze względów lokalowych, może przyjąć tylko 30 osób, a chętnych jest więcej. Przyjeżdżają tu z całego powiatu białobrzeskiego, bo do tej pory to jedyny taki dom w okolicy. Pensjonariusze do swojej dyspozycji mają 4 pracownie: informatyczną, kulinarną, manualną i – do niedawna – pracownię witrażu. Ta, ze względów finansowych, została zastąpiona pracownią muzyczną. Jej zalążki stworzył już wcześniej Dariusz Religa, kierownik ŚDS. Muzyka jest jego pasją. Gra na instrumentach klawiszowych, gitarze, akordeonie, również śpiewa. Niemal rok temu założył zespół muzyczny NARA, w którego składzie znalazło się 7 podopiecznych placówki. Zespół ma na swoim koncie pierwsze sukcesy. Występował w kilku miejscach w Polsce na festiwalach i przeglądach. W styczniu poza konkursem koncertował na I Festiwalu Kolęd i Pastorałek Środowiskowych Domów Samopomocy Województwa Mazowieckiego. Stowarzyszenie „Serca dla serc” było pomysłodawcą i organizatorem tej imprezy.

– Nasi podopieczni odrywają się od szarości życia codziennego. Są tu wśród ludzi, a w domu praktycznie spędzaliby czas przed telewizorem. Korzystają tu m.in. z różnych terapii, wyjazdów, wycieczek, zajęć sportowych. Gwarantujemy im gorący posiłek, który jest przygotowywany w ramach działań terapeutycznych prowadzonych w pracowni kulinarnej. Przygotowujemy ich do tego, by mogli w miarę samodzielnie funkcjonować – wyjaśnia D. Religa.

Ks. Sławomir zdaje sobie sprawę z tego, że ŚDS jest dla niektórych jego podopiecznych przejściowym etapem w życiu. – Naturalnym procesem już po trzech latach terapii jest osiągnięcie przez nich zdolności do wykonywania pracy w Zakładzie Aktywności Zawodowej. Mogą tam pracować pod okiem odpowiedzialnych osób, wykonując usługi na rzecz społeczności. Staramy się o utworzenie ZAZ. Nasi podopieczni mogliby tam znaleźć zatrudnienie bez rezygnowania ze świadczeń, które mają przyznane. Dla nich to kolejny awans – mówi proboszcz.

Papier jak wiklina

W organistówce w godzinach zajęć panuje nieustannych ruch. Z kuchni pachnie przygotowywana na obiad zupa. Obok, w przestronnym pomieszczeniu, przy dużych stołach wre praca. Pod okiem instruktorów i terapeutów pensjonariusze w miarę swoich możliwości i zdolności wykonują różne użyteczne prace. Dwie osoby do małych koszyczków wkładają porwane na kawałki papierki. Tak ćwiczą mięśnie rąk i koordynację ruchową. Chłopak z zespołem Downa pokazuje, jak zwijać i sklejać kawałki gazety, posługując się drutem, aby zrobić z nich cienkie rurki. Tak powstaje materiał, który służy do wyplatania, niczym z wikliny, różnych ciekawych rzeczy, np. pudełek czy dzwoneczków.

Ten chłopak, gdy trafił do ŚDS, nie mówił. Teraz jest w stanie wypowiedzieć kilka słów. Jest bardzo uczynny, pomaga, gdzie tylko może. Widać, że jest szczęśliwy i czuje się potrzebny. Ale nie on jeden może pochwalić się niemal życiowymi postępami, które były możliwe dzięki obecności w tej wspólnocie i prowadzonej tu skutecznej terapii. Zajęcia plastyczne odbywają się obok, w drugim budynku – dawnej stodole. Prowadzi je plastyk. Na półkach stoją gotowe prace. Trudno uwierzyć, że w większości ich autorami są osoby niepełnosprawne.

Zajęcia w ŚDS trwają od poniedziałku do piątku. Ale gdyby odbywały się w soboty i niedziele, to jego podopieczni stawialiby się na nie w komplecie. Oni są tu jak jedna wielka rodzina.

Według przepisów obowiązujących w ŚDS, na trzech podopiecznych musi przypadać jeden opiekun. Niepełnosprawni w Jasionnie mają ich więcej. To dzięki wolontariuszom, którzy przychodzą tu, gdy tylko mogą. – W październiku 2014 roku przy naszym stowarzyszeniu udało się zawiązać Centrum Wolontariatu Strefa Młodych „Razem ponad Niebo”. Młodzi nie są członkami stowarzyszenia. Mają swój zarząd. To była ich wewnętrzna potrzeba utworzenia czegoś, co będzie ich łączyło, gdzie będą wspólnie działać. Mamy z nimi podpisane prawne umowy wolontariackie, stanowiące podstawę do tego, by kiedyś w CV mogli wpisać sobie tę działalność jako staż pracy. Oni chcą bezinteresownie pomagać. Mają już na swoim koncie imponujące osiągnięcia. Są zapraszani do organizowania i prowadzenia różnych spotkań z dziećmi – mówi ks. Matyga.

Wymiana wolontariuszy

Na początku zebrało się kilkoro młodych ludzi. Chcieli coś robić, zaistnieć w parafii. Zgłosili się do proboszcza, a ten skontaktował ich z Katarzyną Goździk, młodą prawniczką, która później została ich koordynatorką. I zaczęli działać. – Wolontariat daje nam wiele możliwości, poznajemy ludzi, uczymy się współpracy i zaczęliśmy istnieć w środowisku lokalnym – mówi Julia Leśnowolska.

Emil Komorek podkreśla, że wolontariat daje szansę rozwoju. – To, że tu działamy, możemy później wpisać do swojego CV. A to, co robimy, jest dobrze oceniane w parafii – zaznacza. – Spotykamy się też z niepełnosprawnymi, robimy z nimi zadania plastyczne, rozmawiamy i bawimy się. Tu uczymy się odpowiedzialności, pewności siebie i tego, jak pomóc osobom chorym, jak się przy nich zachować – opowiada Angelika Gumowska. Michał Wąsik dodaje, że poznając nowe osoby, ma szersze spojrzenie na świat i może się rozwijać. Agata Gumowska opowiada o tym, co do tej pory udało się wolontariuszom zrobić. Jak na tak krótki okres działalności, zebrało się tego dość sporo, m.in. festyn charytatywny, bale i zabawy organizowane dla dzieci, pomoc w ŚDS. Teraz organizują ferie dla dzieci. Żeby mieć na nie pieniądze, sprzedawali własnoręcznie wykonane znicze. – Tu mogę się realizować – mówi Agata.

Chęć pomagania innym przyciągnęła do grupy wolontariuszy również Kacpra Kacprzaka. Jest ministrantem, a zanim dołączył do wolontariackiego grona kolegów i koleżanek, musiał przejść okres próbny. – Dobrze jest zobaczyć uśmiech na twarzy kogoś, komu się pomogło – podsumowuje.

Młodzież, wzorem swojego duszpasterza, wciąż szuka nowych pomysłów do realizacji. Niedawno Strefa Młodych uruchomiła nowy projekt – „Pośredniak”. Jest to strona internetowa, z której można się dowiedzieć o działalności wolontariuszy. Może ona też ułatwić z nimi kontakt różnym organizacjom i placówkom oświaty, gdyby potrzebni byli tam ochotnicy do pomocy. Ksiądz, gdy ma tylko wolną chwilę, idzie do podopiecznych ŚDS. Zna ich wszystkich bardzo dobrze.

– Od tych ludzi uczę się otwartości serca. Oni, co myślą, to mówią. Jeśli coś im nie pasuje, nie boją się tego wyartykułować. Wszyscy uczymy się tu prostolinijności, naturalności. Moim zadaniem jest tworzenie rodziny parafialnej i ŚDS-owskiej. To taka wymiana. Oni robią artystyczne rzeczy, parafianie je kupują, a wolontariusze są w tym wszystkim łącznikiem – pomagają i w naszym domu, i w parafii.

Wolontariusze pokazują również naszym parafianom, że można pomagać bezinteresownie. To oni m.in. zorganizowali festyn na rzecz porażonego prądem chłopca. Zebrali w naszej małej parafii prawie 8 tys. zł – mówi z dumą proboszcz.

TAGI: