Krok do marzeń

Justyna Jarosińska

publikacja 25.04.2016 06:00

– Niepełnosprawność siedzi głównie w naszej głowie – przekonuje Kamil Misztal, człowiek, który stracił nogę.

 Polska drużyna w amp futbolu zajmuje czwarte miejsce w lidze światowej Archiwum prywatne Polska drużyna w amp futbolu zajmuje czwarte miejsce w lidze światowej

Ma 25 lat. Wkrótce się żeni. Pracuje, uprawia sport, prowadzi Fundację „Krok do marzeń”. Gdyby 23 lata temu, ktoś na chwilę nie zostawił go samego, dziś życie młodego chłopaka wyglądałoby inaczej. Czy lepiej?

– Byłem podobno wszędobylski i tak mi zostało do dziś – śmieje się Kamil. Niewysoki blondyn w zasadzie jest cały czas uśmiechnięty. – Nie miałem jeszcze dwóch lat, gdy wszedłem na rozgrzaną kuchnię węglową. Poparzyłem sobie obie nogi i ręce – opowiada.

Poza horyzont

Żeby mógł normalnie funkcjonować, jako małe dziecko przeszedł wiele operacji. – Doliczyłem się ich w swoim życiu trzydziestu – stwierdza. Do 18. roku życia miał obie nogi. Jedną, która sprawiała straszny ból przy chodzeniu, i drugą bez dwóch palców w stopie, bez ścięgna Achillesa, z usztywnionym stawem skokowym i bez łydki. – Pamiętam ciągłe opatrunki i wieczne rany. W pewnym momencie lekarze stwierdzili, że trzeba nogę amputować – wspomina. Operacja się udała, ale „kikut” zaczął stwarzać problemy.

– Wydawało mi się, że najgorsze mam już za sobą, czekała mnie jednak kolejna, najdłuższa jak dotychczas operacja. Trwała 11 godzin. Lekarze musieli przeszczepić mi mięsień z pleców i płat skóry z pachwiny – relacjonuje chłopak.

Gdy rany się zagoiły, Kamil był w klasie maturalnej. Pasjonat sportu – siatkówki i kolarstwa – zamarzył o protezie. – W siatkówkę grałem, siedząc na podłodze. To dyscyplina, która zakłada grę zarówno osób niepełnosprawnych, jak i tych zupełnie sprawnych – opowiada. – Chciałem jednak móc normalnie chodzić – dodaje. Ruszył więc do człowieka, o którym wiedział, że jego pragnienia zrozumie jak nikt inny.

– Trafiłem do Jaśka Meli i jego Fundacji „Poza horyzonty”. Podsunęli mi pomysł zbierania nakrętek. Potrzebowałem 40 tys. zł na protezę. Akcja ruszyła pełną parą. W zbieranie plastiku zaangażowali się koledzy Kamila, lubelskie szkoły, firmy i osoby prywatne. – Najbardziej wzruszyło mnie, gdy przyjechała paczka z Belgii, a w niej pudełko po butach pełne nakrętek. Zobaczyłem w ludziach chęć pomagania – wspomina. W ciągu pół roku udało się zebrać 20 ton nakrętek. – W swojej szkole miałem taki magazyn, gdzie trafiały wszystkie worki z nakrętkami. To był niesamowity widok. Przestrzeń wypełniona po brzegi plastikiem. Samochody, które zwoziły te worki, tworzyły korki przed szkołą. Gdy pewnego dnia przyszedł e-mail, że akcja zakończyła się sukcesem, i to ponad miarę, myślałem, że oszaleję ze szczęścia.

Kulą w piłkę

Na protezę i kolejną operację z nią związaną musiał trochę poczekać. – To był czas chwilowej pustki – wspomina. – Zdałem maturę, skończyły się treningi siatkówki, zebrałem pieniądze. Cel się skończył. I wtedy przyszła myśl, że skoro mi ktoś pomógł, to może i ja powinienem też zacząć pomagać. Zakiełkowała myśl o założeniu fundacji. A że Kamil, jak mówi, większość swoich zamiarów przekuwa w czyn, już w maju 2013 r. zarejestrował Fundację „Krok do marzeń”.

– Mamy troje podopiecznych, którym już udało się w jakiś sposób pomóc. To na razie malutki sukces, ale wiem, że bez naszej pomocy 7-letni Oskar do dziś by nie chodził. Gdy go poznałem, ledwo raczkował. Teraz robi swoje pierwsze kroki i idzie mu całkiem nieźle. Mam świadomość, że ja nie naprawię i nie uzdrowię całego świata, ale jeśli pomogę nawet tylko tym trzem osobom, to będzie dla mnie wielka satysfakcja.

Kamilowi w prowadzeniu fundacji, w której wszyscy, łącznie z założycielem, pracują jako wolontariusze, pomaga narzeczona i kilku znajomych. – Zbieramy nakrętki, darowizny, organizujemy różnego rodzaju akcje charytatywne. Specjalizujemy się w turniejach piłkarskich dla amatorów – wylicza podejmowane przez fundację działania.

Te ostatnie w szczególności wzbudzają emocje, bo Kamil sam jest zapalonym piłkarzem. Choć wydawałoby się to niemożliwe, człowiek bez nogi także może grać w piłkę nożną. – Gdy zbierałem nakrętki na swoją protezę, zgłosiła się do mnie firma protetyczna, która zaproponowała, że wykona dla mnie protezę taniej, jeśli spróbuję swych sił w amp futbolu – opowiada. – Zupełnie nie wiedziałem, co to jest. Wiedziałem tylko, że na trening mam zabrać kulę – dodaje.

Nietypowy sport Kamilowi się spodobał. – Co tydzień jeżdżę na treningi do Warszawy. W szatni każdy z zawodników musi zostawić protezę. Wychodzimy na boisko i biegając o kulach, swą względnie zdrową nogą kopiemy piłkę. Każde zagranie kulą lub „kikutem” traktowane jest jako faul. Gramy dwa razy po 25 minut na boisku o wymiarach 60 na 40. Drużyny są 7-osobowe, a bramkarz nie ma jednej ręki.

Bariery w głowie

Kamil jest jedynym zawodnikiem po wschodniej stronie Wisły, który gra w amp futbol. W Polsce jest pięć takich drużyn. – Ja gram w Lamparcie Warszawa, ale moim wielkim marzeniem jest założenie takiej drużyny na Lubelszczyźnie. U nas są osoby po amputacjach, ale trudno mi do nich dotrzeć, bo często siedzą pozamykane w domach. Mam jednak nadzieję, że to moje marzenie w końcu kiedyś się zrealizuje.

Amp futbol, jak mówi Kamil, to trudna, dynamiczna gra i bez regularnego treningu trudno w niej coś osiągnąć. – Ja teraz jestem coraz lepiej do tego sportu przygotowany, bo trenuję też drugą dyscyplinę – kolarstwo – wyjaśnia chłopak. W zeszłym roku dla podopiecznego swojej fundacji Kamil przejechał 1000 km na rowerze. – Chodziło też o to, by oprócz zebrania pieniędzy pokazać, że mimo dysfunkcji jesteśmy w stanie realizować swoje marzenia, pasje i robić rzeczy pozornie niemożliwe. Nasze ciało można przezwyciężyć, tylko trzeba chcieć, a dla mnie chcieć to znaczy móc – przekonuje.

Kamil jest pierwszym Polakiem, który w protezie przejechał na rowerze tak długi dystans. Nie czuje się niepełnosprawny. – Każdy z nas jest w pewnym stopniu niepełnosprawny – mówi. – Nasze bariery jednak nie są przede wszystkim w naszym ciele. Niepełnosprawność siedzi u ludzi w głowie. Niepełnosprawność to jakaś dysfunkcja. Każdy się przecież czegoś boi i nie jest w stanie czegoś zrobić, więc każdy w jakiś sposób jest niepełnosprawny. A ciało, no rzeczywiście, moje jest nieco inne, ale ja się nie czuję niepełnosprawny. Przez ostatnich pięć lat, kiedy zmieniło się moje życie, wydaje mi się, że jestem bardziej sprawny niż niektórzy pełnosprawni.

Marzenia o kadrze

Kamil już dziś przygotowuje się do kolejnej rowerowej wyprawy. Tym razem przejedzie w lipcu 2016 km. Nie chce zdradzać na razie szczegółów trasy ani współorganizatorów przedsięwzięcia. Wiadomo jednak, że chce wesprzeć kolejne potrzebujące osoby. – Najważniejsza dla mnie i dla mojej fundacji jest aktywizacja niepełnosprawnych. Nie chcę pomagać dla samego pomagania, bo to poniekąd pogłębianie kalectwa tych ludzi. Chcę im pomóc w usprawnieniu i zachęcić do aktywności, do realizowania marzeń i pasji.

Za trzy lata Kamil planuje wyjazd rowerowy do Francji, by przejechać najtrudniejsze etapy Tour de France. – To na pewno zrealizuję – mówi. – Mam jednak jeszcze jedno wielkie marzenie. Chciałbym kiedyś zagrać w reprezentacji w kadrze A w amp futbolu. Grałem już w kadrze B. Na A jestem jeszcze za słaby technicznie, bo ta noga, którą mam, nie jest do końca sprawna. Ale ćwiczę, gram dla pasji, sprawia mi to wielką frajdę i wierzę, że kiedyś uda mi się znów z orzełkiem na piersi wyjść na boisko.

TAGI: