Skąd nasz ród?

Agnieszka Otłowska, ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 04.05.2016 06:00

Podobno od czasów chrztu Polski przeszło przez nasze ziemie 40 pokoleń. A ile z nich potrafimy wskazać w historii naszych rodzin? Jak daleko sięga nasza rodzinna pamięć?

 Andrzej Mossakowski od kilkunastu lat pasjonuje się genealogią swojej rodziny ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość Andrzej Mossakowski od kilkunastu lat pasjonuje się genealogią swojej rodziny

Warto się wsłuchać w opowiadania najstarszych członków naszych rodzin; co się da, to spisać, sfotografować, zebrać pamiątki, odwiedzić groby – po prostu utrwalić tę rodzinną historię, którą powinno się znać. Na szczęście przyszła moda na poszukiwania genealogiczne.

Błędne zapisy, wątpliwi świadkowie

Tekla, Bartłomiej, Wojciech, Jan Kanty, Anna, Napoleon – to niektóre z imion w długim rodowodzie Mossakowskich. – Czasami odkrywam dziwne i zawikłane dzieje mojej rodziny. Widzę, jak przenika się historia moich przodków z dziejami Polski. Na przykład brat mojego dziadka brał udział w powstaniu górnośląskim, a mój dziadek w I wojnie światowej – mówi Andrzej Mossakowski, dawniej wójt podpłockiego Radzanowa.

Z wykształcenia jest inżynierem ogrodnikiem, ale od kilkunastu lat pasjonuje się genealogią swojej rodziny. – Od dziadków dowiedziałem się o losach moich przodków, ale dawniej nie miałem czasu i takiej pasji, by bliżej poznać te dzieje. To przyszło później – mówi pan Andrzej. Wśród jego przodków jest m.in. bł. abp Antoni Julian Nowowiejski. – Moja babcia była jego siostrą cioteczną. Utrzymywali kontakty między sobą – wyjaśnia.

Kilkanaście lat temu natknął się na publikację o dziejach swojej rodziny i nazwiska w roczniku Polskiego Towarzystwa Heraldycznego. O „Mossakowskich: u początku rodziny i nazwiska” napisał prof. Stanisław Mossakowski: – To mnie zainspirowało do tych poszukiwań. Poznałem również wybitnego znawcę tematu na Mazowszu Adama Antoniego Pszczółkowskiego. Zajmuje się on przede wszystkim historią szlachty północnego Mazowsza. Ma on niesamowitą wiedzę o rodach mieszkających kiedyś na tym terenie. Oprócz tych dwóch historyków pomocą jest dla mnie internet – mówi pan Andrzej.

W sieci jest baza wiadomości genealogicznych: na stronie genealodzy.pl. Korzysta się też z przebogatej Wielkiej Genealogii Minakowskiego. Ale poszukiwania w internecie to początek, który służy orientacji, gdzie – w jakich archiwach i innych miejscach – należy szukać. – Najwięcej informacji otrzymałem w Archiwum Diecezjalnym Płockim. Przeglądając akty urodzenia i chrztu oraz zgonu moich przodków, zamieszkujących parafię Gąsewo, ustaliłem genealogię rodziny do roku 1792, a więc do II rozbioru Rzeczpospolitej. Metryki są spisane po łacinie, polsku i rosyjsku. W moich poszukiwaniach doszedłem jeszcze dalej, aż do roku 1731, ale mam jeszcze pewne nieścisłości. Zdarza się bowiem, że w metrykach są błędy. Czasami świadkowie podawali nieścisłe informacje albo błędne imiona bądź źle je zapisywano. Te wątpliwe zapisy i metryki będę weryfikował w księgach wieczystych, zebranych w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie – opowiada pan Andrzej.

Ale nie poprzestaje on na szukaniu dokumentów w archiwach. Odwiedza również parafie, kościoły i cmentarze, gdzie żyli jego przodkowie, choć materialnie nic już tam nie pozostało. Wtedy przynajmniej robi zdjęcia tych miejsc.

Legendy i fakty

Kopalnią wiedzy dla poszukujących swoich korzeni jest archiwum diecezjalne, mieszczące się w Wyższym Seminarium Duchownym. Tam zgromadzone są najstarsze zabytki sztuki piśmienniczej, bezcenne dokumenty pergaminowe i księgi liturgiczne, m.in. odzyskany rok temu Pontyfikał Płocki. Są tam również księgi metrykalne (od roku 1900 i starsze), zgromadzone z parafii diecezji płockiej, która dawniej obejmowała również rozległe obszary m.in. obecnej diecezji łomżyńskiej i drohiczyńskiej. 80 proc. kwerend w archiwum dotyczy właśnie spraw genealogicznych.

– Od nastolatków do emerytów, wszystkie grupy zawodowe zgłaszają się do naszego archiwum w poszukiwaniu swoich korzeni – mówi ks. Dariusz Majewski, dyrektor Archiwum Diecezji Płockiej. – Pamiętam, gdy tego samego dnia zgłosiły się do nas osoby z różnych części świata: ze Stanów Zjednoczonych, Australii i Anglii. Ciekawe i zawiłe były ich losy, ale korzenie wszystkich sięgały diecezji płockiej. Często ci ludzie nie mówią nawet po polsku, ale wiedzą, że tu powinni szukać przodków. Gdy w naszym archiwum przeglądamy metryki, odnajdujemy też błędy, choćby w pisowni nazwisk. Wychwytują je często ci, którzy szukają swojego rodowodu. I tak, dla przykładu, występują w naszej diecezji podobne nazwiska: „Załęski” i „Załęcki” albo „Jędrzejewski” i „Jedrzejewski”. Historycznie jest ono tym samym nazwiskiem, choć prawnie są one już różne, bo w jakimś dokumencie popełniono błąd, który następnie został powielony – mówi ks. dyrektor.

Czasami zgłaszają się do archiwum osoby z ciekawymi historiami czy wręcz rodzinnymi legendami, i chcą je zweryfikować. – Pamiętam dziewczynę, która opowiedziała nam, że w jej rodzinie powtarzano, iż jej pra, pra... pradziadek był żołnierzem napoleońskim. Gdy Francuzi wycofywali się z Rosji, on miał pozostać na tych ziemiach. Ponoć ożenił się z Polką, a jego nazwisko zostało spolszczone. Nie było na to dowodów, ale w rodzinie tak powtarzano... I rzeczywiście znaleźliśmy zapis z aktu ślubu, że jej pra, pra... prababka ożeniła się z Francuzem – i tam było podane jego nazwisko po francusku, natomiast przy dzieciach i wnukach nazwisko to zostało już spolszczone. Legenda została więc pozytywnie zweryfikowana – mówi dyrektor archiwum.

Zacznij w domu

W Archiwum Diecezjalnym znajdziemy ciekawe rodowody znanych postaci: m.in. matki Fryderyka Chopina (która miała korzenie tu, na Mazowszu), rodowód wieszcza Zygmunta Krasińskiego, Władysława Broniewskiego, Lecha Wałęsy czy Tadeusza Mazowieckiego. Niedawno, przy okazji przygotowywania jubileuszu 200-lecia Uniwersytetu Warszawskiego, okazało się, że jeden z rektorów tej uczelni brał ślub w parafii Nowe Miasto.

Wszyscy chętni, którzy interesują się genealogią swojej rodziny są proszeni o osobisty kontakt z archiwum w Płocku. Wtedy będą im udostępnione księgi metrykalne albo ich mikrofilmy do konsultacji w czytelni archiwum. – To jest bardzo czasochłonne i wymaga wielkiej cierpliwości. Potrzebna jest znajomość trzech języków: do początku XIX w. zapiski są po łacinie, do 1868 r. po polsku. Następnie, w wyniku represji zaborcy, językiem urzędowym (również w księgach metrykalnych) stał się język rosyjski. Po ludziach z XVI, XVII w. pozostały tylko te zapiski, żadnego innego śladu nie ma, nawet grobu – opowiada ks. Majewski.

Poszukiwania genealogiczne należy rozpocząć w domu, w rodzinie, od zebrania rodzinnych historii, pamiątek i dokumentów. Następnie należy się udać do kancelarii parafialnej – tam zgromadzone są księgi metrykalne z XX wieku. Starszych należy już szukać w Archiwum Diecezjalnym w Płocku. Księgi metrykalne z XIX w. można również znaleźć w archiwach państwowych. Najlepiej szukać przodków w metrykach urodzeń i chrztu. Tam powinny być podane imiona i wiek rodziców, co pozwala cofnąć się o daną liczbę lat wstecz i szukać informacji o ich rodzicach, pod warunkiem, że urodzili się w tej samej parafii i że zachowały się księgi metrykalne z danego okresu. Niestety, w wyniku wielu zawirowań wojennych w bazie genealogicznej jest wiele braków, bo dokumenty spłonęły albo zostały zniszczone.

Skąd dziś bierze się moda na szukanie swych rodzinnych korzeni? – PRL wykorzenił ludzi, a w nas jest przecież naturalna potrzeba „bycia skądś”. Ona się teraz na szczęście odradza – mówi ks. Majewski.

Jak się okazuje, nie są do tego potrzebne studia historyczne. Pasja genealogiczna to osobiste poszukiwanie i odkrywanie swoich korzeni. – Wydaje mi się, że chęć poznania swoich przodków przychodzi z wiekiem. Młody człowiek nie przywiązuje do tego wagi, żyje dniem dzisiejszym. Tak było w moim przypadku, gdy w pewnej chwili życia pojawiło się takie pragnienie, aby ocalić od zapomnienia to, co wiem o mojej rodzinie. I to jest piękne – mówi Andrzej Mossakowski.