Tam, gdzie można stanąć na nogi

ks. Marcin Siewruk

publikacja 26.02.2016 06:00

– Nie trzeba obdarowywać, ale pokazać, że można żyć inaczej. Prawdziwa bieda nigdy się nie pokaże, jest dumna. Tam trzeba iść. Potrzeba dużo taktu i miłości, żeby jej poradzić – mówi Grażyna Kurzeja.

 Grażyna Kurzeja (druga od lewej) z mieszkankami Domu Samotnej Matki w Żaganiu ZDJĘCIA ks. Marcin Siewruk /Foto Gość Grażyna Kurzeja (druga od lewej) z mieszkankami Domu Samotnej Matki w Żaganiu

Przez wiele lat pracowałam w Żaganiu jako kurator sądowy i jednym z obowiązków, które do mnie należały, było przeprowadzanie wywiadów społecznych, tzn. musiałam zobaczyć, czy dzieci mają się w co ubrać, czy mają co jeść, czy rodzina ma się z czego utrzymać. Odwiedzając jedną z rodzin, spotkałam siostrę Zofię Góras ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo. Zakonnica przyglądała mi się. Skończyłam swoją pracę i przy wyjściu siostra Zofia powiedziała, że też idzie do domu – opowiada Grażyna Kurzeja.

W drodze do miasta okazało się, że szarytka pracuje w szkole i ma kontakt z zaniedbanymi rodzinami. Obie zastanawiały się, w jaki sposób można by połączyć siły. I udało się, pomocą zostały objęte najbardziej opuszczone rodziny, do których chyba już nikt więcej nie przychodził.

Rosjanie dopomogli…

Grażyna Kurzeja pamięta sytuację, która zdecydowała o konieczności powstania Domu Samotnej Matki. – Był bardzo gorący, letni dzień. Odwiedziliśmy rodzinę, w której mama miała problem alkoholowy. W domu nie było nic do jedzenia, a w wózku leżała mała dziewczynka, nad którą latało mnóstwo much. To był przerażający obraz. Pomyślałam sobie: co to dziecko jest winne? Trzeba mu jakoś pomóc! – wspomina Grażyna Kurzeja, inicjatorka powstania Domu Samotnej Matki z Żaganiu.

Na początku lat 90. XX wieku kardynał Józef Glemp powołał na nowo do istnienia stowarzyszenia, które w PRL-u przez lata były zdelegalizowane. Stowarzyszenie Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo działające w całej Polsce zostało zarejestrowane, utworzono konto bankowe i rozpoczęła się działalność. W tym samym czasie z Żagania zaczęły wyjeżdżać wojska radzieckie i pojawiła się szansa na otrzymanie jakiegoś opuszczonego przez Rosjan budynku. Żagański oddział stowarzyszenia działającego przy parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, gdzie funkcję proboszcza pełnił śp. ks. Eugeniusz Kapusta, wystąpił do miasta z prośbą o przyznanie kamienicy. W programie zagospodarowania zaproponowano stworzenie domu dla samotnych matek.

Schronienie dla dzieci i matek

– Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika, że tam, gdzie jest przemoc, zawsze jest tak, że mężczyźni zostają w domu, a kobiety muszą się wynosić. Trudno mieć do kogokolwiek pretensje, to są fakty. Chodziło więc o to, żeby stworzyć tym matkom i ich dzieciom bezpieczny dom. Szukaliśmy sposobu, jak uchronić dzieci przed oddaniem do domu dziecka, jak uniknąć rozbicia rodziny, pozostawiającego traumę do końca życia. Przecież nikt nie da więcej serca swojemu dziecku niż mama, w jakiejkolwiek sytuacji by się znalazła. Dom jest ze względu na dzieci, bo dorośli sobie jakoś w życiu poradzą, ale dzieci są bezbronne – mówi dyrektorka domu. Przyznaje, że miała wątpliwości, czy uda się jej udźwignąć ciężar związany z remontem budynku, który nie nadawał się do zamieszkania.

Same sobie winne

Stowarzyszenie nabyło kamienicę i rozpoczęły się prace remontowe. Pieniędzy nie było zbyt wiele – trochę własnych oraz datki z dwuletniej kwesty prowadzonej przez wolontariuszy wśród mieszkańców Żagania. – Chodziliśmy od drzwi do drzwi, przedstawialiśmy projekt i prosiliśmy o wsparcie. Reakcje były różne. Jedna z kobiet była straszliwie oburzona, jak można coś takiego popierać, przecież te kobiety są same sobie winne i niech sobie radzą.

Dziwnym zbiegiem okoliczności następnego roku znowu zapukaliśmy do tego samego mieszkania. Ta sama pani otworzyła nam drzwi i od progu przepraszała, że ostatnim razem była niegrzeczna. Okazało się, że jej córkę zostawił narzeczony w momencie, kiedy oczekiwała dziecka. Dołożyła się do remontu i była na 100 procent przekonana, że dom dla samotnych matek jest konieczny – wspominała Grażyna Kurzeja.

Kolejnym źródłem finansowania remontów były prokuratorskie nawiązki. Do prokuratorów w całej Polsce rozesłano prośby o przekazywanie nawiązek na prace remontowe. Na przełomie lat 1992 i 1993 w domu zamieszkały pierwsze mamy z dziećmi. Rodziny dostają osobny pokój, w którym mogą mieszkać aż do momentu, kiedy zdecydują o odejściu.

Prawdziwa radość

Za główny cel działania placówka stawia sobie pomoc kobietom w znalezieniu własnego mieszkania i rozpoczęciu nowego etapu życia. Jest to realizacja programu wychodzenia z bezdomności. Do placówki przede wszystkim przyjmowane są mamy spoza Żagania, bo chodzi o odcięcie od toksycznych relacji i znajomości. Dlatego w domu mieszkały rodziny z Łodzi, Warszawy, Trójmiasta, Szczecina oraz z terenu województwa lubuskiego.

Częstą przyczyną pobytu w domu są przemoc w rodzinie, problemy alkoholowe, narkotyki, brak pomocy ze strony najbliższych. Mieszkanie na wynajem okazuje się nie do utrzymania i jedyną deską ratunku pozostaje Dom Samotnej Matki. – Jestem tutaj po raz drugi, najpierw przez pół roku, a teraz od grudnia 2015 r. Wyprowadziłam się na wynajem, ale było bardzo ciężko, nie dałam rady finansowo. Jestem sama z trójką dzieci – mówi Beata.

Zdarzają się też przypadki, że 16-letnia dziewczyna rodzi dziecko, którego ojcem jest 14-letni chłopak. Trzeba wtedy przede wszystkim pomóc nieletniej mamie i dziecku. Przez ponad 20 lat w domu mieszkało ponad 200 rodzin, życie na swoim udało się rozpocząć około 40.

Ja sobie radzę

Działalność Domu Samotnej Matki nie polega na tym, że wszystko się rozdaje. – W życiu nikt nie dostaje nic za darmo, trzeba zakasać rękawy i zabrać do roboty. My umożliwiamy bezpieczny start. W placówce, jeśli tylko ktoś chce, można korzystać z porad prawnych, pomocy Powiatowego Ośrodka Pomocy Rodzinie, poradni „Profil”, wsparcia pedagogów, współpracujemy ze szkołami. Ogromną radością dla nas jest sytuacja, kiedy rodzina dostaje mieszkanie i udaje jej się bezpiecznie żyć, bez przemocy, strachu, alkoholu. Wtedy szybko organizujemy jakieś minimalne, bardzo skromne wyposażenie, żeby mogła wystartować. Po czasie dzwonią i mówią: „Ja sobie radzę”. To dla nas najpiękniejsza nagroda. Niestety, nie zawsze się udaje. Zdarza się, że kobieta wychodzi od nas z tym samym, z czym przyszła, nic pozytywnego nie wynosi – mówi Grażyna Kurzeja.

Jak mówią osoby wspierające dom samotnej matki, istnienie tej placówki to cud, przykład bezwzględnego wsparcia ze strony Boga. – Chcielibyśmy wyremontować dach i drugie piętro, żeby przyjąć kolejne rodziny. Potrzebujemy wszystkiego. I właśnie okazuje się, że w Roku Miłosierdzia parafia pw. Nawiedzenia NMP w Żaganiu chce wesprzeć naszą działalność. Członkowie rady parafialnej kwestują przed nabożeństwem w pierwszy piątek miesiąca przez cały Rok Miłosierdzia – mówi dyrektorka Domu Samotnej Matki. Wszyscy pomagający, w tym same pensjonariuszki, które dzięki swojej pracy na rzecz ośrodka chcą zmienić życie dla swoich dzieci, dla siebie samych – sprawiają, że dom daje szansę.

– Codzienna przemoc, 30 obdukcji, alkoholizm męża, straciłam wszystko! Mieszkałam bez prądu, ogrzewania. W zimowy poranek obudziłam się przed 5. Na stoliku zamarzła herbata w szklance. Wsiadłam na rower, chciałam się rozgrzać, jechałam do pracy. Spotkałam dziennikarzy telewizyjnych i pomyślałam, że muszę im powiedzieć, w jakich warunkach mieszkam i prosić o pomoc. Poradzili, żebym powiadomiła burmistrza i oni wtedy też pomogą. Na drugi dzień byłam już bezpieczna w Domu Samotnej Matki, u pani Grażyny. Po czasie napisałam podanie o przyznanie mi mieszkania i dostałam. Byłam tak szczęśliwa, że nie mogłam powstrzymać łez. Teraz mieszkam na swoim, ale przychodzę do domu na ul. Piłsudskiego i staram się pomagać, tak jak potrafię, młodym mamom i dzieciom – mówiła Grażyna Paluchowicz.

TAGI: