Świat w mikrowymiarze

ks. Tomasz Lis

publikacja 18.02.2016 06:00

Tutaj liczą się: precyzja, wiedza i cierpliwość. Odtwarzając modele okrętów, samolotów, czołgów i samochodów, rozwijają swoje umiejętności i zdolności oraz zdobywają cenne medale.

Tomasz Ciach ze swoimi najpiękniejszymi żaglowcami ks. Tomasz Lis /Foto Gość Tomasz Ciach ze swoimi najpiękniejszymi żaglowcami

Pod koniec ubiegłego wieku modelarstwo kartonowe było modną pasją młodego pokolenia dorastających chłopców. Konstrukcyjnego bakcyla najczęściej łapali na szkolnych zajęciach praktyczno-technicznych. Dziś ten przedmiot zastąpiono informatyką, a konstrukcyjne zainteresowania pochłonęło komputerowe programowanie. Modelarnie jednak nie opustoszały, wręcz przeciwnie – z roku na rok powstają nowe, gdzie młodzi konstruktorzy próbują swoich sił w kartonowych, plastikowych i drewnianych modelach.

– Modelarstwo zaczyna wracać na nowo do łask młodego pokolenia, ale nie tylko. Do swoich młodzieńczych pasji wracają także modelarze w dojrzałym wieku. Wielu młodych, widząc piękne modele u swoich kolegów czy w sklepach, sięga po nie, aby spróbować sił i zmierzyć się z konstruktorskim wyzwaniem. Na pewno jest to dobra alternatywa na odciągnięcie ich od komputera i pobudzenie kreatywnego myślenia oraz wypracowania zdolności manualnych – podkreśla Tomasz Ciach, instruktor w kole modelarskim w sandomierskim katoliku.

Od półki do pucharów

Na zapleczu pracowni na półkach stoją piękne modele żaglowców. Choć dużo mniejsze od oryginałów, są precyzyjnie zbudowane. Można podziwiać dokładnie odtworzoną sieć olinowania i pięknie rozłożone żagle, jakby okręt miał za chwilę wychodzić w morze. – Modelarstwem zajmuję się praktycznie od dziecka. Kiedyś nie było fachowych modelarni ani instruktorów. Doświadczenie zdobywało się samemu, sklejając w domu modele z kartonu wydawane w „Małym Modelarzu”. Każdy czekał na kolejny numer i nie było łatwo go zdobyć – wspomina pan Tomasz.

Pierwsze modele kleili z kolegą, który właśnie przy modelarstwie złapał lotniczego bakcyla, potem skończył dęblińską szkołę i obecnie jest pilotem. W dodatku nadal jest czynnym modelarzem. Jak wspomina, pierwszym modelem kartonowym, który skleił, był lodołamacz radziecki „Krasin”. Przez lata klejone egzemplarze kładł na domową półkę, jednak z czasem przyszła myśl, aby swoje kartonowe cuda pokazać szerszej publiczności.

– U wielu osób ta pasja nie przechodzi z wiekiem, ale się pogłębia jak choroba – dodaje z uśmiechem. – Tak jest w moim przypadku. W szkole średniej ta pasja dojrzewała i chyba w 2006 r. zacząłem jeździć na zawody, prezentując swoje modele. Specjalizuję się w modelach żaglowców. Wymagały one wiele pracy i cierpliwości oraz zdobywania dodatkowej wiedzy, aby wykończyć je bardzo precyzyjnie i w sposób jak najbardziej zbliżony do oryginału – dodaje.

Najpierw startował na wystawach krajowych, gdzie szybko doceniono jego mistrzowską klasę. Zdobywając kolejne punkty na wystawach, uzyskał kwalifikację do kadry narodowej i mógł zaprezentować się na arenie międzynarodowej. – Od 2008 r. jestem w kadrze i odwiedziłem z moimi modelami kilka konkursów. Już pierwszego roku zdobyłem tytuł wicemistrza świata na zawodach w Czechach. Został tam doceniony mój model żaglowca HMS Victory. Następnie w Dortmundzie na konkursie modelarskim zająłem drugie miejsce za bardzo trudny w wykonaniu żaglowiec – kliper herbaciany Cutty Sark – opowiada doświadczony modelarz. To te modele zajmują szczególne miejsce pośród całej kolekcji modelarza.

Pasja, która rozwija

Pan Tomasz swoją pasją umie zarazić innych. Będąc nauczycielem wychowania fizycznego w Gimnazjum i Liceum Katolickim w Sandomierzu, kilka lat temu zorganizował zajęcia pozalekcyjne w utworzonej przez siebie modelarni. – Chciałem dać uczniom szansę zmierzenia swoich sił i ambicji właśnie w modelarstwie. Widziałem, jak bardzo absorbuje ich komputer i jak trudno zainteresować ich czymś innym niż gry. Słyszałem także, że w wielu przypadkach rodzice narzekali na brak czegoś, co zaciekawiłoby ich dzieci. I tak do modelarni trafili pierwsi chętni – opowiada.

Nie każdy, kto trafił na wspólne zajęcia i rozpoczynał budowę, wytrwał do końca. Wielu młodych modelarzy początkowo było pełnych zapału, lecz dokładna, czasami mozolna praca nużyła ich i z czasem odchodzili. – Wiele osób pyta, jakie cechy powinien mieć modelarz. Myślę, że nie chodzi tutaj o jakieś szczególne zdolności czy talenty. Jestem przekonany, że każdy może podołać temu zadaniu. Ważne jest tylko, aby rozwijać pewne zdolności i umieć być choć odrobinę wytrwałym, co jest coraz rzadszą cechą młodych ludzi – wyjaśnia pan Tomasz. Jednak wielu wciągnęło się w modelarską pasję i pod czujnym okiem instruktora osiągnęło sukcesy nie tylko w postaci sklejonego modelu, ale także na młodzieżowych wystawach.

– Jestem dumny z jednego z moich uczniów, Mateusza Bochyńskiego, który kilka lat temu zdobył srebrny medal mistrzostw Europy w modelarstwie za pięknie i niezwykle dokładnie wykonany model niemieckiego pancernika „Bismarck” z czasów II wojny światowej – dodaje. Obserwując już kolejne pokolenia rodzących się młodych konstruktorów, podkreśla, że ta pasja niezwykle rozwija młode umysły. – Pozwala im nabyć ważne cechy: bycia skupionym na tym, co robią, a to przydaje się niezwykle w nauce. Uczy planowania, dokładności, staranności, poszukiwania informacji, rozwija wiedzę, wypracowuje cierpliwość i poprawia sprawność manualną.

Choć dzisiaj modelarstwo ma dużą konkurencję w informatyce i grach komputerowych, to jednak wielu spośród tych, którzy rezygnowali, po jakimś czasie wraca do nas i do swoich modeli. Bo tutaj młodzi mają bezpośredni kontakt z obiektem, widzą go w trójwymiarze i sami decydują, jak ma powstać. Stają się jego twórcami – podsumowuje instruktor.

Modelarski kunszt

Przy poszczególnych stolikach trwają zmagania konstrukcyjne. Każdy z młodych modelarzy, pochylony nad swoim modelem, precyzyjnie wycina, dopasowuje i dokleja poszczególne części. Niektórzy są dopiero na etapie wykonywania szkieletu modelu, następni składają już poszczególne części w całość, inni skrupulatnie dorabiają drobne elementy wyposażenia, odpowiednio malują model tak, by był jak najwierniej odtworzony. Każdy etap prac jest ważny i nie można pozwolić sobie na chwilę nieuwagi, gdyż to może popsuć całość pracy.

– W modelarstwie chodzi o to, aby wykonany przedmiot był jak najbardziej zbliżony do oryginału. Kupowany model posiada tylko główne części, te zasadnicze. Taki można skleić i odłożyć na półkę. Jednak kunsztem w modelarstwie jest to, aby go dopracować do najbardziej drobnych szczegółów, aby posiadał oryginalne kolory, poszczególne elementy wyposażenia, ślady używania czy walki. Do wykonania takiego modelu nie wystarczą tylko umiejętność poskładania części i posklejania ich. Tutaj zaczyna się pasja, która prowadzi do pozyskania wiedzy o danym egzemplarzu, jego konstrukcji oraz historii. I to właśnie rozwija tych młodych konstruktorów – podkreśla instruktor.

Michał Rożni skleja modele od pięciu już lat. – Zawsze mnie to fascynowało. Interesowałem się sprzętem wojskowym i tak doszedłem do modelarstwa. Zaczynałem od modeli plastikowych, były to głównie takie samoloty jak: amerykański myśliwski Vought F4U Corsair, popularnie zwany Korsarzem, polski bombowiec Łoś, czy też słynny angielski Spitfire i niemiecki Messerschmitt. Teraz pracuję nad polskim okrętem ORP „Myśliwy”. Był to kuter patrolowy z okresu międzywojennego – opowiada młody modelarz.

Jego kolega, też Michał, pracuje nad drewnianym modelem żaglowca. Jest to jego pierwszy model. Zaczął od wykonania drewnianego szkieletu, potem przyjdzie czas na poszycie i zabudowę pokładową. Jego marzeniem jest wykonanie pięknego modelu żaglowca. Ich kolega Przemek Piętowski pracuje nad modelem samolotu. – Sklejam na razie modele plastikowe, są one prostsze i łatwiejsze, ponieważ są to moje początki w modelarstwie. Mój pierwszy model to francuski myśliwiec z okresu I wojny światowej o nazwie Spad. Nie jest zbyt skomplikowany i na razie bardzo mi się to podoba. Przede mną jeszcze dużo nauki i poznawania tajników modelarstwa, ale jestem dobrej myśli, sądzę, że tutaj zostanę – podkreśla Przemek.

Nie tylko dla orłów

Jak się okazuje, militarna pasja to nie tylko domena chłopców. Pośród modelarzy są także dziewczęta. Ostrowczanka Wiktoria Kaczmarczyk do modelarni o nazwie „Bunkier” przychodzi już od ponad dwóch lat. W jej modelowej kolekcji jest już czołg, samolot, a nawet wiatrak. – Trafiłam tutaj śladem brata. Skleiłam już blisko kilkadziesiąt modeli, a moim ulubionym i chyba najpiękniejszym jest wiatrak. Często opowiadam moim koleżankom o modelach, ale jakoś nie wszystkie chcą się tym zainteresować – opowiada Wiktoria, eksponując swój model.

Często do modelarni przychodzą ojcowie z synami, a nawet mamy. Tak jest w pracowni przy klasztorze ojców dominikanów w Tarnobrzegu, gdzie swoje modele sklejają całe rodziny. – Syn chciał uczestniczyć w tych zajęciach, więc przyprowadzaliśmy go z mężem. Podczas zajęć każde z nas siadało z nim i pomagało w sklejaniu – i tak z czasem złapaliśmy tego modelarskiego bakcyla. Takie dłubanie pozwala na rozładowanie stresu, pomaga w koncentracji i jest fajnym sposobem na wspólne spędzanie czasu z dziećmi, które odciągnięte od komputera, rozwijają swoje ukryte zdolności. Kacper podkreśla już od jakiegoś czasu, że chce zostać konstruktorem. To owoc bycia modelarzem – opowiada pani Joanna.

TAGI: