Ze mną się nie napijesz?

Jan Hlebowicz


publikacja 24.03.2016 06:00

Małżeństwo od 19 lat, troje dzieci. Wierzący i praktykujący. Piwo, wino tylko czasami, w niewielkich ilościach. Nawet na weselu wódki nie było.

– Zachowanie abstynencji to dar dla drugiego człowieka – mówią Gosia i Jarek Szydłakowie Jan Hlebowicz /Foto Gość – Zachowanie abstynencji to dar dla drugiego człowieka – mówią Gosia i Jarek Szydłakowie

– Pewnego dnia Darek stracił pracę. Do tego doszły problemy zdrowotne. „Lekarstwem” okazał się alkohol, którego wcześniej właściwie nie tykał. To początek naszego dramatu – opowiada Anna. 

Z półki codziennie znikało jedno wino. „Po nim lepiej mi się śpi” – tłumaczył. Z jednej butelki zrobiły się dwie. Stał się agresywny, wyzywał żonę od najgorszych. Pewnego razu, będąc „pod wpływem”, sięgnął po nóż. Potem mówił, że przecież to taki żart, że i tak nic by jej nie zrobił. 
– Poddałam się totalnie. Starałam się nie widzieć tego, jak się zachowuje, i nie słyszeć tego, co mówi. „Wezmę wszystko na siebie, byle się tylko dzieci nie zorientowały, żeby była cisza”. Tak to sobie wówczas tłumaczyłam. Sytuacja stała się nie do zniesienia, kiedy Darek zaczął wyżywać się na naszej córce, która była do mnie fizycznie podobna – opowiada Anna. – „Jesteś tak samo głupia jak twoja matka. Nic nie potrafisz dobrze zrobić. W mamusię się wdałaś”. To przelało czarę goryczy. Bezsilność, rozpacz, wstyd i ogromne poczucie winy. Tak się wtedy czułam. Chciałam umrzeć. Byłam krok od śmierci – wspomina.


Zamiast po tabletki sięgnęła po telefon i wybrała numer, który dostała kilka miesięcy wcześniej od znajomej...


Pił, bił, prześladował



W ten sposób trafiła do grupy samopomocowej Al-Anon, skupiającej krewnych alkoholików. Tam poznała ks. dr. Bogusława Głodowskiego, który od kilkudziesięciu lat zajmuje się osobami uzależnionymi oraz ich najbliższymi. – Dostałam od niego maksymalne wsparcie. Jako pierwszy trafnie odczytał moje emocje, nie oceniał, a przede wszystkim nie mówił: „Musisz męża zrozumieć, bo przecież chłop czasem lubi sobie wypić. Zrób mu dobry obiad, będzie OK”.


Po kolejnej awanturze w domu pojawiła się policja. Darek siedział na parapecie. Groził, że wyskoczy. Powiedziała o tej sytuacji na spotkaniu grupy. Usłyszała, że pierwsze, co musi zrobić, to zadbać o bezpieczeństwo swojej rodziny. Poszła na policję i złożyła zeznania. – Wstyd, jaki czułam, gdy mówiłam o przemocy domowej, jest nie do opisania. A przecież to nie ja byłam jej winna – opowiada.


Następny krok: skupić się na sobie, przestać żyć życiem innych. – Od 9 lat w moim domu jest cisza. Umawiam się na kawę z koleżankami i maluję do pracy. Wcześniej tego nie robiłam, bo krzyczał, że mam kochanków. Jestem pewniejsza siebie, znam swoją wartość. Przestałam się bać. A Darek nadal pije, bo – jak sam mówi – „on nie ma problemu”.


W grupie samopomocowej prowadzonej przez ks. Głodowskiego Anna poznała Monikę. – Jestem DDA, czyli dorosłym dzieckiem alkoholika – przedstawia się. Kiedy przyszła do Al-Anon, była 5 lat po ślubie i miała dwoje dzieci. Była wściekła na tatę za to, jakie dzieciństwo jej „sprezentował”. Pił, bił, prześladował. Obiecała sobie, że jej rodzina będzie inna. – Niestety, z czasem ujawniał się w moim małżeństwie szereg problemów, których przyczyny były dla mnie niejasne. Kłóciłam się z mężem, sama nie wiedząc, czego od niego oczekuję. Trzaskałam drzwiami, wrzeszczałam. Dopiero na spotkaniach Al-Anon zrozumiałam, że powielam schematy, które wyniosłam z domu. Mówiłam do swoich dzieci, często z błahego powodu: „Wy nic nie potraficie zrobić”. Potem przypomniałam sobie, że w taki sposób zwracał się do mnie mój ojciec – wyjaśnia.


Monika miała poczucie ogromnego wstydu, niską samoocenę, nie potrafiła wyrażać swoich uczuć i emocji. Będąc w grupie samopomocowej, dowiedziała się, że odpowiedzią na taki stan rzeczy jest jej dzieciństwo. – Przez lata bałam się rozmawiać z tatą przez telefon. Nie mówiąc już o wizytach. On ma dzisiaj 57 lat. Wygląda na 80. Do dziś trudno przyjąć mi do wiadomości, że jest chory – mówi.


Wódkę pił szklankami...


Pierwszy kieliszek, dobra zabawa, dużo śmiechu. Alkohol po prostu mu zasmakował. Poza tym leczył kompleksy, pomagał przełamywać bariery. – Niestety, przekroczyłem trudną do rozpoznania granicę umiaru. Byłem uzależniony, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałem – wspomina Genek.


Ożenił się. Na świecie pojawiły się dzieci. – Myślałem, że gdy założę rodzinę, problem minie. A ja piłem coraz więcej. Szukałem usprawiedliwień. Bo tramwaj się spóźnił, bo pogoda zła, bo szef mnie ochrzanił – mówi. Żona dużo się modliła. Mówiła też o grupach wsparcia. On wtedy reagował agresją. Myślał: „Jak ona może mnie porównywać z tymi pijakami?”. Coraz bardziej zaniedbywał dom. Niemal doprowadził do rozbicia rodziny. – Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie, dzieci nie będą chciały mnie znać. Wtedy wszywałem sobie esperal i nie mogłem sięgać po kieliszek, bo to groziło śmiercią. Oczywiście, poprawa była iluzoryczna i krótkotrwała. Kiedy lek przestawał działać, nadrabiałem stracony czas. Wódkę piłem szklankami – przyznaje.


Leżąc w szpitalu po próbie samobójczej, usłyszał od lekarza o anonimowych alkoholikach. Trzy lata temu Genek obchodził swoje ćwierćwiecze niepicia. Kiedy się obudził, na szafce przy łóżku znalazł karteczkę. – Żona napisała mi, że mnie kocha i jest ze mną szczęśliwa. To był najwspanialszy prezent, jaki dostałem – mówi.


Twoje zdrowie!


Alkoholikom oraz ich najbliższym pomagają członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. KWC to program zainicjowany przez ks. Franciszka Blachnickiego i Ruch Światło–Życie w czerwcu 1979 r. Bezpośrednim bodźcem do jego powołania było wezwanie św. Jana Pawła II, aby przeciwstawiać się „wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa”. Członkowie krucjaty dobrowolnie zobowiązują się do abstynencji oraz modlitwy w intencji osób uzależnionych.


Gosia i Jarek Szydłakowie są małżeństwem. Oboje należą do KWC. Ona – od 21 lat. On – od 5. – Mój szwagier był alkoholikiem. Stracił prawo jazdy, bo usiadł za kierownicą po pijanemu, żona spakowała walizki i zabrała dzieci. Wtedy postanowiłam mu pomóc. Po roku ofiarowania trzeźwości dla niego odstawił kieliszek, poszedł na leczenie. Nie pije do dziś – opowiada Gosia.


Dla Jarka rezygnacja z dobrej whisky czy wykwintnego wina była dużym wyzwaniem. – Przed krucjatą broniłem się bardzo długo. Jestem duszą towarzystwa, a branża bankowa, w której pracuję, lubi spotkania integracyjne. Wydawało mi się, że nieodłącznym elementem godnej zabawy jest alkohol. W końcu zdecydowałem się ofiarować to Jezusowi – mówi.


Nie ukrywa, że szczególnie na początku bywało trudno odmówić. Jednak z czasem kolejne imprezy firmowe stawały się okazją do rozmów o tym, czym jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka. – Wiele osób nie ma świadomości, jak wielu trzeźwych alkoholików jest w naszym otoczeniu. Nie pijąc w ich obecności, często ratujemy im życie. Bo jeden wypity kieliszek szampana może doprowadzić do nawrotu choroby – podkreśla Jarek i dodaje, że ofiara abstynencji okazała się przełomowa także w jego życiu. – Kiedy podjąłem post od alkoholu, zostałem dzięki Panu Bogu uwolniony od własnego nałogu. Była nim pornografia, przez którą cierpiało moje małżeństwo – przyznaje.


Hanna i Tomasz Łosiowie zaznaczają, że krucjata nie sprowadza się jedynie do niepicia alkoholu. Chodzi o styl życia. Wolność w Chrystusie. Życie w prawdzie. Wyzwolenie od lęku. – Przez lata pracowałem, jeżdżąc taksówką. Powszechną praktyką jest wożenie klientom zamówionego alkoholu na imprezy. Od momentu przystąpienia do KWC powiedziałem szefowi, że ja tego robić dłużej nie będę. Wiązało się to z możliwością utraty pracy, jednak dzięki Bożej pomocy ostatecznie spotkałem się ze zrozumieniem – opowiada Tomasz.


Członkowie KWC zgodnie przyznają, że w Polsce mamy do czynienia z kulturą wymuszającą picie. Niemal każde spotkanie towarzyskie czy rodzinne jest powiązane z alkoholem. Od chrztów zaczynając, na pogrzebach kończąc. – Strach przed odmową i odrzuceniem najbliższych jest paraliżujący. Kiedy po raz pierwszy powiedziałem teściowi, że jestem w krucjacie, usłyszałem: „Ze mną się nie napijesz? Za moje zdrowie?”. Był obrażony przez pół roku – wspomina Tomasz. – Nie mówimy innym: „Alkohol jest zły. Nie możesz wypić lampki wina do obiadu czy wódki na weselu córki”. Sami podejmujemy decyzję o abstynencji, nikomu niczego nie narzucając – dodaje Hanna.


Śmiertelne żniwo


To, że program ks. Blachnickiego nie stracił na aktualności, potwierdzają wyniki badań statystycznych. Według międzynarodowej Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) przeciętny Polak wypija co roku 10,3 litra czystego alkoholu. Jak podaje TNS Polska, powyżej średniej krajowej plasują się mieszkańcy województwa pomorskiego. Ks. Głodowski alarmuje, że liczba zgłaszających się do niego alkoholików rośnie z roku na rok. Obserwacje duszpasterza pokrywają się z ustaleniami OECD, według których po alkohol sięgamy znacznie częściej i chętniej niż jeszcze 20 lat temu. W 1992 r. Polacy w skali roku pili średnio o 2 litry na głowę mniej. „Obecnie alkohol odpowiada za wyższą liczbę zgonów w skali całego świata niż HIV, AIDS, przemoc i zapalenie płuc razem wzięte” – zaznaczają twórcy raportu.


Alkoholizm nie tylko zagraża naszemu zdrowiu, ale powoduje także ogromne spustoszenia duchowe. – Jeśli chcemy wyjść z nałogu, musimy najpierw przebaczyć sobie i pogodzić się z Jezusem – podkreśla ks. Głodowski. – Wielu uzależnionych oddala się od Kościoła, przestaje przyjmować Eucharystię. Wyobrażają sobie Boga jako faceta z batem, który tylko czeka, aby ich ukarać. Często moment przełomowy nadchodzi wtedy, kiedy człowiek walczący z uzależnieniem uświadomi sobie, że mimo „hiroszimy”, którą zrobił w swoim życiu, jest Ktoś, kto go kocha – dodaje.


W archidiecezji gdańskiej działa ok. 60 grup samopomocowych AA, Al-Anon, Alateen. Tam alkoholicy, ale także krewni czy przyjaciele nadużywających alkoholu mogą szukać pomocy.

Tu znajdziesz pomoc


Ks. dr Bogusław Głodowski, ul. Złota Karczma 24, 80-298 Gdańsk. Telefon: (58) 321 42 05 albo 695 403 962. E-mail: kapelanpol@wp.pl.


Niektóre imiona na prośbę rozmówców zostały zmienione.

TAGI: