GOSC.PL |
publikacja 19.05.2016 05:50
Psychologowie i pedagodzy zgodnie podkreślają, że funkcja wychowawcza ojca jest niezastąpiona. Wielu rodzicieli ignoruje tę prawdę. Na szczęście nie brakuje tych, którzy rozumieją to nader dobrze.
Sławomir Kraszewski
Po raz drugi skierniewiccy ministranci wraz z ojcami i księdzem proboszczem uczestniczyli w męskiej wyprawie
Po raz drugi ministranci z parafii Niepokalanego Serca NMP w Skierniewicach podczas majowego weekendu wraz ze swoimi ojcami i ks. Rafałem Babickim uczestniczyli w corocznej formacji i odpoczynku. W zeszłym roku główną atrakcją była wspinaczka. Tym razem miejscem rekreacji i rywalizacji był Parczew. Jak przystało na męski wyjazd roboczo nazywany „Tylko dla orłów”, wszystko było zaplanowane i dopięte na ostatni guzik. W organizację, transport rowerów, a także program zaangażowali się ojcowie, którzy dopilnowali, by na wyjazd ministranci nie zabierali telefonów komórkowych, tabletów, laptopów, a także... sióstr i mam.
Jeszcze w Skierniewicach chłopcy zostali podzieleni na 4 grupy: białą, zieloną, czerwoną i niebieską. W każdej znajdowali się ministranci w różnym wieku. Punkty można było zdobywać za zwycięstwa w zawodach sportowych, za dobre zachowanie, wiedzę i dyżury. Sędziami mającymi do dyspozycji żółte i czerwone kartki byli ojcowie chłopców. W programie każdego dnia pełnego atrakcji, zmagań i odpoczynku były Msza św. z kazaniem, nabożeństwo majowe, poranne i wieczorne modlitwy, a także dyżury związane z przygotowaniem posiłku.
– Przygotowania do wyjazdu rozpoczęliśmy kilka miesięcy wcześniej – mówi Piotr Bibik. – Wzięło w nim udział 33 ministrantów, 22 ojców i ks. Babicki. Wszyscy mieszkaliśmy w domkach campingowych bez łazienek. Wyjście do WC lub pod prysznic, zwłaszcza w chłodne wieczory i poranki, było dodatkowym wyzwaniem. Wybierając miejsce, chcieliśmy, by panowały w nim nieco spartańskie warunki. Dla nas przez lata takie miejsca były standardem, dlatego chcieliśmy, by i nasi synowie zasmakowali takich uroków i wyzwań – mówi P. Bibik.
W trakcie wyjazdu był czas na przygotowanie drużynowego sztandaru, zwiedzanie zabytków i miejsc pamięci związanych z II wojną światową. Były też rajd rowerowy i nocny bieg patrolowy. Niemałymi atrakcjami były ogniska, wspinaczka w parku linowym, a także wyjścia na lody i gofry. – Mieliśmy sporo czasu, by pobyć z synami i ze sobą. Można powiedzieć, że była to prawdziwa męska przygoda, podczas której mogliśmy popatrzeć na różne zachowania naszych dzieci, na ich pozycję w grupie. I choć na co dzień każdego dnia staram się być blisko swojego syna, czasu spędzonego z nim na wyprawie nie żałuję. Cieszę się, że mogłem tam być z Michałem, jego kolegami i ich ojcami – podkreśla P. Bibik.
Zadowolenia nie kryje także Sławomir Kraszewski. – Dla mnie czas spędzony w Parczewie był powrotem do czasów harcerskich. Cieszę się, że mogliśmy te kilka dni spędzić razem. Mój syn ma 13 lat. Wszedł w wiek, w którym bardzo chętnie spędza czas z rówieśnikami. Ja uczę się patrzenia z boku, kontroli oddalonej. Z zadowoleniem patrzyłem, jak chłopcy uczyli się odpowiedzialności za całą drużynę, a nie ciągnięcia tylko w swoją stronę. Oddać pole to trudna sztuka. Po powrocie mamy kolejną płaszczyznę do rozmowy. Przez cały czas wymienialiśmy swoje uwagi, spostrzeżenia – mówi pan Sławek. W superlatywach o wyjeździe i męskiej wspólnocie wypowiadają się ministranci, a także ks. Rafał. Dla proboszcza najmłodszej skierniewickiej parafii wyjazd był budowaniem wspólnoty, czasem, którego brakowało mu w dzieciństwie i dorastaniu. – Jestem pewien, że to, co tam przeżyliśmy, będzie procentowało przez lata. Już dziś myślimy o wspólnym wypadzie na narty – zdradza ks. Babicki.