Inni jesteśmy

Magdalena Sakowska

publikacja 14.03.2016 06:00

Mają za sobą tragiczną historię, wierzą, że przed nimi normalna przyszłość.

Pani Marianna została przewodniczącą ośrodka dla bezdomnych Magdalena Sakowska Pani Marianna została przewodniczącą ośrodka dla bezdomnych

Ośrodek dla bezdomnych kobiet i rodzin przy ul. Ogrodowej w Wałbrzychu funkcjonuje już przeszło 2 lata. Obecnie mieszka w nim 26 samotnych pań, 9 samotnych matek, 2 pary i 19 dzieci. Najmłodsze ma miesiąc. W schronisku dla mężczyzn przy ul. Pocztowej mieszka 79 osób. W całym mieście jest około 250 bezdomnych korzystających z różnych form pomocy – i pewna liczba takich, którzy nie chcą jej nawet zimą.

Coraz młodsi

– Te osoby na ogół trafiają w końcu do szpitala, a potem do nas. Ale często nie umieją się już przystosować, ponieważ przez lata funkcjonowały w tak zwanych społecznościach niemieszkalnych. Dla nich otrzymanie własnego lokalu socjalnego, do czego przygotowujemy, często kończy się powrotem do punktu wyjścia. Tradycyjnym problemem jest alkohol, ale przyczyn bezdomności jest więcej. U kobiet na przykład śmierć męża. Nie mogą znaleźć pracy, tracą mieszkanie. Narasta też problem z narkotykami, które powodują trwałe zaburzenia psychiczne, szczególnie, gdy te niebezpieczne używki miesza się z alkoholem. Rodzina boi się potem osoby z diagnozą poważnej choroby psychicznej, nie przyjmuje jej. Są też osoby po eksmisji, po zakładach karnych, ofiary przemocy seksualnej – wylicza Honorata Kur, zastępca kierownika zespołu do spraw bezdomnych MOPS-u. – Bezdomni są coraz młodsi i ich liczba stale wzrasta. W ubiegłym roku przyjęliśmy 12 nowych mieszkanek. Losy wielu z nich ułożyły się dramatycznie, ale nie tracą nadziei.

Z Warszawy

– Wyszłam z domu dziecka i nie miałam gdzie być. Zaczęłam nadużywać alkoholu, miałam zaburzenia osobowości, ale tu bardzo się zmieniłam. Strasznie choruję na zakrzepicę kończyn dolnych. Chciałabym mieć własny kąt, własne łóżko i nie tułać się już po ośrodkach. Może tu mnie wyleczą, pójdę do pracy, założę rodzinę. Praca – obojętnie jaka, pracowałam przez dwa lata w fabryce, dam radę. Przetrwałam to, co najgorsze, alkohol, narkotyki, odrzucenie przez znajomych, to i teraz sobie poradzę – mówi 23-letnia pani Patrycja.

Mieszkanki ośrodka starają się walczyć ze stereotypem osoby bezdomnej. – Sześć lat mieszkałam w Warszawie w pustostanie i mile to wspominam. Nikt nie wiedział, że jestem bezdomna; póki nie powiedziałam, to mi wierzyć nie chcieli. Nie chodziłam brudna, nie piję, staram się zadbać o wygląd mimo wieku i chorób, być przykładem dla młodszych mieszkanek. Można malować paznokcie, choć się nie ma domu. Dobrze robić cokolwiek, żeby czas mijał, ja lubię czytać różne książki i robić na drutach. W Warszawie spotkałam bardzo dużo bezdomnych, stosunki między nami układały się znakomicie, nie było kłótni, starałam się pomóc znajomym, żeby nie nadużywali alkoholu. Bardzo ciężko powiedzieć, jak im można pomóc, bo nie wszyscy chcą – przyznaje pani Marianna, wybrana przez inne mieszkanki na przewodniczącą ośrodka.

Po powrocie

Panie z Ogrodowej jako nowy powód bezdomności wskazują emigrację zarobkową i problemy po powrocie do kraju. – Wyjechaliśmy na dwa lata za granicę i do naszego mieszkania wprowadził się ojciec mojego ojczyma. Kiedy zmarł, straciliśmy mieszkanie, choć byłam tam zameldowana. Po powrocie mieszkaliśmy w pomieszczeniach tymczasowych, ale tam było strasznie, wspólna kuchnia, sąsiedzi alkoholicy, nie chciałam, żeby dzieci na to patrzyły. Tu są dobre warunki, bez awantur, syn ma gdzie odrabiać lekcje. Czekamy na mieszkanie socjalne – mówi pani Monika, mama rocznej Zuzi i 8-letniego Oliwiera.

– W ośrodku jestem od czterech miesięcy. Pracowałam za granicą, kiedy wróciłam, spodziewałam się dziecka i nie miałam dokąd pójść, problemy z rodziną. Synka urodziłam w swoje urodziny. Dużo przeszłam w życiu, jestem po eksmisji. Może uda mi się zameldować synka u babci, przepisy na to pozwalają – mówi pani Dominika, mama miesięcznego Michałka.

– Przez kilka lat byłam za granicą, syn z rodziną wyjechał do Grecji i opiekowałam się tam wnukami. Mieszkanie pozostawiłam krewnemu, a kiedy wróciłam, zastałam je całkiem zdewastowane, nawet kable elektryczne były powydzierane, i nie dało się w nim mieszkać. Musiałam przyjść tutaj i nie narzekam, tu jest dobra opieka. Jest bardzo dużo ludzi, którzy wracają z zagranicy i nie mają gdzie mieszkać, bo pojechali, zostawili wszystko. Dlatego niektórzy nie chcą wracać. Syn wynajmuje z żoną i trójką dzieci jeden pokój, starał się o mieszkanie do remontu, ale mu nie przyznali, bo ma za niskie dochody – mówi pani Krystyna.

Tacy zwyczajni

– Rzeczywiście, emigracja zarobkowa pojawia się w historiach naszych podopiecznych coraz częściej – potwierdza Honorata Kur. – Mieliśmy pana, który w Hiszpanii uległ wypadkowi i leżał pół roku w szpitalu. Po powrocie warszawski MOPS przetransportował go do nas, bo tu był jego ostatni adres zameldowania. Trafiły też do nas dwie panie z Anglii, które nie miały nawet pieniędzy na powrót, i ściągnęła je stamtąd zajmująca się tym fundacja. Coraz częściej się zdarza, że starsze osoby wracając, zastają swoje mieszkanie zrujnowane, doszczętnie okradzione albo zajęte. – Ludzie, którzy mają mieszkania, wyobrażają sobie, że wszyscy bezdomni piją, a my jesteśmy zwyczajni, tak samo funkcjonujemy. Inni się cieszą mieszkaniem, a my cieszymy się, jak mamy dach nad głową i gdzie ugotować, wyprać – podsumowuje pani Marianna.

TAGI: