My zamiast ja

Krzysztof Król

publikacja 19.09.2016 06:00

W internecie nie zaiskrzyło! Potrzebne było spotkanie w „realu”. Poznali się po Mszy Świętej!

Nasze marzenie? Chcielibyśmy mieć dzieciątko, a może dwójkę, no, maks  trójkę – śmieją się Iza  i Michał Suskowie  w ręcznie malowanych (przez Michała) koszulkach  dla całej wspólnoty. Krzysztof Król Nasze marzenie? Chcielibyśmy mieć dzieciątko, a może dwójkę, no, maks trójkę – śmieją się Iza i Michał Suskowie w ręcznie malowanych (przez Michała) koszulkach dla całej wspólnoty.

Iza i Michał to świeżo upieczone małżeństwo. Pobrali się tuż przed końcem wakacji. Wszystko jednak zaczęło się półtora roku temu od Mszy św. dla samotnych i poszukujących z Bożą pomocą przyszłego współmałżonka, które odbywają się raz w miesiącu w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Zielonej Górze.

Od słowa do słowa

Iza pochodzi z Lubina. Do Zielonej Góry przyjechała na studia pedagogiczne i tutaj działała w duszpasterstwie akademickim. Po studiach ograniczyła się jednak tylko do niedzielnej Mszy św. – Kiedyś spotkałam znajomego księdza, który zapytał mnie, co robię w Kościele. Powiedziałam mu, że trudno mi się odnaleźć, bo skończyłam studia i do duszpasterstwa już nie pasuję – jestem za stara. Ksiądz powiedział: „Możesz iść do oazy rodzin”. Odpowiedziałam mu: „Jak sama nazwa wskazuje, to grupa dla rodzin, a ja jeszcze jej nie posiadam. Szkoda, że nie ma takiej grupy, gdzie ludzie w moim wieku, szukający swojej drugiej połowy, mogą formować się i spotkać wartościowych ludzi”. Znajomy ksiądz odpowiedział: „Niby tak, ale Kościół to nie jest biuro matrymonialne” – opowiada Iza i kontynuuje: – Później koleżanka powiedziała mi o Mszach św. dla samotnych. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że przyjdą tam same starsze osoby i to też nie będzie moje miejsce. Ale tak mnie namawiała, że w końcu dla świętego spokoju się zgodziłam. (śmiech)  Tam poznałam Michała, który później pokazał mi, że jest miejsce w Kościele dla osób w naszym wieku, gdzie można się formować i działać. Obecnie jesteśmy w Odnowie w Duchu Świętym.

Trochę inaczej było w przypadku Michała, który na spotkanie trafił namówiony przez kolegę z Odnowy w Duchu Świętym, do której należał. – Gdzieś pogubiłem się w życiu i cały czas szukałem swojej drugiej połowy. Znajomy powiedział mi o tej Mszy św. i spotkaniach oraz przekonał mnie, żebym poszedł, tymi słowami: „Michał, wiem, że szukasz kogoś w internecie, ale po co ci wirtualne znajomości, skoro możesz kogoś wartościowego spotkać w »realu«”. Poszedłem, bo chciałem poznać nowych ludzi, i oczywiście z nadzieją, że może kogoś znajdę. Już na pierwszym spotkaniu zobaczyłem Izę – uśmiecha się Michał.

Świeca z chrztu

Oboje zostali i przychodzili na kolejne Msze św. oraz spotkania. Wzięli też udział w warsztatach z komunikacji. – Tam otrzymaliśmy dużo cennych wskazówek, jak rozmawiać z drugą osobą i przełamywać swoje bariery. Było dużo scenek, w których odgrywaliśmy przeróżne sytuacje. Wielu z nas chce kontaktu z drugą osobą i nawet wie dobrze, co ma powiedzieć, ale boi się przełamać swój strach przed niezrozumieniem i odrzuceniem – zauważa Iza.

– Już przy pierwszym ćwiczeniu w parach trafiliśmy na siebie. Chodziło o to, żeby patrzeć na siebie przez pięć minut, nie odzywając się. Czas minął, a ja mówię do Izy: „Wiesz co? Ja cię znam!”. A Iza: „Skąd?”. Ja na to: „Pisałem do ciebie trzy raz na portalu randkowym, a ty mi dałaś trzy razy kosza!”. Wszyscy w śmiech! – opowiada się Michał, a Iza kontynuuje: – A mi było tak głupio! Ja w ogóle Michała nie kojarzyłam z tego portalu, bo tam miał takie zdjęcia, że nie był do siebie podobny. Potem po którymś spotkaniu Michał rzucił hasło do wszystkich, że może poszlibyśmy na basen. Pomyślałam: „Czemu nie?”. Po basenie na przystanku autobusowym miedzy mną i Michałem zaiskrzyło. (uśmiech) Michał podszedł do mnie i poprawił mi włosy. Stanęłam jak wryta i pomyślałam: „Co on mi robi? Przecież tego nie lubię!” i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że to mi wcale nie przeszkadza. A potem zaczęły się klasyczne randki i w końcu zaręczyny! Oczywiście na spotkaniu po Mszy św. dla samotnych – tam, gdzie się poznaliśmy.

Nowożeńcy doświadczają na każdym kroku tego, że modlitwa ma moc. – Nawet w chwilach w zwątpienia w wierze nie wyobrażałam sobie mieć męża, który będzie niewierzący – podkreśla Iza. – To było zawsze dla mnie ważne. Pamiętam, jak w liceum chodziłam na pielgrzymki, wtedy każda dziewczyna modliła się o dobrego męża, a ja miałam ważniejsze sprawy. Wszystkie te intencje, które były dla mnie ważne, dawno się spełniły, (uśmiech) ale o dobrego męża nie modliłam się, bo uważałam, że jak Pan Bóg będzie chciał, to i tak mi go ześle. I tak czekałam! Co ciekawe, moi rodzice zaczęli chodzić na czuwania z Janem Pawłem II w moim rodzinnym mieście, Lubinie. To tam właśnie zaczęli modlić się o dobrego męża dla mnie. Rodzice zabierali ze sobą moją świecę z chrztu, która wypaliła się dzień przed tym, jak z Michałem postanowiliśmy być razem – dodaje.

Dobrem trzeba się dzielić

Swoją radością dzielą się z innymi, mówiąc o spotkaniach, gdzie się tylko da. – Dobrymi rzeczami trzeba się dzielić. Ostatnio rozmawiałam o ślubie z panią rehabilitantką, która zapytała mnie, jak się poznaliśmy. Oczywiście opowiedziałam o spotkaniach, a ona na to: „Może ja też bym tam przyszła?”. Odpowiedziałam: „Jasne! Zapraszamy” – uśmiecha się Iza. – Najważniejsze jest to, żeby nie tracić wiary i zaufać. Rzeczywistość wirtualna w naszym przypadku nie pomogła, wręcz przeciwnie. Dopiero realna rzeczywistość i spotkanie twarzą w twarz. Zachęcamy wszystkich do przyjścia na spotkanie. Tu można znaleźć osobę, która pokocha ciebie takim, jaki – lub jaka – jesteś, a nie tylko twój suchy opis w internecie. A jeśli jeszcze w tym wszystkim jest Pan Bóg, to naprawdę dzieją się cuda – dodaje Michał.