Warkoczyk otuchy

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 18.10.2016 06:00

Decydują się na ścięcie, choć zwykle miały długie włosy „od zawsze”. To ich wyraz wsparcia dla chorej osoby.

Laura Nossol z Kózek zdecydowała się ściąć włosy. – Będę zapuszczać dalej i znowu przyjdę je oddać – zapowiada. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Laura Nossol z Kózek zdecydowała się ściąć włosy. – Będę zapuszczać dalej i znowu przyjdę je oddać – zapowiada.

Dwunastoletnia Laura Nossol z Kózek odkąd pamięta, podcinała tylko końcówki. Siedząc przed lustrem mówi: – Moja ciocia ścięła włosy i opowiedziała o tej akcji i zdecydowałam się zrobić to samo. Trochę mi było żal, bo byłam przyzwyczajona do długich, ale warto. Nowa fryzura mi się podoba i będzie łatwiej rozczesywać i myć włosy – przyznaje sama. Jej mama Renata dodaje, że jest dumna z córki. – A te warkoczyki teraz zapakujemy i wyślemy do Warszawy – informuje dziewczynkę Beata Wawrzynek, właścicielka salonu w Polskiej Cerekwi.

Noś i walcz!

– Choć akcja trwa od paru lat, wiele osób o niej nie wie, bo i salonów współpracujących z fundacją Rak’n’Roll nie jest tak wiele – stąd dziewczyny przyjeżdżają specjalnie, z Raciborza, Kietrza, choć mają fryzjerów bliżej – bo dowiedziały się o niej przez Facebooka – tłumaczy fryzjerka. Właśnie dlatego na profilu społecznościowym zdjęciami dokumentuje, kto wziął udział w akcji. Zawsze po takim wpisie zgłaszają się kolejne osoby.

Od 13 miesięcy było ich już ponad 30. Największy ruch jest po I Komuniach św., kiedy dziewczynki, skracając zapuszczane na tę uroczystość włosy, pomagają w ten sposób chorym rówieśnikom. A dziecięce włosy są delikatne i miękkie. – To musi być samodzielna decyzja, bo klientki są bardzo z nimi bardzo związane, to część ich tożsamości. Są emocje, dlatego dbam, żeby to odbywało się na spokojnie, żeby miało piękną oprawę – uśmiecha się Beata Wawrzynek.

Wydaje się, że to tylko fryzura, ale dla pacjentek onkologii to znacznie więcej. Fryzjerzy, których klientkom włosy się przerzedzają albo przechodzą chemioterapię, wiedzą, jaki to dla nich dyskomfort, jak mocno to przeżywają i jaki wpływ ma poczucie piękna na walkę z chorobą. – Akcja ta daje kobietom coś więcej niż perukę – ponowną pewność siebie i siłę do walki. Ja zawsze miałam długie włosy, chyba w innym przypadku nie ścięłabym ich tak krótko. Od roku ponownie je zapuszczam, żeby znowu się nimi podzielić. Pomoc drugiej osobie choćby w taki sposób daje radość – podkreśla Magda Skowrońska, uczestniczka z Zakrzowa.

Kosmyk dla drugiego

Beatę Wawrzynek do zaangażowania się zachęciła córka, która jest lekarką. – Nie można tylko zarabiać, trzeba też myśleć o drugim człowieku. Tu do powodzenia potrzeba i osoby, która ofiaruje swoje włosy, i kogoś, kto za darmo je obetnie, poświęci czas, zrobi jakąś ładną fryzurę po obcięciu, opakuje te włosy i wyśle. To jest moje poświęcenie, ale warto.

Podobne salony są w Opolu, Nysie, Oleśnie, ale też np. w Głuchołazach, Walcach czy małej Kórnicy. A wśród uczestników akcji są nie tylko same kobiety czy dziewczęta, ale także... misjonarze. – Pomysł zrodził się już w czasie przygotowania się do wyjazdu na misje 6 lat temu. Powód? W mojej rodzinie choroba nowotworowa pojawiała się i wielu tę walkę przegrało. Wobec niej często jesteśmy bezradni i niewiele możemy pomóc. Przypadkiem wpadłem na informację o akcji „Daj Włos” i spontanicznie pomyślałem, że w taki sposób mogę coś zrobić. No i tak to się zaczęło – wspomina ks. Paweł Chudzik, obecnie posługujący w Peru. Jeszcze bardziej zmotywowała go do tego śmierć jego dziadka z powodu raka. Było to krótko po wyjeździe na misje. Odtąd każdy urlop w Polsce wiąże się ze ścinaniem włosów.

Misjonarz przyznaje, że ma przez to trochę zachodu z pielęgnacją włosów, ale jakoś daje radę. Dodaje, że nie obeszło się też bez pytań przełożonych o długość włosów, ale po wyjaśnieniu spotykał się z ich zrozumieniem i uśmiechem.

– Wielkie jest zawsze zaskoczenie w Polsce, kiedy z tymi swoimi „piórami” odprawiam Mszę, głoszę kazania i kwestuję na misje. Choć nie zawsze wiedzą o motywach tych długich włosów, spotykam się z życzliwym przyjęciem. A na misjach ludzie tak się przyzwyczaili, że po powrocie z pierwszego urlopu wielu mnie nie poznało z krótkimi włosami. Dla nich jestem podobny do znanych im wizerunków Jezusa, stąd mój przydomek na misjach to: Padre Pablo „Jesus”, a dla kolegów misjonarzy po prostu „kudłaty” – uśmiecha się ks. Chudzik.

O akcji

Akcja „Daj Włos!” ruszyła w odpowiedzi na to, że peruki z naturalnych włosów były tylko częściowo refundowane przez NFZ, a dopłata do nich wysoka. W akcji może wziąć udział każdy, kto ma minimum 25 cm włosów do ofiarowania. Szczegóły i lista salonów biorących udział w akcji są na stronie www.raknroll.pl/co-robimy/programy/daj-wlos/. Można je też ściąć samemu lub w dowolnym salonie fryzjerskim i odpowiednio zapakowane wysłać razem z oświadczeniem na adres fundacji Rak’n’Roll. Warkoczyki trafiają do perukarni Rokoko. Tam powstają wygodne i piękne peruki, które są przekazywane za darmo pacjentkom walczącym z rakiem.

TAGI: