Olimpiada, dzieci i ambicje

Agata Puścikowska

GN 34/2016 |

publikacja 18.08.2016 00:00

Aby dziecko chciało i zaczęło się ruszać, musi chcieć się ruszać... rodzic.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Im dłużej matka patrzy na rywalizacje sportowe olimpijskich zawodników, tym bardziej się zastanawia: warto aż tak? Warto tak poświęcić się konkretnej dyscyplinie sportowej, by przez lata całe nie ustawać w treningach? Dzieciństwo sportowca. Często również podporządkowane treningom. Bywa, że i kilka razy w tygodniu, przez wiele godzin dziennie. Jak wytrzymywał to siedmio- czy dwunastolatek? Ile było w tych treningach radości i pasji, a ile... łez? Specjaliści od „usportawiania” dzieci twierdzą, że aby dziecko osiągnęło później sukces sportowy, musi uprawianą dyscyplinę po prostu lubić. I to bardzo. W przeciwnym wypadku będzie to dla niego tylko mordęgą. Dość często się zdarza, że nadambitni rodzice próbują wycisnąć z dziecka maksymalnie dużo wysiłku i zaangażowania względem dyscypliny sportowej, którą... sami lubią. I niezrealizowane ambicje sportowe lokują w dziecku. Ze stuprocentowym niemal ryzykiem niepowodzenia i frustracji.

A co w takim razie ze zwykłymi dzieciakami, które pewnie olimpijczykami nie zostaną, ale powinny sporty uprawiać? Dla zdrowia fizycznego i dla dobrej kondycji psychicznej? Jak i gdzie zacząć? „W moim miasteczku nie ma warunków do uprawiania sportów” – często mówią rodzice. Tyle tylko, że dzieci nie muszą od razu zapisywać się do superdrogich klubów sportowych na supermodne dyscypliny. I nie muszą też być mieszkańcami dużych miast, by mieć dostęp do tzw. infrastruktury. Dla chcącego nic trudnego. Ruch fizyczny to piłka, skakanka czy rolki. Wystarczy skrawek łąki czy alejka w parku. Wystarczy pół godziny czy godzina dziennie. Tak naprawdę: na zabawę! Zabawę przez sport, która rozwija, uczy ducha fair play, a także kształtuje relacje z rówieśnikami. Relacje, o które dziś tak trudno, gdy dzieci „siedzą w telefonach”.

Co zrobić jednak, gdy „moje dziecko nie chce uprawiać żadnego sportu?”. I tu odpowiedź będzie nieco brutalna... Według psychologów sportowych, aby dziecko chciało i zaczęło się ruszać, musi chcieć ruszać się... rodzic. A najlepiej oboje rodzice. Niekoniecznie wyczynowo. Nigdy ponad siły. Ale wspólny spacer, piłka czy basen od czasu do czasu – to już spory krok w sportową przyszłość syna czy córki. Bo sportowa przyszłość dziecka nie oznacza zawsze medali olimpijskich. Zawsze jednak oznacza lepsze zdrowie i harmonijny, psychofizyczny rozwój. A nawet świetną kondycję całej rodziny. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.