Bez sakramentu

Alina Świeży-Sobel

publikacja 27.04.2016 06:00

Podczas kolejnej niedzielnej Mszy Św. w kaplicy kościoła św. Maksymiliana sytuacja się powtarza. W wielkim skupieniu słuchają każdego słowa kapłana, ale do komunii Świętej przystępują tylko nieliczni obecni.

Adoracja Pana Jezusa jest tym najważniejszym spotkaniem, które zawsze kończy się dla nich za szybko Alina Świeży-Sobel /Foto Gość Adoracja Pana Jezusa jest tym najważniejszym spotkaniem, które zawsze kończy się dla nich za szybko

Reszta odmawia modlitwę eucharystyczną, wpatrzona w Najświętszy Sakrament. A potem w długiej adoracji proszą Pana Jezusa o opiekę, o łaskę wytrwania w dobrych postanowieniach. Szukają bliskości z Bogiem, rozmawiają z Nim, ale do stołu Pana nie mogą podejść.

Kościół jest  dla nich ważny

– To chwila, która boli najbardziej, a z drugiej strony wtedy tak intensywnie próbujemy się zbliżyć do Pana Jezusa, że czasem wręcz mamy przed oczami Jego oblicze – przyznają osoby w związkach niesakramentalnych. I z wdzięcznością mówią o swoim duszpasterzu, że nie spieszy się z zakończeniem adoracji, a jeszcze błogosławi ich monstrancją. Chwilę później, już podczas rozmowy przy zwykłym stole, z ciastem i herbatą, rozmawiają z duszpasterzem ks. Marcinem Mendrzakiem o tym, co można zrobić, by swoje przeżycie każdej Eucharystii pogłębić, poprawić. Jak nauczyć się lepiej modlić. Z różnych stron padają pomysły filmów, książek, postaci świętych, których warto bliżej poznać.

Widać, że interesują się życiem Kościoła i sprawami wiary nawet bardziej niż niejeden z przystępujących do Komunii św., a jednak nie mogą w pełni uczestniczyć... – Przyczyna jest jedna, choć dochodziło do tej sytuacji różnymi drogami w życiu każdego z nas. Żyjemy w grzechu ciężkim. I tego nie da się ominąć, zapomnieć. Nie próbujemy tego robić. Zdajemy sobie sprawę z sytuacji – zapewniają. Z wdzięcznością przyjęli niedawno opublikowaną adhortację apostolską Amoris laetitia papieża Franciszka, który u takich ludzi jak oni dostrzega pragnienie Boga i apeluje, by ich wspierać, by zaufali Bożemu Miłosierdziu i szukali drogi do Ojca.

To nasza droga

Mówią o sobie różnie: małżeństwa niesakramentalne, pary cywilne po rozwodzie. Inni protestują, bo skoro nie ma ślubu kościelnego, nie można mówić: małżeństwa. Nie mogą przyjąć Komunii Świętej. Duszpasterstwo im pomaga, choć w żaden sposób nie rozwiązuje tego podstawowego problemu. Jest ważne, bo dzięki duszpasterstwu każdy na swój sposób stara się odnaleźć swoją drogę do Pana Boga. – To duszpasterstwo nie jest naszym celem, ale staje się naszą drogą. Idziemy i szukamy, bo każdy z nas po tym, jak pogubił się w życiu, musi sam rozplątać te wszystkie węzły i problemy, sam odnajduje ścieżkę – tłumaczą.

– Tu nie chodzi wcale o pozorne uspokojenie, że spotykając się w kościele jakoś przysłonimy nasz grzech, odsuniemy go na bok, poczujemy się lepiej. A jeśli porozmawiamy o tym swoim problemie, to nieraz okazuje się, że inne osoby mają podobny i możemy sobie wzajemnie coś poradzić... – dodają. A wybierają rozmaite rozwiązania. Jedni analizują możliwość rozpatrzenia ich sprawy przez sąd kościelny, inni rozważają wybór życia w czystości albo rozstanie.

Byłem głupi...

– Kiedy dziś przypominam sobie młodość, kiedy mogłem przystępować do sakramentów i nie robiłem tego, bardzo dziś żałuję – przyznaje Sławek. Później przyszły trudne lata, alkoholizm, rozpad rodziny. – A kiedy poznałem moją obecną żonę, ona mi pomogła, uratowała życie. Udało mi się wyjść z tego dołka, przestałem pić, zacząłem wszystko od nowa. I wtedy okazało się, że nie wszystko da się tak zrobić. Bardzo się buntowałem, że nie mogę iść do Komunii. „Jak to? Teraz właśnie, kiedy już jestem lepszym człowiekiem, to mi nie wolno?” – pytałem z goryczą.

Długo to trwało. Najgorzej było w święta, ale walczyłem ze sobą, żeby nie uciec... I Bogu dziękuję, że wytrwałem – podkreśla. – W duszpasterstwie mamy tę naszą Mszę św. – i bardzo za nią dziękuję, bo ci, którzy są na Mszy, zawsze mają bliżej do Pana Boga. Gdybym nie chodził na tamte Msze św., nie dowiedziałbym się o duszpasterstwie, nie trafiłbym na tę drogę. Dziś jeszcze nie wie, którędy nią pójdzie, ale zastanawia się, szuka.

Życie w grzechu boli

Anna i Andrzej są razem już od 25 lat. Dla Andrzeja to drugi w życiu związek. Tamto małżeństwo kościelne rozpadło się bardzo szybko, więc Ani nie mógł już poprowadzić przed ołtarz. Są rodzicami dwójki dorosłych dziś dzieci. Kiedy urodziło się pierwsze, proboszcz powiedział, że ochrzcić może w sobotę, skoro nie mają ślubu kościelnego. Kiedy urodziło się drugie, z pokorą sami poprosili nowego proboszcza o chrzest w sobotę. – Zdziwił się bardzo i powiedział, że przecież nasze dziecko może otrzymać chrzest razem z innymi. A my wtedy odkryliśmy, że mimo naszego grzechu, który zamyka drogę do przyjęcia Komunii św., przecież mamy jakieś miejsce w Kościele, które jest dla nas. To chyba był jeden z takich impulsów, który z czasem popychał nas w stronę pogłębiania więzi z Bogiem i Kościołem.

Poznawaliśmy nowe możliwości, na przykład tę, że choć nie możemy otrzymać rozgrzeszenia, to przecież możemy porozmawiać ze spowiednikiem – wspominają. Stopniowo odkrywali, że mogą przecież pojechać na rekolekcje, pójść na pielgrzymkę i robić wiele innych rzeczy, które przybliżają Pana Boga. Dziś widzą, jak każda Msza św. czy rozmowa prowadziła ich po tej drodze. – Umacniali nas w tym dobrzy ludzie, którzy tak niby mimochodem podsuwali jakiś artykuł w gazecie katolickiej, mówili o ciekawym spotkaniu czy wykładzie w kościele. I tak krok po kroku, przez lata, byliśmy coraz bliżej – dodają.

Nasza szansa

Po kolejnych rekolekcjach organizowanych przez Spotkania Małżeńskie zupełnie niespodziewanie zaczęli rozmawiać o tym, jak bardzo ciąży im ta przeszkoda w życiu sakramentalnym. I to był pierwszy krok do decyzji o życiu w czystości. Dużo o niej rozmawiali, radzili się księży, aż w końcu... postanowili spróbować, czy podołają. Kiedy mijał już prawie rok, wiedzieli na pewno, że chcą tego oboje. Potem jeszcze przyszły skomplikowane procedury formalne i od 6 lat żyją jako tzw. białe małżeństwo. – Nie zawsze jest łatwo, ale warto było. Wprawdzie sakramentalnego ślubu nie możemy nadal zawrzeć, ale możemy przyjmować Komunię św., choć z pewnymi ograniczeniami. Żeby uniknąć zgorszenia, nie można tego robić we własnej parafii, więc trzeba wyjechać poza naszą miejscowość, tam, gdzie nas nikt nie zna. To udaje się najczęściej głównie w niedzielę, a po tylu latach tęsknoty za Panem Jezusem chciałoby się codziennie – mówią zgodnie.

– Stopniowo całe nasze życie zmienia się. Dostaliśmy szansę, by wybrać Pana Boga. I jesteśmy za tę szansę ogromnie wdzięczni – dodaje Anna. Dziś jako współanimatorzy rekolekcji prowadzonych przez Spotkania Małżeńskie dzielą się swoim świadectwem i nie boją się stanąć przed innymi, by przestrzec ich  przed nieprzemyślanymi decyzjami życiowymi. – Radzimy, by nie skazywali się na cierpienie, jakim jest życie w grzechu, a którego my doświadczyliśmy – zaznaczają. Takich par w oświęcimskim duszpasterstwie jest więcej. Są też szukający innych dróg. – Dlatego warto tu przyjść i porozmawiać, gdy ktoś szuka rozwiązania swojego problemu. Bo każdy jest inny i musi sam wybrać – tłumaczą członkowie oświęcimskiego duszpasterstwa, zapraszając na swoje spotkania.

Bóg wciąż czeka

Ks. Marcin Mendrzak

– Jako duszpasterz osób żyjących w związkach niesakramentalnych bardzo dużo się uczę. W tej wspólnocie napotykam na doświadczenie wielkiego rozdarcia, życia z taką wewnętrzną raną i rozmaitymi buntami przeciwko Panu Bogu. Moim zadaniem jest – na ile to tylko możliwe – zbliżyć każdego do Boga, żeby się nie odwracali i pamiętali, że do kościoła wciąż mogą przyjść. Od tej wspólnoty uczę się ogromnej pokory, z jaką podchodzą do Eucharystii, bo oni dostrzegają, jak wielki jest Bóg, który prowadzi człowieka i podnosi mimo wszystko, z największego nawet upadku. To pomaga mi też na przykład w prowadzeniu rekolekcji małżeńskich, kiedy mogę, opierając się na ich świadectwach, mówić o wartości małżeństwa i o tym, że każdy ma miejsce w Kościele.