Korba...

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 26.04.2016 06:00

... To część układu napędowego roweru, która łączy każdy z pedałów z osią, przenosząc siłę mięśni na koła, a także… stowarzyszenie ludzi pozytywnie zakręconych, którzy tak nazwali założoną przez siebie nietypową spółdzielnię.

Korba... ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość – Wbrew pozorom rower to nie jest pojazd sezonowy. Można nim jeździć także zimą. Trzeba tylko mieć odpowiedni strój – zapewnia Piotr Gumiński

Przejechał w zeszłym roku 6 tys. kilometrów. – Ale są tacy, dla których 10 tys. to norma. Niektórzy robią tyle samochodem – mówi Piotr Gumiński, prawnik, współzałożyciel „Korby”, czyli Koszalińskiej Spółdzielni Rowerowej.

Krzysztof Hamułka, informatyk, ma za sobą ultramaraton dookoła województwa zachodniopomorskiego. Przejechał 700 kilometrów non stop, spędzając ponad 49 godzin na siodełku. – Coś trzeba robić po godzinach, żeby brzuszek nie rósł – podsumowuje swoje wyczyny na jednośladzie. Spotkali się oczywiście na rowerach. 11 osób różnych zawodów, które połączyła pasja, czy też jak mówią niektórzy – korba – na punkcie rowerów. Samo jeżdżenie już im nie wystarcza.

Po zejściu z trasy

Siedziba spółdzielni mieści się przy ul. Kaszubskiej w Koszalinie. W lokalu o powierzchni ponad 140 m kw. można m.in. kupić rower: nowy lub używany, części zamienne, akcesoria. Jest też serwis. „Korba” to jednak coś więcej niż kolejny sklep rowerowy. – Nie chodzi nam po prostu o handel. Każdy, kto do nas przyjdzie, będzie fachowo obsłużony, ale jesteśmy dalecy od typowego podejścia „klient–sprzedawca” – wyjaśnia Michał Michalak, na co dzień informatyk, prezes spółdzielni. Jak tłumaczą założyciele „Korby”, ma ona być miejscem spotkania dla pasjonatów rowerowych. W okresie wiosenno-letnim wieczorami, po zejściu z trasy, będzie tam można po prostu posiedzieć, porozmawiać i wymienić się doświadczeniami z innymi zapaleńcami. Jest też specjalne miejsce i sprzęt, aby zaprezentować multimedialnie swoją wyprawę.

„Korba” będzie też organizować różnego rodzaju rowerowe eventy. We współpracy z Urzędem Miasta spółdzielnia zaangażuje się w rozwijanie infrastruktury rowerowej w regionie.

Drugi bieg po 40

Założyciele „Korby” są żywym dowodem na to, że na wzięcie się za siebie nigdy nie jest za późno, a rower jest ku temu dobrym narzędziem. – Na rowerze jeździłem od zawsze, ale tak intensywnie zacząłem po czterdziestce. Wtedy też nauczyłem się jeździć na nartach. Zacząłem się ruszać. Zupełnie inaczej się czuję, mam kondycję. Jest oddech. W niedzielę przejechałem 130 km, wczoraj 30, a dzisiaj 40. Proszę bardzo… chodzę, żyję, ruszam się – uśmiecha się Piotr Gumiński.

– Tak na serio zacząłem jeździć w wieku 37 lat. Rower pozwala mi przezwyciężać samego siebie – mówi Krzysztof Hamułka. Jakub Markuszewski, instruktor pływania, przyznaje, że ostatnio jeździ nieco mniej, ale dołączył do spółdzielni właśnie po to, żeby na nowo ożywić w sobie dawną pasję.

Dęborogi i Morskie Oko

Można całymi latami mieszkać w jakimś regionie i znać go w bardzo ograniczonym zakresie. Gdyby nie awarie GPS, niektórzy nigdy nie zjechaliby z głównych dróg, a przecież to, co widać przez szybę samochodu, to zaledwie niewielki wycinek rzeczywistości. Świat widziany z rowerowego siodełka, potrafi zadziwić w zupełnie nowy i niespodziewany sposób. Są ludzie, którzy po raz pierwszy ruszają rowerem na trasy, np. wokół Koszalina i po kilkunastu kilometrach ze zdumieniem pytają: „To są okolice mojego miasta? Ja naprawdę mieszkam w tak ładnym miejscu?”. Można być w Paryżu, w Rzymie, czy Nowym Jorku, a nigdy nie być np. w Dęborogach oddalonych o kilka kilometrów od Koszalina, gdzie znajduje się piękny park wiejski ze szpalerem zabytkowych buków i ogromnymi dębami.

– W okolicy jest sporo pięknych kościółków, np. szachulcowych, choćby w Karnieszewicach czy w Garbnie – mówi Piotr Gumiński. – Bardzo lubię trasy w okolicach Manowa, Świeszyna, Strzekęcina. Niedaleko Mostowa są ciekawe wiadukty, jest jezioro Morskie Oko – wylicza Krzysztof Hamułka.

W stronę nieba

– Kilka razy w roku jeżdżę na Świętą Górę Polanowską. Muszę przyznać, że podjazd jest naprawdę trudny. Zawsze mam ze sobą jakąś intencję – mówi Piotr Gumiński. Michał Michalak przyznaje, że jeszcze nie próbował modlić się w czasie jazdy. Jednak wysiłek fizyczny potrzebny do pedałowania niekoniecznie sprzyja głębszym refleksjom. Są jednak postoje. – Czasami robię tzw. Pętlę Jamneńską. Jadę z Koszalina przez Mielno, Łazy, Osieki. Właśnie w Osiekach jest piękny kościółek, do którego mam sentyment, ponieważ brałem w nim ślub. Zajeżdżam tam na chwilę modlitwy, czasami zachodzę do księdza proboszcza – opowiada Michał Michalak. – Może trzeba by się wybrać na pielgrzymkę rowerową do Częstochowy? – dodaje.

TAGI: