Rewolucje

Krzysztof Kozłowski

publikacja 11.10.2016 06:00

– Dziś najistotniejszą rzeczą nie jest to, że teraz siedzę na starej kanapie. Ważne jest to, że też odpowiadam za zbawienie żony – mówi Janusz.

- Bóg, proponując nam posługę pary diecezjalnej, nie pozostawił nas samym sobie. Widzieliśmy to już po kilku dniach posługi. Cieszymy się, że będziemy mogli zrobić coś dla innych. Jesteśmy prości i gotowi do służenia – mówią Małgorzata i Janusz Szczerbowie, zapraszając małżeństwa do Domowego Kościoła. Krzysztof Kozłowski /foto gość - Bóg, proponując nam posługę pary diecezjalnej, nie pozostawił nas samym sobie. Widzieliśmy to już po kilku dniach posługi. Cieszymy się, że będziemy mogli zrobić coś dla innych. Jesteśmy prości i gotowi do służenia – mówią Małgorzata i Janusz Szczerbowie, zapraszając małżeństwa do Domowego Kościoła.

Spotykają się we wspólnocie, by umacniać się na małżeńskiej drodze, by w swą codzienność – obowiązki, radości i trudne chwile – zapraszać Jezusa Chrystusa. Nawet w te, wydawałoby się, banalne chwile, jak wspólne śniadanie, rozmowy, przygotowywanie obiadu czy wyjście na spacer. Bo z małych rzeczy tworzą się większe, buduje się poczucie miłości i wzajemnej odpowiedzialności, momenty, kiedy bierze się dłoń bliskiej osoby i wie się, że można na niej polegać, że w drodze przez życie nie jest się samotnym, że łączy miłość, której fundamentem jest nie człowiek, ale miłość Boża.

– My przeżyliśmy swoją rewolucję, choć na początku chcieliśmy uciekać z pierwszych rekolekcji. Bo co my tu robimy? Dobrze, że zostaliśmy. Ten czas zmienił nasze życie – podkreśla Janusz Szczerba. Kiedy mówi, spogląda na niego jego żona Małgorzata. Rozpromienione oczy, uśmiech na twarzy i wyraz pełnej aprobaty. Właśnie im abp Wojciech Ziemba udzielił misji do pełnienia posługi pary diecezjalnej Domowego Kościoła Ruchu Światło–Życie.

Nieznany klucz

Małgorzata i Janusz już 22 lata należą do Domowego Kościoła. Przeszli podstawową formację, są członkami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. – I kiedy przyszła do nas poprzednia para diecezjalna, Dorota i Piotr, i zapytali, czy nie chcielibyśmy kandydować na tę funkcję, nie mieliśmy wątpliwości. Bo przecież trzeba służyć zdecydowanie, z zaangażowaniem i z radością. Kto poświęca się dla innych, wie, o czym mówię – uśmiecha się Małgorzata. Bez dłuższego zastanowienia odpowiedzieli: „tak”, choć przecież nie mieli pewności, czy spośród zaproponowanych abp. Ziembie małżeństw to oni zostaną powołania do pełnienia posługi pary diecezjalnej.

– Arcybiskup Wojciech wskazał nas. Jakim kluczem się posługiwał? Nie jestem pewny, ale wiem, że na pewno Bożym – uśmiecha się Janusz. – I zgodnie z wolą metropolity będziemy tę posługę pełnić przez następne trzy lata – dodaje. Będą przez ten czas odpowiedzialni za małżeństwa powierzone, czyli wszystkie należące do Domowego Kościoła w naszej archidiecezji. W 36 kręgach spotykają się 154 małżeństwa. – I my za nich odpowiadamy. Za ich formację duchową, za sposób, w jaki będą kroczyć po ścieżce prowadzącej do Pana Boga. Ze wszech miar trzeba wspierać te małżeństwa, organizować rekolekcje, spotkania kręgu diecezjalnego, jeździć na spotkania krajowe. Ale nie da się wszystkich obowiązków sformalizować – wyjaśnia Janusz.

Tradycyjne „tak”

Małgorzata i Janusz są małżeństwem od 31 lat. Poznali się podczas spotkań oazy młodzieżowej w parafii św. Anny w Barczewie. – Po roku byliśmy już małżeństwem – uśmiecha się Małgorzata. A rodzina to nowe obowiązki, zmieniające się priorytety i jakże częste poczucie, że jest dobrze, kochamy się, czasem kłócimy, dążymy do celu, by zapewnić rodzinie odpowiedni poziom materialny. – Tradycyjnie praktykowaliśmy swoją wiarę, chodziliśmy do kościoła. Z biegiem lat zaczynało nam czegoś brakować, czegoś nienazwanego. Ale z tym przecież da się żyć. A lata mijały – wspomina Małgorzata.

Podczas jednej z niedzielnych Mszy św. podszedł do nich ksiądz i zaproponował im udział w kursie dla nauczycieli naturalnego planowania rodziny. Dlaczego im? – Zapewne widział nas często w kościele i Duch Święty mu podpowiedział, że jesteśmy odpowiednią parą do takiej posługi – uśmiecha się Małgorzata. I, jak do dziś mają w zwyczaju, odpowiedzieli: „tak”. Pojechali na kurs. Na jednym ze spotkań konferencję głosił ks. Roman Wiśniowiecki. Okazało się, że jest ówczesnym moderatorem diecezjalnym Domowego Kościoła. – Ks. Roman był w trakcie zawiązywania nowego kręgu. Zaproponował nam, żebyśmy wstąpili do wspólnoty. Bez wahania zgodziliśmy się. Po trzech miesiącach pojechaliśmy na pierwsze rekolekcje – wspomina Małgorzata.

Wytrwaliśmy

Okazało się, że rekolekcje diametralnie zmieniły ich życie, otworzyły oczy na sprawy, których wcześniej nie zauważali. – Pomyślałam wówczas, że może zbyt egoistycznie patrzę na męża, że chcę więcej od niego brać niż mu darować – mówi Małgorzata. Ale to był już efekt innej prawdy, którą przecież słyszeli w życiu nie raz, tylko ona była ciągle jakby ukryta.

– Usłyszeliśmy, że Pan Bóg nas kocha i ma dla nas plan. I podczas tych rekolekcji ta prawda w końcu do nas dotarła. Zaczęliśmy to odkrywać i tę prawdę wprowadzać w różne sfery naszego małżeństwa. Zmieniliśmy swoje życie o 180 stopni. Bo sprawy w życiu dzielą się na dwie grupy, na pilne i na ważne. Sprawy ważne to są te, które dotyczą naszego zbawienia. Sprawy pilne to te, wokół których cały czas się kręcimy. Na tych rekolekcjach zrozumieliśmy, że istotą nie jest to, w czym my się poruszamy codziennie, że istotą jest Pan Bóg, On jest najważniejszy. I zmiana myślenia, zmiana postępowania. Inne spojrzenie na żonę. Oczywiście nie stało się to jednego dnia. To nieustający proces. Odkrywamy Boga codziennie – mówi Janusz.

Wspomina, że po kilku dniach chcieli wyjechać z tych rekolekcji. Bo wokół jakby święci ludzie, zupełnie z innego wymiaru. A oni muszą myśleć konkretnie, bo dzieci na wychowaniu, rachunki do zapłacenia, wokół tyle obowiązków. – Wytrwaliśmy. A dziś najistotniejszą rzeczą nie jest to, że siedzę na starej kanapie. Ważne jest to, że odpowiadam za zbawienie żony, że żona odpowiada za moje – dodaje Janusz.