Równia pochyła wolności

publikacja 15.10.2016 06:00

O pro life w laickim państwie, pomocy kobietom i darze adopcyjnego macierzyństwa mówi Zdeňka Rybová, działaczka pro life z Czech.

Równia pochyła wolności archiwum prywatne zdeňki rybovej

Agata Puścikowska: Jak to się stało, że zaczęłaś zajmować się działalnością pro life?

Zdeňka Rybová: Zostałam ochrzczona, ale nie byłam wychowywana w wierze. Byłam nawet przeciwniczką Kościoła, szczególnie w sprawach... pro life. Wierzyłam w „wolność” bez zobowiązań i w „prawo do decydowania o własnym ciele”. Moje wyobrażenie wolności to tak naprawdę była anarchia. A co za tym idzie – równia pochyła i smutek. Na szczęście Bóg mnie uratował. Odnalazłam Go około 16. roku życia, po spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II.
 Po nawróceniu przeprowadziłam się z Moraw do Pragi. Miałam 19 lat. Studiowałam dziennikarstwo i ekonomię, potem pracowałam w firmie informatycznej. W tym czasie też wyszłam za mąż. Z moim mężem chcieliśmy zostać instruktorami naturalnych metod planowania rodziny. Podczas kursu, w którym uczestniczyliśmy, poznaliśmy ludzi, którzy działali w organizacji Hnutí Pro Život, wspierającej kobiety w trudnej sytuacji. Hasło organizacji brzmi: „Żeby każda kobieta wiedziała, że nie jest sama”. Szukano osób, które zajęłyby się kontaktem z mediami – udzielały wywiadów, pisały teksty o działalności organizacji. Byłam wtedy młoda i bezczelna, więc gdy mnie o to poproszono, zgodziłam się: „Nie ma problemu, dam radę”. (śmiech) Mimo całkowitego braku doświadczenia poradziłam sobie. Siła młodości.

Później zaczęłaś też pomagać kobietom w konkretny sposób...

Tak. Z biegiem czasu wciągnęłam się również w innego rodzaju pracę. Dziesięć lat temu stworzyłam projekt Linkapomoczi.cz. To centrum kryzysowe dla kobiet w ciąży, w trudnych sytuacjach życiowych. Jako jedyni w Czechach posiadamy darmową linię telefoniczną z pomocą psychologa. Dzwonią do nas kobiety z przeróżnymi problemami. W projekcie pracuje 14 osób, które świadczą wszelką potrzebną pomoc. Zarówno kobietom w ciąży, jak i kobietom po aborcji. Najczęściej jednak zgłaszają się do nas matki oczekujące dziecka, które nie mają wsparcia od ojca dziecka i rodziny. Są pozostawione same sobie, zupełnie samotne, przerażone i zagubione.

Ilu kobietom pomogliście do tej pory?

W ciągu tych dziesięciu lat około 3 tys. kobiet. I to była bardzo różna pomoc. Od rozmowy, wsparcia, wysłuchania (tego potrzeba najwięcej!), przez pomoc prawną, lekarską, po zaoferowanie mieszkania azylowego. Mamy w Czechach relatywnie wiele domów, miejsc, w których kobiety w dramatycznej sytuacji mogą się schronić.

Z czego się utrzymujecie?

Z datków od dobrych ludzi. Pieniędzy od państwa (gdyby ktoś je zaproponował) i tak byśmy nie przyjęli. Skoro nasze prawo dopuszcza aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży, a później, jeśli np. dziecko jest chore, do 24. tygodnia, to przyjmowanie pieniędzy od rządzących nie byłoby etyczne. W Czechach, 10-milionowym państwie, rocznie w wyniku aborcji ginie ponad 20 tys. dzieci. Czyli średnio 60 dzieci każdego dnia. I trwa to nieprzerwanie od 1957 r.

Mamy powszechną świadomość, kiedy zaczyna się życie. Mimo to tysiące kobiet dokonują aborcji. Dlaczego?

Z mojego doświadczenia wynika, że powód najczęściej znajduje się w... mężczyźnie. W Czechach mężczyźni są wychowywani tak, by w zasadzie nie przyjmować odpowiedzialności za kobietę i dziecko. Taka obojętność jest uważana za poprawną i właściwą. Ciąża to sprawa tylko kobiety. Może się ona „pozbyć kłopotu” na koszt państwa. Oczywiście ten stan rzeczy najbardziej uderza w same kobiety. Bo w sytuacji kryzysowej nie potrzebują „wolności”, lecz pomocnej dłoni. Często kobiety dostrzegają zło obecnego systemu dopiero, gdy zostają pozostawione same sobie. Wcześniej myślały, że mają „wolność”, i cieszyły się z niej. Pracujemy też z kobietami, które są ofiarami syndromu poaborcyjnego. Oferujemy im profesjonalną i darmową terapię, na którą mogą chodzić nawet rok. Państwo, choć finansuje aborcję, takiej terapii nie proponuje.

Wszyscy jesteście katolikami?

Czechy nie są krajem religijnym. W moim centrum kryzysowym katolicy są mniejszością. Większość to (przypuszczalnie) ateiści. Bo pro life nie jest katolickie! Jest ludzkie... Niezależnie od wyznawanej wiary czy jej braku powinniśmy chronić ludzkie życie. Wszyscy nasi wolontariusze mają ogromną motywację do niesienia pomocy, wielką miłość do życia. Zresztą nasza pomoc nie ogranicza się tylko do kobiet przed aborcją czy po niej. Pracujemy też z małżeństwami w kryzysie. Na przykład z bezdzietnymi, które bardzo z tego powodu cierpią.

Ten rodzaj cierpienia poznałaś na własnej skórze.

I na skórze męża. Wzięliśmy ślub, planowaliśmy dzieci. Staraliśmy się latami, leczyliśmy się bezskutecznie. To bardzo bolało... Jednak jeszcze przed ślubem rozmawialiśmy o bezdzietności, czysto hipotetycznie. Wtedy postanowiliśmy, że jeśli nie doczekamy się dzieci biologicznych, postaramy się o adopcję. Tak zrobiliśmy. Adoptowaliśmy Agnieszkę, która dziś ma ponad 14 lat. Potem Magdę. I w końcu Macieja. Oczywiście była to decyzja w jakiś sposób trudna, bo nieco obawialiśmy się przyszłości. Jednak Bóg się nami opiekuje: ofiarował nam wspaniałe, dobre dzieci. Córki zaczynają dorastać, a to dla mnie spora próba cierpliwości. (śmiech) Natomiast dla mojej pracy doświadczenie braku dzieci biologicznych i potrójnej adopcji jest pozytywne. Doskonale rozumiem, co czują pary bezdzietne. Mogę też świadomie odradzić im in vitro. Są lepsze sposoby zostania rodzicami. Mam na to aż trzy ładne, inteligentne i kochane dowody.

Twoja działalność wywołuje czasem agresję?

Rzeczywiście, mam doświadczenie, że nie jest to zawsze bezpieczna praca. Wielu osobom się nie podoba. Ale ja się nie boję. Wielka jestem – mam ponad 180 cm wzrostu. (śmiech) Jestem absolutnie pewna, że robię to, do czego zostałam posłana. To moja rola i zadanie.

Czy czeski Kościół wspiera pro life?

Tak, i to coraz intensywniej, co ogromnie cieszy. Zawsze zresztą był za życiem, ale teraz robi to coraz głośniej, wychodząc poza kościelne mury. W tym roku, podczas praskiego Marszu dla Życia (który współorganizuję), po raz pierwszy szedł z nami całą trasę arcybiskup Pragi. Nasz marsz, w którym uczestniczyło 7 tys. osób (ogromna liczba jak na Czechy), to przede wszystkim zlot rodzin. Impreza bardzo nowoczesna, która postronnym osobom obserwującym nas z ulic Pragi z pewnością daje do myślenia.

A to dobrze, bo z badań wynika, że ponad 80 proc. Czechów aborcję popiera...

Niestety. Kobiety dokonujące aborcji są u nas postrzegane jako... odpowiedzialne. Tymczasem na oddające dziecko do adopcji patrzy się jak na wyrodne matki. To głębokie, wieloletnie zranienie całego społeczeństwa, więc zmiana musi być ewolucyjna. Wierzę jednak, że przeobrażenie postaw i proaborcyjnej mentalności jest możliwe. Nie wykonywałabym tej pracy, gdybym nie wierzyła, że kiedyś Czechy się odmienią. Czeskie prawo również. Każdego dnia widzę niewielkie zmiany na lepsze. Szczególnie w zwyczajnych, prostych ludziach. Oni zaczynają rozumieć i chcą poznać drogę do dobra... Człowiek przecież pochodzi od Boga, głęboko w nim są zakorzenione odpowiednie postawy. Ludzie sercem czują, co jest dobre, a co złe. Trzeba prawdę o człowieczeństwie stale przypominać, by odkryć w ludziach głęboko ukryte dobro. Od kilku lat liczba aborcji w Czechach niestety jednak nie spada. Więc jeśli nie zmieni się u nas prawo, liczba zabitych dzieci nie zmaleje. Wszystko w rękach polityków. Oczywiście nad nimi też pracujemy, staramy się wpływać i informować, uświadamiać skalę dramatu i konsekwencje powszechnej aborcji. Staramy się też zmieniać sposób myślenia Czechów. Powstał na przykład projekt, który ogromnie podoba się ludziom, a który kładzie nacisk na uczenie odpowiedzialności za ojcostwo „Nie sądzimy – pomagamy”. Wsparło nas wielu celebrytów, ludzi znanych i lubianych, którzy rozumieją, jak istotne jest wspieranie kobiet i dzieci przez odpowiedzialnych mężów i ojców. Prawdziwych mężczyzn.

Czy to nie paradoks, że Czechy, które dały Polsce chrzest, są obecnie krajem laickim, w którym aborcja jest tak szeroko dostępna...

Ja jestem bardzo dumna z tego, że nasza Doubravka nakłoniła Mieszka do chrztu! Ale masz rację, oczywiście obecnie mamy duży problem z ateizmem. Choć wierzę, że w skali historii chrześcijaństwa przejściowy. Myślę, że żyjemy w czasach, kiedy jesteśmy świadkami czegoś nowego, jakiegoś początku zmian. Ludzie coraz częściej i intensywniej szukają sensu życia. Bardzo dużo osób widzi, że rodzina jest to fantastyczna sprawa, że warto ją mieć, że dzieci to nasza przyszłość. Być może to dobry czas, by intensywniej ewangelizować, mówić o wartościach. Ludzie tego potrzebują.

Tymczasem polskie media piszą o masowych wyjazdach Polek do Czech, by poddać się aborcji. To prawda?

Jestem pewna, że nie. Oczywiście pojedyncze przypadki zapewne się zdarzają. Ale nie na skalę opisywaną przez media. W dodatku jest to przestępstwo! Jeśli Polki wyjeżdżają do czeskich szpitali, dokonują aborcji prywatnie. Lekarze ryzykują proces sądowy i zakaz wykonywania zawodu, bo czeskie prawo dopuszcza wykonywanie aborcji wyłącznie kobietom mieszkającym na stałe w Czechach. W statystykach przestępstw nie ma odnotowanych przypadków nielegalnych aborcji polskich kobiet. Nie wierzę więc, by skala zjawiska była duża. Zapytany przeze mnie kilka lat temu czeski minister spraw wewnętrznych nie potwierdził, by dochodziło do takiego procederu na masową skalę w czeskich szpitalach.

Czujesz się... czeską Mary Wagner?

Ona jest bohaterką. Ja mam zupełnie inną sytuację. Mam nadzieję, że niedługo Mary do nas przyjedzie. Czekamy na nią.

Zdeňka Rybová - wiceprzewodnicząca i rzeczniczka prasowa Hnutí pro Život – czeskiego Ruchu Obrony ŻycIa.

TAGI: