Bóg sam stał się embrionem

publikacja 24.11.2016 04:00

O manipulowaniu faktami, unikaniu cierpienia i człowieczeństwie mówi ks. Andrzej Muszala.

Bóg sam stał się embrionem MIŁOSZ KLUBA /FOTO GOŚĆ

Barbara Gruszka-Zych: Koleżanka wychowująca niepełnosprawne dziecko powiedziała mi, że w „czarnych marszach” chodzi o to, by wywalczyć innym matkom wolność zabijania, bo słabsze od niej nie wytrzymają trudu takiej opieki.

Ks. Andrzej Muszala: To trudne rozmowy. Obrońcy życia muszą stale się troszczyć, aby nie zaistniała sytuacja, kiedy mówi się kobiecie, że nie może zabić dziecka, a zostawia się ją samą. Doszliśmy do takiego rozwoju medycyny, że można matkę spodziewającą się niepełnosprawnego dziecka otoczyć kompleksową opieką – psychologiczną, medyczną, duchową i wtedy nie będzie sama. Od lat działa z powodzeniem francuska fundacja Jérôme a Lejeune'a, wspierająca kobiety po trudnej diagnostyce prenatalnej. W Polsce powstaje coraz więcej podobnych inicjatyw. Na przykład w szpitalu w Prokocimiu taka matka nie zostaje zostawiona sama sobie, ale nią i noworodkiem zajmują się wolontariusze. Dobry cel, jakim jest uniknięcie cierpienia dziecka, nie uświęca środków, które są złe. Zabicie człowieka zawsze jest złem. Nigdy nie powinno się zaradzać ludzkim biedom przez zabójstwo.

Przeraziło mnie to, co powiedział mi tegoroczny maturzysta, że kocha matkę za to, że nie pozwoliłaby, by cierpiał. Kiedy zapytałam, czy gdyby miał jakąś wadę genetyczną, zabiłaby go, zamilkł.

Pojawia się sporo takich głosów teoretyków. Peter Singer, bioetyk australijski, mówił, że dzieci bezmózgowe trzeba uśmiercać także po urodzeniu, a chorych terminalnie należy poddawać eutanazji. Jednak kiedy jego matka była w takim stanie, absolutnie nie zgadzał się na eutanazję, motywując, że to „inny przypadek”.

Kiedy przychodzi do czynów, ferujący wyroki są zatrwożeni swoimi słowami.

Takie głosy niepoparte doświadczeniem trzeba przyjmować z dystansem. Dopiero życie zderza z prawdą i ludzie reagują inaczej, niż deklarują. Zasada świętości życia mówi, że każde życie jest ważne od początku do końca. Już Hipokrates wiedział, że lekarz nie może uśmiercić pacjenta, bo wtedy traci zaufanie tych, których leczy. To działanie wbrew etyce i normom ogólnoludzkim. W społeczeństwie istnieje zasada solidarności, polegająca na tym, że osoby mocne i silne opiekują się słabymi. Przecież kiedyś te mocne staną się słabymi, a te słabe – mocnymi. Dzieci wydorośleją, a ich rodzice zestarzeją się i będą oczekiwali na ich pomoc.

W takim społeczeństwie człowiek czuje się bezpiecznie.

Inaczej jest, kiedy zaczynamy likwidować na początku i końcu życia tych słabych. To sygnał, że żyjemy w społeczeństwie egoistycznym i strach pomyśleć, co będzie dalej. Czy dzieci z zespołem Downa będzie się uśmiercać zaraz po zdiagnozowaniu w łonie matki?

W Polsce zabija się przed urodzeniem najwięcej dzieci z zespołem Downa.

A tymczasem okazuje się, że rodziny z takim dzieckiem są często szczęśliwsze od tych ze zdrowym. Według badań dzieci z zespołem Downa są o wiele bardziej szczęśliwe niż reszta społeczeństwa.

Z jednej strony zabija się nienarodzonych, z drugiej – produkuje się dzieci w probówkach.

Do prowadzonej przez nas w Krakowie poradni bioetycznej przychodzą kobiety, które urodziły dzieci z in vitro, ale też takie, które mają zamrożone dzieci, tzw. nadliczbowe embriony, pozostałe po in vitro.

Co wtedy przeżywają?

Zgłosiła się do mnie para, która ma rekordową liczbę zamrożonych embrionów, bo aż trzydzieści, a dwoje dzieci z in vitro już im się urodziło. Ale niedawno się rozeszli i nie wiedzą, co z tymi dziećmi zrobić. Matka chciałaby je implantować, choć została sama. Sporo samotnych matek chce urodzić te dzieci, ale ich byli mężowie się nie zgadzają, a potrzebna jest zgoda obu stron. I wtedy te kobiety zaczynają przeżywać traumę. Nazywam ją „syndromem po in vitro”, choć nie ma na to jeszcze nazwy.

Już ją Ksiądz wymyślił.

Matki wyczulone na wartość życia wiedzą, że mają dzieci w stadium kilku komórek, i nie wiedzą, co z tym robić.

Co im Ksiądz radzi?

Jestem za tym, że jeśli biologiczni rodzice poczęli dziecko, a nie mogą go wychować, to niech oddadzą je do adopcji preinplantacyjnej. Wtedy embrion zostaje przyjęty do łona matki już nie genetycznej, ale tej, która go urodzi i wychowa. Znam pary, które zajęły się porzuconymi embrionami, żeby ratować poczęte dzieci. Jednemu małżeństwu, które przyjęło porzucone zarodki, najpierw urodziło się dziecko zdrowe. Drugie, jeszcze w łonie matki, okazało się chore. Lekarz stwierdził, że jest wskazanie do aborcji. Jednak matka zdecydowała się je urodzić i z poświęceniem wychowuje. To dla mnie czyn prawdziwie heroiczny.

Czy matka może zabrać z kliniki zarodki swoich dzieci?

Normalnie nie można otrzymać zarodków, ale można to zrobić, używając jakiegoś fortelu. Jedna z matek, która potem opowiedziała mi o tym, otrzymała je w termosie kriogenicznym. W temperaturze ciekłego azotu, czyli –196 stopni Celsjusza, przechowywane są w nim probówki z embrionami. Zdesperowana kobieta wyciągnęła je, zakopała w ogródku i postawiła krzyż, bo nie była w stanie żyć ze świadomością, że one tam są, a ona nie może im pomóc.

To, o czym Ksiądz mówi, jest argumentem przeciw hasłom pań z czarnych protestów, głoszących, że embrion to nie człowiek.

Na stronie jednej z czołowych klinik in vitro przeczytałem: „Kochamy każde dziecko od pierwszej komórki”.

A więc można manipulować faktami naukowymi.

Jeśli komuś jest to do czegoś potrzebne... Dziś wiadomo, że życie ludzkie powstaje w wyniku połączenia komórki męskiej i żeńskiej. Wtedy zaczyna się tzw. nowy szlak rozwojowy. Jeśli te komórki się nie połączą, to żyją maksimum 3–5 dni. Natomiast od momentu połączenia ich szlak rozwojowy to zwykle 80, 100 lat. Istnieje ciągłość rozwojowa i wśród embriologów nie ma dyskusji co do tego, że życie ludzkie zaczyna się w momencie zapłodnienia.

Unika się debat na temat tego, czy embrion jest człowiekiem. W zależności od potrzeb dyskutantów przyjmuje się, że nim jest albo nie.

Wielu zależy, żeby to było nieokreślone, bo dzięki temu będzie istniało przyzwolenie na zamrażanie embrionów. Tak jak kiedyś uważano, że płód nie jest człowiekiem, teraz mówi się, że embrion to zlepek komórek. Jezus powiedział wyraźnie: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Tymi najmniejszymi braćmi są właśnie embriony. Bóg sam stał się embrionem. Maryja usłyszała od anioła, że „pocznie i porodzi Syna”. Nie, że tylko Go urodzi. Jan Chrzciciel też jako płód podskakiwał z radości, czując bliskość Pana. Biblia pokazuje, że embrion jest człowiekiem.

Przychodzący do Księdza po radę mają inne, związane z tym wątpliwości?

Kiedyś zadzwoniła matka i powiedziała, że ma bliźnięta syjamskie, dwie głowy, jeden tułów, co ma robić. Poradziłem, żeby nie poddała się aborcji, ale odprawiła nowennę do Ducha Świętego, i okazało się, że w tym czasie ciąża obumarła. Powiedziała mi, że choć dziecko umarło, to jednak jest wdzięczna za radę, bo ma czyste sumienie i sama go nie zabiła. Ale nie wszystkie podobne sytuacje tak się rozwiązują. Staram się takim matkom nie tylko udzielać porad, ale cały czas je wspierać, przede wszystkim duchowo. Kiedy lekarze mówią, że dziecko jest bardzo chore, kierujemy jego matkę pod opiekę hospicjum, gdzie się tym maleństwem zaopiekują, nawet jeśli będzie żyło dwa dni. Matka nada mu imię, ochrzci, pożegna. Będzie miała świadomość, że dziecko umarło naturalnie, a nie wskutek jej działań. Są w Biblii takie słowa, że jeden dzień u Boga jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. One odnoszą się do życia takich dzieci. Jeden z teologów starożytnych pisał, że kiedy dziecko żyje tak krótko, iż nawet jego matka może o tym nie wiedzieć, to i tak przechodzi wszelkie etapy życia.

Lekarze nie składają już przysięgi Hipokratesa.

Po II wojnie powstało Światowe Stowarzyszenie Lekarzy, które w 1948 r. w Deklaracji genewskiej proklamowało nową wersję przysięgi lekarskiej.

Co jest w niej ważne?

Hipokrates kładł nacisk na dobro chorego, tu zapisano, że celem medycyny jest dobro ludzkości. To niebezpieczne sformułowanie, bo dla dobra ludzkości można eliminować nienarodzone dzieci obarczone wadami genetycznymi, żeby się z nimi nie męczyć, żeby państwo nie ponosiło kosztów. Na szczęście zmieniono ten fragment w przyrzeczeniu lekarskim w wersji polskiej. O naszym Kodeksie etyki lekarskiej mówi się, że jest jednym z najlepszych w Europie.

Dlaczego?

Został napisany w duchu personalistycznym. Jest tam mowa o tym, że dziecko przed narodzeniem to pacjent, że lekarz ma obowiązek wspierać nie tylko matkę, ale i dziecko, nie ma mowy o przerywaniu ciąży, ale podkreśla się rolę terapii, która jest głównym celem medycyny.

Lekarze przedłużają życie, ale też skracają je, zabijając ludzi w łonach matek, w podeszłym wieku czy przewlekle chorych.

Bo coraz szerzej upowszechnia się tzw. zasada jakości życia, w myśl której nie każde życie jest warte życia.

Kto to wymyślił?

Po raz pierwszy ta kategoria pojawiła się w niemieckiej książce H. Bindinga, której tytuł można przetłumaczyć na język polski jako: „Przyzwolenie na zniszczenie życia, które nie jest warte życia”. Ustanawia się tam kryteria, według których ocenia się minimalną wartość życia, i według nich decyduje, czy warto je podtrzymywać. Jeśli ktoś cierpi na chorobę nieuleczalną, to wartość jego życia radykalnie spada. Można go leczyć, ale można też jego życie szybciej zakończyć.

To niebezpieczne balansowanie.

W opozycji do takiego myślenia Jan Paweł II przypominał o wartości albo świętości życia nienaruszalnego od poczęcia do śmierci.

Mój kolega, chory na stwardnienie zanikowe boczne rdzeniowe, komunikuje się z innymi, poruszając jedynie powieką, ale chce żyć.

Widać, że dla niego samego życie ma wartość. Każdy z nas jest obarczony jakimś cierpieniem czy chorobą. Można eliminować człowieka z jego cierpieniem, ale też można to cierpienie integrować z życiem. Są ludzie, którzy w dramatycznym cierpieniu rozwinęli się duchowo. Dopiero ono otworzyło im oczy na przemijalność rzeczy materialnych, pieniędzy, bogactwa. Zaczęli nagle doceniać kontakty międzyludzkie. Ostatnio rozmawiałem z umierającym mężczyzną, który dopiero gdy żona i dzieci zaczęli się nim opiekować, odkrył, że przez lata nie zajmował się nimi.

Zatem cierpienie się przydaje?

Gdyby nie było chorób i cierpienia, społeczeństwo byłoby kuszone do pójścia w stronę egoizmu. Żyjemy, żeby jak najwięcej używać, a obecność chorych, cierpiących sprawia, że musimy im siebie dawać. Znamy to z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Wśród przechodzących obok rannego był, niestety, też kapłan, co mnie załamuje Ale Samarytanin na szczęście się zatrzymał, stracił czas, pieniądze, a przez to sam zyskał.

Co?

Wzrosło jego szlachetne człowieczeństwo, miłość, będąca zaprzeczeniem egoizmu. Bo albo człowiek żyje dla drugich, albo dla siebie. Jezus w przypowieści o Samarytaninie mówi do nas: „Idź i czyń podobnie”.

Bycie człowiekiem to otwarcie na drugiego

Tak właśnie. Są właściwie dwa style życia – albo się żyje w postawie daru z siebie i wtedy to jest arcydzieło; taki człowiek realizuje się, tracąc siebie. Albo wybiera się egoistyczne gromadzenie, konsumowanie, niedostrzeganie innych.

Zwykle wtedy unika się też cierpienia.

Cierpienie czy choroba same w sobie nie są dobre, ale mogą zostać przemienione w dobro. Wszystko zależy od człowieka, czy zamieni je w akt miłości, czy zamknie się w sobie. Hiob, kiedy został obsypany trądem i stracił wszystko, powiedział: „Pan dał, Pan wziął. Niech imię Pańskie będzie błogosławione”. Cierpienie spowodowało radykalny wzrost jego wiary i na końcu wygrał.

Wielu cierpiących buntuje się: „Modlę się, a Bóg mnie stale doświadcza”. Co im Ksiądz odpowiada?

Ja ich trochę rozumiem. Dlatego uważam, że do dojrzałej postawy ofiary z cierpienia trzeba wychowywać. Już dzieciom należy mówić, że mają siebie dawać. Kiedy maluch złamie rękę, nie wystarczy go pocieszać, ale też trzeba uczyć, że inni mają trudniej, że Jezus umarł za niego na krzyżu, radzić, by ofiarował za kogoś swój ból. Jeśli nie zacznie się tego uczyć wcześnie, potem trudno będzie starszemu wytłumaczyć sens cierpienia. •

Ks. dr hab. Andrzej Muszala jest profesorem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, dyrektorem Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki tej uczelni. Pełni funkcję kierownika Katedry Bioetyki Społecznej na UPJPII, jest współtwórcą i kierownikiem pierwszej w Polsce Poradni Bioetycznej, a także autorem wielu książek.

TAGI: