Nie święci garnki lepią

Andrzej Capiga


Gość Sandomierski 29/2016 |

publikacja 15.08.2016 06:00

Z tego właśnie założenia wyszli pracownicy Muzeum Regionalnego w Janowie Lubelskim i 10 lat temu, nomen omen w Łążku Garncarskim, zorganizowali pierwsze garncarskie warsztaty.

Praca na kole pod okiem mistrza. Andrzej Capiga /Foto Gość Praca na kole pod okiem mistrza.

W Łążku Garncarskim, podobnie jak i w innych miejscowościach w Polsce, artystyczne rękodzieło zaczęło szybko zanikać. – Celem spotkań jest ożywienie tutejszego ośrodka garncarskiego. Wykorzystaliśmy więc sytuację, że w Łążku żyli jeszcze starej daty garncarze, w tym Leon Żelazko czy Mateusz Startek, wyróżniony nagrodą Oskara Kolberga, i próbowaliśmy ich namówić, by wrócili do swojego zawodu. Dostaliśmy również dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu „Ginące zawody” – wspomina Barbara Nazarewicz, dyrektor Muzeum Regionalnego w Janowie Lubelskim.


Spotkania nie tylko sprawiły, że Łążek Garncarski zaczął znowu żyć, ale udało się też nawiązać kontakty z innymi podobnymi ośrodkami w kraju. Wymieniane są doświadczenia, zawiązywane przyjaźnie. – Z roku na rok widzimy coraz większe zainteresowanie garncarstwem ze strony całych rodzin, które uczestniczą w warsztatach. Mistrzowie fachu zaś potrafią cierpliwie i ciekawie tłumaczyć wszystkim tajemnice swojego zawodu. Plus cisza, spokój. Tak jakby czas się zatrzymał – dodaje pani dyrektor.


Janowskie muzeum powołało także do życia trzyletnią garncarską szkółkę. Jedna z uczennic dostała się później na architekturę, a jej dyplomowa praca dotyczyła właśnie Łążka Garncarskiego.


Przyjechał z piecem


W tym roku warsztaty prowadziło 16 garncarzy z całej Polski. Uczestnicy poznali tajniki pracy w glinie, toczenia na kole, w tym kole japońskim, szkliwienia oraz wypalania naczyń. Gościem specjalnym był Mateusz Grobelny, jeden z najwybitniejszych artystów ceramików młodego pokolenia, laureat licznych nagród, stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, kurator Międzynarodowego Pleneru Ceramików w Bolesławcu oraz wykładowca ASP we Wrocławiu. Pan Mateusz do Łążka przyjechał z mobilną pracownią ceramiczną oraz ze swoimi studentami.


– Piec do wypalania jest zamontowany na samochodowej przyczepie. Jest to mój autorski pomysł, który zrealizowałem w 2009 r., pozyskując pieniądze z Kapitału Ludzkiego. Cel – promowanie w całej Europie dobrej tradycji wypalania ceramiki drewnem. Techniki wypalania drewnem są podobne na całym świecie. Różne są jednak użyte materiały, szkliwa, temperatury czy konstrukcje pieców. W mobilnym piecu osiągam temperaturę ok. 1,3 tys. st. C. Dosypuję też sodę, co powoduje samoszkliwienie się materiału – wyjaśnia Mateusz Grobelny.


Piękne hobby


Obecnie w Łążku Garncarskim jest trzech garncarzy, czwarty pracuje w Janowie Lubelskim. – Chcemy wyszkolić jak najwięcej garncarzy, by ten piękny zawód nie zaginął. Kiedyś było nas aż 30. Cała wieś żyła z garncarstwa. Teraz co wyszkolimy ucznia, to od razu wyjeżdża za granicę, bo tam się opłaca wyrabiać ceramikę. U nas nie. Dzisiaj garncarstwo to dla nas tylko hobby – narzeka Adam Żelazko, garncarz z Łążka Garcarskiego, u którego w pracowni odbywają się warsztaty.


Zdaniem pana Adama, by dobrze opanować tę sztukę, trzeba uczyć się przynajmniej przez rok plus ze sto godzin korepetycji na kole u prawdziwego mistrza. 
– Obecnie mam jedną uczennicę, która robi szybkie postępy. W lekcjach towarzyszy jej 10-letni syn – dodaje pan Adam.


Spotkania garncarskie są dofinansowywane z ministerialnych programów przy wydatnej pomocy lokalnego samorządu.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: